ALEKSANDER BUJAK


St. sap. Aleksander Bujak, ur. 10 lutego 1914 r., pracownik PKP, kawaler; 11 Baon Saperów Kolejowych.


Aresztowany zostałem 2 stycznia 1941 r. [z powodu] oskarżenia mnie o posiadanie broni palnej. Wezwano mnie do byłego oddziału drogowego w Kowlu przez pracownika kolejowego: jakoby mnie wzywa naczelnik rosyjski i chce mnie przyjąć do prac kolejowych. Po wejściu do gabinetu byłego naczelnika polskiego [zobaczyłem] przebranego NKWD-zistę w umundurowaniu kolejowym rosyjskim – wyciągnął kwestionariusz rosyjski i spisywał przebieg mojej służby kolejowej według swych danych. Po 15 min wchodzi NKWD-zista i zwraca się do mnie w te słowa: „A wasze mołodoj cze łowiek nazwisko?”. Ja jasno odpowiedziałem, a on w te słowa: „Pojdiom ze mną”. Cóż mam robić, wychodzę za nim, a tuż przy bramie wyjazdowej stoi taksówka. On otwiera drzwi i mówi, żeby wchodzić. Wszedłem, zamyka taksówkę na klucz, broń wyjmuje z kieszeni i mówi w te słowa do mnie: o ile ja zechcę uciekać, to użyje broni. Zostałem zawieziony do więzienia NKWD.

Przez osiem miesięcy przebywałem w więzieniu. Pierwsze [moje] więzienie do czasu odbycia sądu [znajdowało się] na Wołyniu, miasto Kowel. [Do] cel więziennych, [które] za czasów polskich były na jedną osobę, to bolszewicy wpuszczali po 27 do 30 osób – brakowało powietrza i dostępu światła słonecznego, podłoga dziurawa, pełno myszy i innych owadów, pomijając wszy, pchły i pluskwy.

Wyżywienie pod psem: 400 g chleba – [takiego,] że przy zduszeniu go wyciekała woda; rano woda czysta, gorąca i dwa gramy cukru; na obiad sama kapusta z wodą, bez żadnych tłuszczów, kwaśna; na kolację też kapuśniak, w którym się znachodziło kawałki drzewa i innych brudów, ale cóż na to było poradzić, człowiek zmuszony był to spożywać. Po osądzeniu mnie i zasądzeniu na pięć lat z więzienia kowelskiego, gdzie przebywałem pięć miesięcy, zostałem wywieziony do więzienia w Kijowie.

Warunki tam były o wiele gorsze niż w Kowlu, osadzono mnie w suterenach, spało się na posadzkach cementowych, światło elektryczne paliło się dzień i noc, do ustępu wypuszczano dwa razy dziennie, a w razie kto był chory na żołądek, oprawiał się w naczynie na sali, gdzie mieściło się 120 osób, i naczynie było bez nakrycia. [Jeśli] ktoś chciał się dostać do tzw. po rosyjsku paraszy (beczka), musiał chodzić po nogach i głowach swoich kolegów (i byli w celi więźniowie innych narodowości, między nami znachodzili się różni ludzie: Rosjanie, Rumuni, Litwini, Łotysze, Niemcy, Żydzi).

Niektórzy Rosjanie względem Polaków odnosili się dobrze, używali tych słów: „Myśleliśmy, że wy Polacy nas oswobodzicie, a tu się oswobodzili od słoniny sobaka ”.

Co się tyczy Żydów, względem Polaków odnoszenie się ich było bardzo złe [?]. Co było powiedziane o NKWD, Żydzi o wszystkim donosili, za co [nieczytelne] Polaków, katowano ich i osadzano do karceru.

Odnoszenie się NKWD do Polaków było bardzo złe, na badaniach bito i wymuszano zeznania, [pytano,] czy wiemy o organizacjach polskich. Wypowiadali się, że już nigdy nie będzie Polski i polskich panów. „Ty powiedz to, zaraz pojedziesz na wolność”. [Jeśli] się nie mówiło, podchodził sledowatiel i bił po twarzy, kopał i spychał na dół ze schodów.

Na badania wzywali trzy razy dziennie i przeważnie w tym czasie, kiedy było spożywanie żywności. Po zakończeniu badania zajęcia na celi odbywały się potajemnie: robienie szachów, kart, warcabów, wyrabianie cygarnic i fajek do palenia papierosów z chleba. Jak klucznik zobaczył to przez okienko, to była rewizja w celi, przychodziło dziesięciu NKWD-zistów, wygarniali z celi jak raz, ludzi rozbierali do naga i zaglądali w każdy otwór, [jeżeli] coś znaleźli, dawali całe cele na głodówki albo tego, co [u niego] znaleźli, zaprowadzali do karceru, gdzie trzymano po dwa dni bez jedzenia.

Zaopatrzenie lekarskie było nie dla wszystkich, z wyjątkiem Żydów. A to dlatego że doktorka była Żydówką, to byli zaopatrywani tylko Żydzi; w nagłych wypadkach Polak, gdy był bardzo chory.

Po przebyciu trzech tygodni w więzieniu w Kijowie byłem odesłany etapowo do Charkowa do więzienia tzw. po rosyjsku pieriesylne. Tam po przyjeździe przechodziło się komisję lekarską i badali, czy są zdrowi do prac. Ja osobiście skarżyłem się, że jestem chory i mówiłem, że również chory jestem na serce. Doktorzy odpowiadali szyderczo: „Jak wyrobisz normę, to budiesz zdorowy ”.

W dzień przyjazdu do więzienia do Charkowa wybuchła wojna rosyjsko-niemiecka i po kilku tygodniach zaczęli się obchodzić trochę inaczej z Polakami na wskutek zawartej umowy.

Po zawarciu umowy wszyscy więźniowie Polacy zostali oddzieleni od innych narodowości. W Charkowie w więzieniu w szpitalu był Żyd Polak, co miał wzgląd tylko na Żydów i Żydów więźniów dawał na diety, a Polak tego nigdy nie otrzymywał.

W lipcu panowała epidemia, umarło moc ludzi. Nazwiska ich dla mnie nie są znane, a że byli już nieżywi, to się widziało na własne oczy, gdy byli składani do jednej skrzyni bez żadnego nakrycia. Kiedy nas wyprowadzali na spacer, odkrywali specjalnie skrzynie, żebyśmy widzieli trupy Polaków. W szpitalu w Charkowie pracowała siostra Polka ze Lwowa, żona byłego majora, która mówiła o licznych zgonach polskich mężczyzn. Nazwisko tej siostry nie jest mi znane. Bardzo dużo młodych mężczyzn chorowało w Charkowie na suchoty.

26 sierpnia zostałem zwolniony z więzienia z Charkowa, gdzie miałem przeznaczone miejsce robót w baraku. Jadąc po drodze przez Buzułuk, tam zostałem skierowany do wojska polskiego 4 września 1941 r.

Miejsce postoju, 4 marca 1943 r.