EUGENIUSZ BRYCKI

Warszawa, 1 lutego 1946 r. Sędzia Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała od niego przysięgę na zasadzie art.109 kpk.

Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Eugeniusz Stefan Brycki
Data urodzenia 9 sierpnia 1929 r.
Imiona rodziców Mieczysław i Leokadia z Płócińskich
Zajęcie praktykant ślusarski, zatrudniony w gazowni miejskiej
Wykształcenie siedem klas szkoły powszechnej
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Gazownia, ul. Dworska 25, Warszawa

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w mieszkaniu przy ul. Skierniewickiej 4 w Warszawie. Mieszkałem razem z babcią Stefanią Płócińską (lat 66) oraz z bratem Tomaszem (lat 12). W pierwszych dniach sierpnia teren nasz był opanowany przez powstańców. 4 sierpnia cały dzień z daleka słyszeliśmy jakby przerażone i rozpaczliwe krzyki; myśleliśmy wtedy, że to „Ukraińcy” krzyczą urra.

5 sierpnia o godz.17.00 czy 18.00 wpadło na podwórze naszego domu kilku SS-manów, wydając rozkaz, by wszyscy wyszli (raus). Razem z babką i bratem wyszedłem na ul. Skierniewicką, łącząc się z grupą mieszkańców naszego domu. Oddzielono mężczyzn od kobiet i dzieci.

Poprowadzono nas do ul. Wolskiej. Tu na chodnikach wałęsały się gęsto grupy żołnierzy w niemieckich mundurach. Żołnierze ci przyglądali się idącym, wypatrując, kto ma obrączkę, zegarek czy inną biżuterię. Wywoływali upatrzoną osobę z grupy i ograbiali.

Wprowadzono nas trójkami do bramy fabryki „Ursus” przy ul. Wolskiej, najprzód mężczyźni, potem kobiety. Na prawo od wejścia, wzdłuż muru pomiędzy parkanem od Wolskiej a stojącym nieco w głębi budynkiem fabrycznym, leżały warstwami zwłoki. Po lewej stronie ciała leżały mniej gęsto. W głębi pod barakami fabrycznymi widziałem także trupy. Pod budynkami warstwa zwłok rozrzuconych niesymetrycznie miejscami sięgała do wysokości jednego metra. Niedaleko od wejścia, raczej po lewej stronie, stała grupa SS-manów i „Ukraińców”, którzy strzelali do naszej idącej grupy od tyłu z broni ręcznej. W odległości pół metra od hali fabrycznej upadłem, nie będąc rannym. Na mnie upadł trafiony mężczyzna i skonał. Miałem twarz odwróconą do ziemi.

Po pewnym czasie posłyszałem kroki. Żołnierz ściągnął ze mnie trupa i przeszukiwał mu kieszenie, następnie stanął na mnie, poruszył moje ręce, kopnął, a widząc, że nie daję znaku życia, utrzymując pozycję bezwładną, odszedł. Słyszałem w tym czasie pojedyncze strzały. Sądzę, iż żołnierze dobijali rannych. Spomiędzy trupów żołnierze wyciągali rannego, słyszałem jak mówili Englisehe, nach lazaret.

Ściemniło się, ucichło. Wtedy wstałem, a spośród trupów powstało jeszcze pięciu mężczyzn: Wituski Stanisław, Zieliński, o których mam wiadomości, Mierzejewski, obecnie zamieszkały w Warszawie i dwu lokatorów naszego domu, których nazwisk i adresów nie znam.

Jeden z nich był dozorcą naszego domu.

Później słyszałem, że więcej osób ocalało z tej egzekucji, między innymi Rybak, obecnie zatrudniony w Monopolu Spirytusowym na Pradze w Warszawie. Cała nasza grupa przez halę fabryczną, okopem i przez płot wydostała się na ul. Płocką. Tu rozeszliśmy się. Razem z Mierzejewskim i Zielińskim przekradliśmy się na ul. Dworską. Doszliśmy do gazowni miejskiej i tu rozpoczęliśmy pracę. Później słyszałem od ludzi, że po egzekucji w fabryce „Ursus” zwłoki zostały zabrane i spalone.

W marcu 1945 roku, po powrocie do Warszawy, na terenie fabryki nie widziałem ani śladów paleniska, ani szczątków zwłok. W grupie, prowadzonej wraz ze mną, byli małżonkowie Wituscy z córkami, zięciem i wnuczką, Klajne – matka i córka, małżeństwo Woźniak, matka i zięć, Balicki z żoną i synem, małżonkowie Łuczko z synem, Osiewańska, małżonkowie Kujat z córkami, Grzeleccy z synem, Kurowscy z córką, Zielińscy, Mierniccy, Jaworska z córką, małżeństwo Zaraś z córką, Zalerowa, Kniejowa z córką i wnuczką, Zielonka.

Na tym protokół zakończono i odczytano.