WIESŁAWA PAŁGAN

Wiesława Pałganówna
16 listopada 1946 r.

Chwila najbardziej dla mnie pamiętna z lat okupacji

Chwilą najbardziej dla mnie pamiętną jest 2 czerwca 1944 r. Ledwie powstają pierwsze brzaski dnia, gdy [rozlega się] gwałtowne kołatanie do wszystkich drzwi i okien naszego domu i słychać krzyki: „Otwierać!”. Zrywamy się z łóżek i widzimy, że dom nasz jest otoczony żandarmerią niemiecką. Ledwie słaniająca się mamusia otwiera drzwi i słyszę pierwsze słowa: „Gdzie syn?”, to znaczy mój brat. Serce mi zamarło, bo zrozumiałam, czego chcą. W dodatku żandarm uderzył mamusię, aby prędzej prowadziła do brata. Z bronią gotową do strzału prowadzili mamusię do pokoju brata. Brat zrozumiawszy, że tu chodzi o niego, usiłował się ukryć, lecz widząc ciężką sytuację, wyszedł na prośbę mamusi, która ze łzami w oczach rzekła: „Chodź, synu, przyszli po ciebie”.

Serce rwało mi się w strzępy, kiedy brata skutego w kajdany wyprowadzali, a także mamusię. Krzyczałam wtedy wniebogłosy, wiedząc, że nie mam ojca, a matkę i brata mi zabierają [i] teraz zostaję sama na świecie. Jeden z tych łotrów, nie wiem dlaczego, począł mnie uspokajać słowami: „Nie płacz, mama wróci”, po czym otoczyli mamusię i brata wokoło i poprowadzili w kierunku stacji.

Długo stałam w furtce, zanosząc się od płaczu, aż straciwszy z oczu mamusię i brata, wróciłam zrozpaczona i całkiem bezsilna do zdemolowanego przez żandarmów mieszkania. Uklękłam przed [obrazem] Matki Boskiej, modląc się gorąco, aby moi najbliżsi nie zginęli.

Tego samego dnia wieczorem mamusia wróciła, a brata wywieźli do więzienia kieleckiego, skąd po kilku tygodniach wywieźli [go] do obozu Gross-Rosen. W 1945 r. po ciężkich przeżyciach [wrócił]. Wtedy przeżywałam dzień wielkiej radości.