St. strz. Leonard Dmuchowski, ur. 17 sierpnia 1898 r., wieś Mieźniki, gmina Wsielub, pow. Nowogródek, woj. nowogródzkie.
Zmobilizowany do rezerwy policji 29 sierpnia 1939 r. do komendy policji w Nowogródku, 30 sierpnia złożyłem przysięgę. Po przysiędze przydzielony na posterunek Niehni[e]wic[z] e z kolegą z tej samej wsi, Antonim Zadziewskim. 17 września 1939 r. rozbrojeni zostaliśmy na trakcie Niehniewic[z]e–Nowogródek. Odwieźli nas do budynku, w którym mieścił się posterunek Policji Państwowej i gdzie się nas znalazło ok. 40 rozbrojonych policjantów.
Następnego dnia odprowadzili nas piechotą pod bagnetami – dwóch na przodzie kawalerzystów, dwóch z tyłu, sześciu po bokach z naganami – znęcając się po drodze, aż do więzienia w Nowogródku, gdzie się nas znalazło parę tysięcy żołnierzy i policji. Przed wywiezieniem nas z więzienia z Nowogródka ustawili nas w kolumnach – osobno oficerów, a osobno żołnierzy. To było trzeciego dnia i odprowadzili nas do Stowpców [Stołpców]. Tego samego dnia posłali nas na stację do wyładowania owsa z wagonów od godz. 20.00 do północy, bez odpoczynku. Na drugi dzień rano załadowano nas na pociąg i odwieziono do Kozielska, do łagrów, za druty. Stamtąd 17 października przywieziono nas do Krzywego Rogu, gdzie nas podzielono na grupy i porozsyłano po kopalniach do pracy.
Życie tam zależało od normy i zarobku. Praca [trwała] osiem godzin, [było] gorąco, [pracowaliśmy] w kopalniach rudy. Płacono nam pięć rubli dziennie na życie, ale to życie było marne. Tak nas męczyli od 17 września 1939 aż do 10 maja 1940 r. Osiem dni było [pracy], dziewiąty odpoczynku. W podróży odżywiano nas chlebem (400 g dziennie) i zimną wodą.
25 tego samego miesiąca przewieziono nas na stację przed zdobunową [Zdołbunowem?], załadowali nas na samochody i porozwozili po obozach jeńców. Nazwa tego obozu: Sosenki.
Do pracy na szosie [chodziliśmy] dwa miesiące. Stamtąd wywieziono nas do Równego do pracy na szosie, gdzie pracowaliśmy do października. Pracowaliśmy na szosie w todorowie [Tudorowie?] do 1 stycznia. Następnego dnia przewieziono nas z powrotem do Równego, 3 stycznia załadowano nas na transport [i] zawieziono do Wołoczysk. Po drodze dwa razy dziennie sprawdzano, czy wszyscy jesteśmy. Kontrolowano wagony, czy nie [są] uszkodzone itd. W Wołoczyskach zakwaterowali nas w całkiem zniszczonym baraku, tak że nie było nawet dachu nad głową. Odżywiali nas przez parę dni tak, że nawet kolegom moim nie starczyło kipiatoku. Woda to był śnieg. Po paru dniach dali rozkaz, czyli pozwolili naprawić dach. Ogradzaliśmy sami siebie w dwa rzędy słupów.
Zawszenie, brud, nędza i głód dokuczały nie do opisania. Po paru tygodniach warunki poprawiły się, zarównie [?] pędzili do ciężkiej pracy.
W kwietniu wywieziono nas do Kamieńca Podolskiego do pracy na lotnisko, pracowaliśmy tam aż do lipca. W lipcu cały obóz zgrupowali i stupaj na powrót pędzili, jak dzień, tak i noc o głodzie i bez odpoczynku [przez] 18 dni. Po drodze słabsi koledzy opadli z sił, nie mogli iść. Szturchali bagnetami, wołali: Podnimajsia, wpieriod! Przygnali nas do lasu pod gołe niebo na pięć dni na odpoczynek. Na dobę dawali po dwa suchary i jedną czwartą litra zupy – szczera woda. Szóstego dnia pognali nas do stacji, załadowali na pociąg.
Stamtąd odwieziono nas do Starobielska, do łagrów za druty. Tam dowiedzieliśmy się o amnestii. Obiecali nas zwolnić, jednak nas nie zwalniali. 30 lipca przyjechał do nas do łagrów nasz pan pułkownik, godność jego zapomniałem. Pan pułkownik dopiero nam ogłosił, że my już [jesteśmy] wolni [i] jesteśmy obywatelami polskimi. Na pytanie pana pułkownika, kto chce ochotniczo wstąpić w szeregi armii polskiej, rękę do góry podnieśliśmy wszyscy jak jeden mąż z wielkim zadowoleniem. 20 sierpnia już byliśmy sformowani w kompanie, 3 września pierwszym transportem odjechałem do Tocka [Tockoje], 8 września byłem na miejscu w 1 kompanii, 16 Pułku Piechoty.