WŁADYSŁAW BOROWY

Kpr. Władysław Borowy, rolnik, wdowiec.

10 lutego 1940 r. zostałem zaaresztowany jako osadnik wojskowy i wywieziony wraz z rodziną składającą się z żony, dwojga dzieci w wieku 14 i 17 lat oraz matki lat 83. Aresztowania dokonały władze sowieckie składające się z ok. 12 NKWD-zistów oraz sześciu miejscowych milicjantów z komendantem Feliksem Bałkowskim na czele. Po gruntownej rewizji domowej i osobistej dano mi 20 min na spakowanie się, a następnie jednokonną furmanką odstawili mnie z rodziną do stacji kolejowej Orzenin [Ożeniń]–Ostróg.

Na stacji było już zwiezionych ok. 70 rodzin osadników, między innymi sąsiadka Józefa Wyczechowska, której mąż został już poprzednio aresztowany i prawdopodobnie wszelki ślad po nim zaginął. Tego samego dnia wieczorem załadowali nas mniej więcej po dziesięć rodzin do wagonów towarowych i przez trzy dni w zamkniętych, nieogrzewanych wagonach staliśmy na stacji. Z wyjątkiem zimnej wody innej strawy nam nie dano ani do nas nie dopuszczono. W czasie postoju na stacji zamarzło półroczne dziecko Bronisława Stanisławskiego.

14 lutego wieczorem transport ok. 70 wagonów ruszył w kierunku Wołogdy. Podróż trwała siedem dni. Warunki higieniczne były nieznośne, jedynie tylko zezwolili opalać w wagonach i gotować ciepłą strawę, naturalnie o ile kto miał własne produkty. 30 km za Wołogdą, na stacji Pieczatkin[o], część transportu wyładowano, między innymi mnie z rodziną, a raczej resztę transportu, gdyż pierwsza część transportu została wyładowana w Wołogdzie.

Wszyscy osadnicy z mojej osady Chorów (70 rodzin) zostali przywiezieni do miejscowości Torfrozrobotki [torforazrabotka] i tam umieszczeni w barakach drewnianych, zapluskwionych. Ja otrzymałem na pięcioosobową rodzinę izbę trzy na dwa i pół metra. Ponieważ z domu nie mogłem zabrać żadnych przedmiotów najpotrzebniejszych, pierwsze dni z rodziną spałem na gołej podłodze. Dodaję, że konie i inwentarz częściowo zostały mi zabrane przez armię sowiecką przed mym aresztowaniem, a resztę zrabowało wojsko i miejscowy element komunistyczno-ukraiński. Ja z rodziną zabraliśmy tylko to, co mieliśmy na sobie.

Po trzydniowym odpoczynku zebrano nas wszystkich na zbiórkę i jeden NKWD-zista, Markow, komendant Torfrozrobotki [torforazrabotka] oraz niejaki Bielajew wygłosili krótkie przemówienia, że mamy się wyrzec Polski, bo Polski więcej już nie będzie, a mamy się zabrać do pracy i pracować dla Sojuza Sowieckiego i tu pozdychamy, przy czym w najohydniejszy sposób urągali pod adresem Polski. Po tym zebraniu przydzielono mi pracę w mieście Sokół [Sokoł] w fabryce papieru, oddalonej od miejsca zamieszkania osiem kilometrów. Praca trwała od godz. 8.00 do 16.00.

Do pracy dojeżdżaliśmy pociągiem, względnie chodziliśmy pieszo, zależnie od dniówki, gdyż praca odbywała się na trzy zmiany. Zarabiałem miesięcznie od 95 do 150 rubli. Praca moja była ciężka, polegała na rżnięciu drzewa – norma 22 m3 z ułożeniem. Ponieważ zarobek mój nie wystarczał nawet na sam chleb, zmuszony byłem wysyłać do pracy małoletnie dzieci. Matka moja zmarła z wycieńczenia w maju 1941 r. Żonę, która była chorowita, NKWD-zista Markow zmuszał groźbą do pracy.

W sierpniu 1940 r. NKWD aresztowało i wywiozło do więzienia w Wołogdzie część moich współtowarzyszy niedoli, między innymi zostali aresztowani: Stępniewski Wacław, Stanisław Hernacki, Czesław Radwan, Dobiasz i Grajewski. Aresztowania nastąpiły pod różnymi pretekstami, na przykład Radwanowi zarzucano organizację Polaków przeciwko ZSRR, ten sam zarzut dotyczył Hernackiego. Stępniewskiemu zarzucano wyśmiewanie się z ich ministra komunikacji Kahanowicza [Kaganowicza]. Mnie natomiast po aresztowaniu ich i następnych partii mniej więcej pod takimi samymi zarzutami wzywano trzy razy tygodniowo przez prawie rok na przesłuchania jako świadka dowodowego przeciw aresztowanym. Tłumaczyłem NKWD, że jestem głuchy, co stwierdzili nawet ich lekarze, że nic nie wiem, a mimo to trzymano mnie całą noc na przesłuchaniach, wymuszano zeznania groźbami. Ja jednak stale tłumaczyłem że nic nie wiem.

Pomoc lekarską sprawowali lekarze sowieccy, jednak pomoc ta nic nie pomagała.

Łączności z krajem nie miałem, ponieważ pisałem listy, jednak odpowiedzi żadnej nie otrzymałem.

Po zawarciu umowy polsko-sowieckiej zostałem zwolniony wraz z innymi Polakami i 22 września 1941 r. wstąpiłem do armii polskiej. Po moim wstąpieniu do wojska w lipcu 1942 r. żona moja zmarła z wycieńczenia.