TADEUSZ LIPSKI

15 czerwca 1949 r. w Warszawie członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce mgr Norbert Szuman przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Tadeusz Marian Lipski
Data i miejsce urodzenia 14 września 1922 r., Warszawa
Imiona rodziców Władysław i Maria z Dąbrowskich
Zawód ojca tkacz
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie szkoła powszechna
Zawód ekspedient
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Potocka 30
Karalność niekarany

Wybuch powstania zastał mnie w domu przy ul. Warszawskiej, niedaleko wylotu Potockiej. Mniej więcej przez cały sierpień przebywałem w domu, później zaś – w miarę wzmagania się ostrzału – wraz z rodziną chroniłem się na noc u znajomych na Żoliborzu, na dzień zaś wracaliśmy do domu. 14 lub 15 września podczas ataku bombowego na Żoliborz straciłem zabitych tuż obok mnie na ulicy Tucholskiej matkę, siostrę i szwagra. Kilka innych osób z mojej rodziny zostało wówczas zranionych. Po nalocie rozbiegliśmy się w różne strony, ja z ojcem udałem się do domu przy ulicy Mickiewicza, narożnego od ulicy Bohomolca, po przeciwległej stronie do tzw. Szklanego Domu. Schroniliśmy się tam w piwnicy, w której znajdowało się około trzydziestu osób ludności cywilnej, przeważnie małżeństw z dziećmi. Około południa tego samego dnia, w którym był nalot, któraś z osób przebywających w piwnicy próbowała wyjść na zewnątrz i została przy tym raniona. Wkrótce zjawili się na terenie domu Niemcy i wezwali nas do wyjścia okrzykami Raus. Opuściłem piwnicę razem ze zgromadzoną w niej ludnością i zobaczyłem stojących wokół domu kilkunastu żołnierzy w mundurach niemieckich, mówiących po niemiecku, którzy zaczęli oddzielać kobiety i dzieci od mężczyzn. Mnie odebrali trzymane na ręku dziecko siostry i kazali mi dołączyć do grupy mężczyzn. Kobiety podniosły lament, próbowały prosić żołnierzy o puszczenie mężczyzn wolno, ale kazano im odejść w stronę ulicy Bytomskiej. Wkrótce po odejściu kobiet do naszej grupy kilkunastu mężczyzn spośród których Niemcy puścili wolno staruszka Kaczora, żołnierze oddali szereg strzałów z pistoletów automatycznych. Nie będąc rannym, upadłem między ciała towarzyszy. Słyszałem jęki, dobijanie rannych, później odgłosy plądrowania domów i zabawy urządzonej gdzieś w pobliżu przez żołnierzy niemieckich. Wieczorem próbowałem wydostać się w stronę powstańców mających swe pozycje po drugiej stronie ul. Bohomolca, ale wobec silnej strzelaniny nie odważyłem się wyjść poza dom przy ul. Bytomskiej 1, sąsiadujący z posesją numer 3, na której – w ogrodzie z tyłu za domem – dokonana została egzekucja. Powróciłem więc na teren ogrodu i tam przeleżałem, o ile pamiętam, do jakich pięciu dni. Wówczas, będąc już bardzo osłabiony z głodu, zdołałem przeczołgać się pod pozycje powstańcze koło „Szklanego Domu”. Tam zaopiekował się mną nieżyjący już dziś znajomy Antoni Dąbrowski, który zaprowadził mnie do mojej żony. W związku z moim wygłodzeniem polecono mi używać pokarmów płynnych i powoli przywrócono mnie do sił. Do kapitulacji Żoliborza przebywałem na terenie fortu w parku żoliborskim, skąd skierowani zostaliśmy przez żołnierzy niemieckich drogą obok Instytutu Chemicznego ku ulicy Powązkowskiej, potem ulicą Okopową, Wolską i na Dworzec Zachodni, z którego pociągiem do obozu w Pruszkowie.

Na tym protokół zakończono i odczytano.