RYSZARD SZWARC

Ryszard Szwarc
kl. IVa
I Państwowe Gimnazjum im. Bolesława Prusa w Siedlcach
19 czerwca 1946 r.

Jak uczyliśmy się w czasie okupacji?

Na początku tego skromnego opisu nauki mojej i mych kolegów podczas okupacji pozwolę sobie skreślić pokrótce warunki, że się tak wyrażę, lokalne. A więc: znajdowaliśmy się w Siedlcach, czyli pod okupacją niemiecką. Nauka w Gimnazjum i Liceum im. Bolesława Prusa została zabroniona i zamieniona na naukę tajną. Jak się ta nauka odbywała, nietrudno sobie wyobrazić, lecz nie to mam na myśli – zaznaczyć chcę, jak ustosunkowało się społeczeństwo oraz w jaki sposób byliśmy „kryci”. Stosunek mam synów [sic!], którzy się uczyli na kompletach, był na ogół przychylny – to był jeden plus, drugim było to, że mieliśmy stosunkowo względne Gestapo, które się nami nie bardzo interesowało, a w każdym razie nie w takim stopniu jak np. w Lublinie. Trzecim plusem była dość duża ilość legalnych szkół jak szkoła handlowa, mechaniczna itp. Takim i tym podobnym względom, a przede wszystkim opiece pana dyrektora i państwa profesorów, którym winniśmy dozgonną wdzięczność, zawdzięczamy [to], że mogliśmy się uczyć. Lecz jak ta nauka wyglądała?

Po wysiedleniach, przesiedleniach itp. mieszkania polskie przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy. I do tego przyszły jeszcze komplety, uczyliśmy się przeto w warunkach, których przed wojną niepodobna byłoby sobie wyobrazić. W ciasnych mieszkaniach, przy małych stołach, jako oświetlenie służyły nam karbidówki lub świece, ciemno było, przy tym nie można było pomyśleć o jakichkolwiek pomocach naukowych, nawet takich jak tablica, kawałek kredy czy jakiś, choćby prymitywny, przyrząd do nauk doświadczalnych.

W takich warunkach nietrudno sobie wyobrazić system i wygląd lekcji, lecz komplety miały i swoje dobre strony. Uczyliśmy się najwyżej po 10–12 [osób] na komplecie, nauczyciel przeto mógł łatwiej skontrolować stan naszych mózgów, dać wskazówki – i okazało się, że mimo wszelkich przeszkód tej materii poziom, przynajmniej w mojej klasie (komplecie), był według orzeczeń państwa profesorów nawet lepszy niż przed wojną.

Miał taki system i swoje złe strony. Nie można było utrzymywać stałych dzienników, formularzy, a więc uczniowie mogli tym łatwiej „urywać” się z lekcji, chociaż np. w mojej klasie zdarzyło się to tylko raz. Gorzej było, gdy np. nauczyciel, idąc z jednego końca miasta na drugi, spóźniał się czasem pół [godziny], a czasem i godzinę.

Lecz nie tylko to [było minusem tajnego nauczania]. Główną może przeszkodą były utrudnienia czy, lepiej mówiąc, niebezpieczeństwo [wynikające z] pobytu u nas Niemców. Mieliśmy nieoficjalne wiadomości, że wiedzieli oni o naszych kompletach, a tylko patrzyli na to przez palce. Naukę naszą często przerywały wiadomości o blokadzie, łapance czy tym podobnym zajściu. Ucząc się, narażaliśmy się na obóz, narażaliśmy rodziców, narażali się państwo profesorowie, abyśmy mogli zdobyć wiedzę. Tym ostatnim nigdy nie wywdzięczymy się inaczej jak pracą dla wolnej, już teraz, nowej, Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, ucząc się dobrze, a potem dla Niej pracując.