WANDA BADALSKA

Dnia […] lipca 1949 r. w Warszawie członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, mgr Norbert Szuman, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Wanda Badalska z d. Wróblewska
Data i miejsce urodzenia 6 stycznia 1916 r., Warszawa
Imiona rodziców Stanisław i Helena z d. Kowalska
Zawód ojca robotnik
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie szkoła powszechna
Zajęcie prowadząca meldunki
Miejsce zamieszkania Warszawa, al. Wilanowska 6 m. 6
Karalność niekarana

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w domu przy al. Wilanowskiej 6. Pierwszego dnia powstania przez teren naszej ulicy przechodzili powstańcy w kierunku Służewca na tory wyścigów konnych. Następnego dnia, czyli 2 sierpnia 1944 roku powstańcy, odparci ze Służewca przez Niemców, wracali przez nasz teren. Między nimi był jeden ranny, który w naszym domu otrzymał pierwszą pomoc. Od godziny 9.00 do 15.00 tego dnia był możliwy spokój. Około 15.00 na teren naszej ulicy przedarli się znowu powstańcy. W wyniku strzelaniny, jaką spowodowało ich przyjście, zostało rannych dwóch żołnierzy niemieckich po przeciwnej stronie al. Wilanowskiej, naprzeciw posesji nr 6. Widziałam tych rannych żołnierzy przez okno mojego mieszkania wychodzące na ulicę. Ponieważ w tym czasie Niemcy zaczęli ostrzeliwać nasz dom, przypuszczalnie z pozycji mieszczącej się w pobliżu klasztoru Dominikanów na Służewie, musiałam wyjść z mojego mieszkania. Nie widziałam dlatego, co się stało z rannymi Niemcami. Mieszkańcy naszego domu zaczęli zbiegać do piwnicy. W mieszkaniu sąsiadującym z moim zostały zabite pociskiem dwie osoby, jedna ciężko ranna została po uspokojeniu się zaniesiona na powstańczy punkt sanitarny, mieszczący się w domu przy al. Wilanowskiej 7. Ja z moim mężem, dzieckiem i siostrą z dziećmi zeszliśmy do komórki mieszczącej się na naszym podwórku, skąd przeszliśmy następnie do domu na sąsiedniej posesji przy al. Wilanowskiej 4. Stąd obserwowałam wypadki odbywające się przy naszej posesji.

Z chwilą, kiedy obrzucanie naszego domu pociskami ustało, na podwórko nasze weszło dwóch Niemców.

Jakiej formacji byli, absolutnie nie wiem. Przypuszczalnie byli to Niemcy stacjonujący w klasztorze. Stanęli w drzwiach prowadzących na klatkę schodową i kazali wszystkim wyjść z piwnicy. Pozostał w niej tylko mój ojciec, chory staruszek. Niemcy nie schodzili do piwnicy, dzięki czemu ojciec mój się uratował. Przed domem podzielili ludność na dwie grupy. Kobietom kazali zejść z powrotem do piwnicy. Mężczyzn, w tym dwóch młodych chłopców (jeden lat 11, drugi 16), poprowadzili z podniesionymi rękami na ulicę. Gdy ostatni z mężczyzn przeszedł furtkę prowadzącą na al. Wilanowską, Niemcy z karabinu maszynowego dali do nich salwę. W ten sposób zginęło 12 mężczyzn. Między nimi zginęli: Edward Mioduszewski, jego szwagier, którego nazwiska nie znam, Aleksander Idzikowski, Józef Węzio, Lachomski, Henryk Zieliński i inni.

Następnie Niemcy wrócili po kobiety i wyprowadziwszy je na ulicę, pokazali im zabitych, mówiąc: „oto są polscy bandyci”. Kazali kobietom wrócić do domu, zabraniając pochować zastrzelonych. Ofiary tej egzekucji leżały przed naszym domem przez 14 dni. Po tym czasie Niemcy, używszy do tego kilku mężczyzn z ludności cywilnej, pochowali ofiary egzekucji z 2sierpnia 1944 roku w dole wykopanym przy parkanie naszej posesji.

Ekshumację na tym terenie przeprowadził PCK na wiosnę 1945 roku.

Kiedy Niemcy wrócili na nasze podwórze po kobiety, by pokazać im swą zbrodnię, mąż mój – w obawie, że Niemcy przyjdą i na posesję nr 4 przy al. Wilanowskiej – uciekł przez podwórko na ul. Bukowińską. Tam został zabity przez Niemców tego samego dnia, czyli 2 sierpnia 1944, w kilka minut po dokonaniu przez Niemców egzekucji przy naszej posesji. Kiedy na naszej ulicy zapanował spokój, wyszłam z mojego ukrycia, zabrałam z piwnicy mego ojca i wraz z siostrą z dziećmi poszłam tą samą drogą, którą biegł mój mąż, na ul. Bukowińską, do jego rodziców. Tu pozostałam około dwa dni, czekając na męża. Około 5 sierpnia dowiedziałam się, że w czasie egzekucji na terenie naszej posesji mąż mój został zabity na polu zboża. Poszłam wraz z siostrą i ojcem męża odszukać jego zwłoki. Nie zdążyłam go jednak pochować, gdyż powstańcy uprzedzili mnie, że za chwilę zacznie się strzelanina.

Dnia tego wyszłam wraz z rodziną na Służew, a stąd na Wolicę. Pomimo mych starań, by wrócić i męża pochować, nie zdołałam uzyskać zezwolenia na to, gdyż al. Wilanowska była granicą zasięgu Niemców z jednej strony i powstańców z drugiej. Dopiero 2 października, kiedy Niemcy odparli już z tego terenu powstańców, zdołałam pochować męża.

Poza tym wiem, że 5 sierpnia 1944 została wysiedlona ludność z al. Wilanowskiej i okolicznych domów, w kierunku na Służew i Służewiec.

Na tym protokół zakończono i odczytano.