KAZIMIERZ KUŹMA

Warszawa, 8 lutego 1946 r. Asesor sądowy Antoni Krzętowski, delegowany do Oddziału Warszawa-Miasto Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchał niżej wymienioną osobę w charakterze świadka, bez przysięgi. Świadek został pouczony o obowiązku mówienia prawdy oraz o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, po czym zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Kazimierz Kuźma
Imiona rodziców Wawrzyniec i Franciszka
Data urodzenia 20 grudnia 1881 r.
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Marszałkowska 14 m. 10
Zajęcie stolarz
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

Powstanie warszawskie zastało mnie w mieszkaniu moim w domu przy ul. Rakowieckiej 15. Do 4 sierpnia 1944 roku w kamienicy naszej było spokojnie, a dopiero tego dnia przybyli do nas Niemcy z Wehrmachtu, zaczęli przeszukiwać mieszkania i rozkazali wszystkim zgromadzić się na podwórku. Na parterze oficyny naszego domu mieszkał emerytowany maszynista kolejki grójeckiej Kochański (imienia nie znam), który w tym czasie był chory i leżał w łóżku. Został wówczas w łóżku przez Niemców zastrzelony. Następnie zastrzelona została przez nich i żona Kochańskiego, która nie chciała odejść od zwłok męża. Działo się to około godz. 10.00 rano. W tym samym czasie na podwórzu naszego domu Niemcy zastrzelili siedem osób, a mianowicie Stanisława Szlenkiera około 40 lat; majstra malarskiego Feliksa Czyżewskiego, dozorcę domu, około 40 lat; Józefa Anioła, 13 lat oraz cztery inne osoby, których nie znam z nazwiska.

Sądzę, że nazwiska ofiar znać będzie Zofia Czyżewska (zam. obecnie przy ul. Rakowieckiej 9). Zobowiązuję się doręczyć jej wezwanie do sądu na 15 lutego b.r.

Ja w tym czasie, gdy Niemcy zastrzelili Szlenkiera, Czyżewskiego i Anioła, znajdowałem się na ulicy na wprost bramy naszego domu. Trupy ich widziałem na własne oczy leżące na podwórku. Było to 6 sierpnia. W dniu tym zostałem zwolniony przez Niemców z koszar lotniczych przy rogu ul. Puławskiej i Rakowieckiej i zaszedłem do naszego domu, aby sprawdzić, co z niego zostało. Ciała małżonków Kochańskich spaliły się w mieszkaniu, gdyż Niemcy jeszcze 4 sierpnia dom podpalili. Dom palił się na moich oczach, ponieważ Niemcy trzymali nas wszystkich na ulicy przed naszym domem do mniej więcej godz. 17.00, a dom podpalili jeszcze przed 14.00. Dodaję, że w sąsiadującym z naszym domem obecnie nr 21 przy ul. Sandomierskiej (dom narożny), zostały zabite przez Niemców 4 sierpnia dwie siostry Lipke, córki właściciela sklepu spożywczego. Jedna była w wieku około 19, a druga 16 lat. Zostały one zastrzelone. Ojciec ich, Feliks Lipke, również został wtedy przez Niemców zastrzelony.

Odczytano.