BLANDYNA KLUCZEK

Blandyna Kluczek
kl. V
Seroczyn, gm. Wodynie
17 czerwca 1946 r.

Zdarzenie z czasów okupacji niemieckiej

Było to 1 września 1939 r. Niemcy wypowiedzieli wojnę, ale nim to zrobili, już napadli na Polskę. Samoloty niemieckie niszczyły niektóre miasta i tory kolejowe, wielki strach padł na ludzi. Zwłaszcza ludność cywilna masowo uchodziła od granic [kraju]. Żołnierze polscy nocami szli przez naszą wieś, nawet nie mieli czasu odpocząć. Pytaliśmy, czy daleko [jest] wróg, [a] oni [wówczas] pocieszali, że do nas nie przyjdzie. Jednak trwało to do 13 września. Tego dnia u nas, w Seroczynie, rano ok. godz. 9.00 zauważyliśmy parę samochodów wojska polskiego i żołnierzy okopujących się na polach. Zamierzaliśmy ukryć się gdzieś w schronie. Martwiliśmy się [i zastanawialiśmy], gdzie byłoby lepiej [się schować]. Dowiedzieliśmy się, że ludzie z różnych wiosek są w majątku, w piwnicy. Poszliśmy [tam] z całą rodziną. Po chwili zaczął się okropny bój. Po niedługim czasie bój ucichł, wyszliśmy z piwnicy i zobaczyliśmy Niemców na motocyklach. Koniec wsi, który nazywany był Koszarami, palił się okropnie. [Żołnierze] palili budynki i inwentarz. Niemcy przystąpili do nas z karabinami i nigdzie nie można się było ruszyć. Siedzieliśmy w piwnicy półtora tygodnia, dzień i noc. Warta niemiecka stała wokoło. Drugiej nocy kazali się rozejść. Przez całą noc słychać było strzały, a jak się już rozwidniło, zaczął się [znowu] okropny bój. Słychać było straszny huk armat i świst kul po drzewach. Po pewnym czasie bój ucichł. Siedzieliśmy [niespokojnie]. Czekaliśmy, co będzie dalej. Nadeszły wiadomości: [Niemcy] obchodzili się w sposób okrutny z ludnością cywilną, bo kiedy napotkali w schronach matki z dziećmi, rzucali granaty i zabijali. Spalili drugą stronę Koszar, a 11 mężczyzn ustawili rzędem pod stodołą i rozstrzelali. Jeden spośród nich dostał po nogach, później, [gdy Niemcy odjechali], odczołgał się [z tego miejsca]. Przyszedł do nas, do piwnicy krwią zbroczony i prosił o pomoc. Straszne wrażenie to wywarło na wszystkich ludziach. Czekaliśmy, kiedy z nami się to stanie. Na trzeci dzień ustawili nas czwórkami i poprowadzili pod karabinami. Mężczyzn zamknęli w kościele, a matki z dziećmi zapędzili na cmentarz kościelny. Drugi koniec wsi się palił. Potrzymali nas godzinę i znów czwórkami kazali odejść do piwnicy. Boju już nie było. Kilku żołnierzy polskich zamknęli w kościele z ludnością cywilną, przykro było na nich patrzeć. Tak Niemcy przez pięć lat mordowali Polaków.