ANNA KUKUŁKA

Anna Kukułka
kl. V
Zagnańsk, 11 listopada 1946 r.

Chwila najbardziej dla mnie pamiętna z lat okupacji

Pamiętam 4 września 1939 r., dzień św. Rozalii. Z rana przychodzi do nas ciocia i mówi, abyśmy uciekali z domu, bo front się zbliża. Wojska na naszej wsi coraz więcej. Ludzi uciekających pełna szosa i całe podwórze. Wyszłam z mamusią do lasu schronić się z myślą, że wieczorem przyjdziemy do domu.

Pół godziny po wyjściu z domu przyleciały samoloty i bombardowały pociągi, które stały blisko naszej wsi. Na nasze podwórko spadła bomba. Dom nasz i wszystko, co w nim było, zostało zniszczone. Przyszłyśmy z mamusią i zobaczyłyśmy to straszne zniszczenie. Przyszedł i tatuś, zaczęliśmy wyciągać spod gruzów niektóre rzeczy.

Znów nadeszły samoloty. Chowaliśmy się w kartofle, aby się okryć zielenią. Samolot krążył i z karabinu maszynowego strzelał do nas, a ziemia na nas leciała. Leżałam w grządce ziemniaków, nie wiem jak długo, bo ze strachu usnęłam. Tatuś mnie zbudził, myślał nawet, że [zostałam] zabita, bo się nic nie ruszałam.

Zdjęci strachem zabraliśmy lepsze ubrania i uciekliśmy na wieś Belno, myśląc, że tam, za lasem, będziemy spokojni, ale front coraz bliżej. Strzały coraz głośniejsze. Wieczorem 5 września spaliła się wieś Lekomin, na której z rodzicami mieszkałam. Uciekaliśmy do lasu, widząc, że Niemcy coraz bliżej, Zostawiliśmy swoje rzeczy u gospodarza na wsi.

W lesie siedzieliśmy trzy dni i dwie noce. Dochodziły do nas pogłoski, że Niemcy w Belnie, że każą wychodzić z lasu, bo będą strzelać, kto nie wyjdzie. Wtem ktoś krzyczy, że Belno się pali. Po południu wyszliśmy z lasu i zachodzimy do tego gospodarza, gdzie były zostawione nasze rzeczy. Zaszedłszy, zobaczyliśmy tylko zgliszcza, a z naszych tłumoków – tylko trochę gorącego popiołu.

Z płaczem idziemy do domu. Na Zachełmiu zatrzymujemy się na noc. Tam dowiedzieliśmy się, że dom, w którym mieszkałam, też się spalił. Rozpacz ogarnęła mnie i moich rodziców i z płaczem idziemy do babci na Chrusty. Babcia na widok nasz zapłakała, bo już się dowiedziała, że mamy wszystko spalone. Tyle, co na nas zostało. Przyniosła nam mleka z piwnicy, dała nam jeść. Usiedliśmy, aby się posilić.

Wtem wchodzą Niemcy. Krzyczą coś po niemiecku. Tatuś podniósł ręce w górę. Obrewidowali go i poprowadzili go przed siebie. Zaprowadzili pod kościół, a stamtąd wywieźli nie wiadomo gdzie. Mamusię i mnie ogarnęła straszna rozpacz. Gdzie tatuś i kiedy wróci?

Te chwile były w moim życiu najbardziej pamiętne i chyba ich do śmierci nie zapomnę.