Anna Kocajówna
kl. IVb
III Państwowe Liceum i Gimnazjum Żeńskie w Przemyślu
Jak uczyłam się w czasie okupacji niemieckiej
Gdy wybuchła II wojna światowa, ta wojna, która zniszczyła tyle istnień ludzkich i wstrząsnęła całym światem, chodziłam dopiero do czwartej klasy szkoły powszechnej. Z żalem i bólem musiałam odłożyć moje kochane książki. Schowałam je głęboko na strychu, by tylko nie wpadły w ręce wroga, którego już wtedy podświadomie nienawidziłam.
Niedługo jednak zaczęłam znowu chodzić do szkoły. Ale jakże obecna nauka różniła się od dawnej. Nie słyszałyśmy już nigdy z ust nauczycieli niczego o naszej drogiej Ojczyźnie; wróg chciał bowiem jak najszybciej wydrzeć Ją z naszej pamięci. Nie udawało mu się to jednak, bowiem w domu wieczorami uczyłyśmy się wspólnie historii, geografii i czytałyśmy książki, z których dowiadywałyśmy się o wielkiej, świetlanej przeszłości naszej Ojczyzny. Tak przerobiłam klasy piątą i szóstą.
Wtedy w położeniu moim zaszła zmiana niespodziewana a bardzo szczęśliwa. Do wioski mojej przyjechał profesor, który zamieszkawszy tam, począł udzielać nam lekcji. Czynił to z poświęceniem i samozaparciem, nie bacząc na grożące mu niebezpieczeństwo. Pod jego kierunkiem poczęłam przerabiać pierwszą klasę gimnazjalną. Zdając sobie sprawę, jak wielkim szczęściem jest możność uczenia się, uczyłam się z ogromną ochotą i zapałem. Myślałam o dniu, w którym będę mogła wreszcie zacząć uczyć się regularnie w szkole.
Nauka moja obecnie była bardzo utrudniona. Ciągle wisiała nad nami groza rewizji i odpowiedzialności za niedozwoloną naukę. [Profesor] starał się jednak zachować wszelkie środki ostrożności. Codziennie po lekcjach chowałam książki w najciemniejszy kącik strychu. Książki zniszczyły się, zbutwiały, tak że w końcu uczyłam się niemal ze strzępów. Jednak nie tłumiło to we mnie ochoty do nauki, ale jeszcze ją zwiększało. Bóg widział, z jaką przychodziło mi to trudnością, gdyż prócz nauki musiałam pracować w gospodarstwie. Nie mogłam przecież patrzeć na ciężki trud matki i ojca. W czasie żniw po całym dniu pracy, spieczona słońcem i upadająca wprost ze zmęczenia, biegłam do mego kąciku i spiesznie przygotowywałam zadaną lekcję.
Tak było bardzo długo, aż nagle niby grom spadła na nas wiadomość o aresztowaniu profesora. Za zasługi i poświęcenie zamiast nagrody spotkało go okrutne prześladowanie w więzieniu oświęcimskim. Ja jednak pomimo tego ciosu nie zaniedbałam nauki i uczyłam się sama, ile mi sił starczyło. Nie zdołam dziś jednak policzyć łez, które wylałam nad książką, nie mogąc sobie dać rady. W każdej modlitwie prosiłam Boga o koniec tej wojny, który otworzyłby mi drogę do prawdziwej szkoły. Wreszcie nadszedł wymarzony dzień i Bóg sprawił, że mogę już uczyć się regularnie w prawdziwym polskim gimnazjum.