HIPOLIT ŚLIWONIK

Dnia 21 listopada 1968 r. w Waniewie Waldemar Monkiewicz, podprokurator Prokuratury Powiatowej, delegowany do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Białymstoku przez Prokuratora Generalnego PRL, działając na zasadzie art. 4 Dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU nr 57, poz. 293) i art. 219 kpk, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez odebrania przyrzeczenia. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania. Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Hipolit Śliwonik
Data i miejsce urodzenia 11 marca 1920 r. w Waniewie
Imiona rodziców Aleksander i Józefa
Miejsce zamieszkania kolonia Waniewo, gromada Jeńki, pow. Łapy
Zajęcie rolnik
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Podczas okupacji hitlerowskiej przez cały czas zamieszkiwałem na kolonii wsi Waniewo. Daty dokładnie nie pamiętam, ale chyba 7 września, którego roku – nie wiem, pewnej nocy zostały przez Niemców spalone zabudowania mojego sąsiada Stanisława Krysiewicza i wymordowani mieszkańcy. Zbrodni tej dopuścili się żandarmi z Tykocina.

Przyjechali oni w nocy ok. godz. 23.00 i po otoczeniu zabudowań Krysiewicza podpalili te zabudowania, a gdy mieszkańcy zaczęli uciekać z płomieni, to strzelali do nich. Ja byłem w tym czasie w niedalekim Pszczółczynie i obserwowałem na własne oczy przebieg tych wydarzeń. Pszczółczyn jest odległy do kilometra od naszej kolonii. Żandarmi z Tykocina przyjechali drogą na Kurowo i tą drogą odjechali. Nie potrafię tych żandarmów wymienić z nazwiska.

Widziałem płonące zabudowania i słyszałem strzały, a także krzyki mordowanych przez Niemców osób. Na drugi dzień rano udałem się na kolonię Krysiewiczów i widziałem zamordowanych. Zostali zastrzeleni: Stanisław Krysiewicz oraz pięciu lub sześciu Żydów i dwie Żydówki, którzy przechowywali się w zabudowaniach Krysiewicza. Jego żona została zabrana przez żandarmów do Tykocina i tam zamordowana.

Brałem udział, na polecenie miejscowych żandarmów, w chowaniu zamordowanych Żydów i Krysiewicza. Miejscowi żandarmi polecili sołtysowi pochować zamordowanych, a ja zostałem wyznaczony do tej czynności przez sołtysa. Wykopałem dół, do którego wrzuciłem zwłoki pomordowanych, i zasypałem. W chowaniu zamordowanych na miejscu zbrodni brała udział większa ilość miejscowych rolników. Po pewnym czasie rodzina Krysiewiczów zabrała zwłoki Stanisława Krysiewicza i pochowała na cmentarzu w Waniewie.

Na drugi dzień lub w późniejszym terminie żandarmi z Sokół rozstrzelali na terenie zagrody Krysiewicza – już zresztą w tym czasie spalonej – jakiegoś Rosjanina, ujętego podobno na drodze. Opowiadała mi o tym moja matka, obecnie już niemieszkająca ze mną.

W Łapach mieszka córka Krysiewicza, Irena Żur, pracuje w przedszkolu. Druga córka, Krystyna, jest w Oświęcimiu, trzecia chyba Alina – gdzie mieszka, nie wiem.

Moja matka, Józefa Śliwonik, mieszka w Olsztynie, ul. Chopina 4.