HALINA AFFEK

Halina Affek
kl. IIb
11 kwietnia 1946 r.

Jak odbywała się nauka podczas okupacji

Ciężkie i krytyczne były warunki nauki, gdyż było to pod panowaniem nikczemnego wroga hitlerowskiego.

W 1939 r. ukończyłam cztery klasy szkoły powszechnej i byłam promowana do piątej [klasy]. W tym właśnie czasie wybuchła straszna wojna, która bardzo przeszkodziła wszystkim w nauce. Gdy już do naszej ojczyzny wkroczył wróg, szkoły zaraz przestały istnieć, zabrakło nauczycieli, a nas jak psy hycle połapali na roboty. W niedługim czasie zaczęły się otwierać szkoły, ale już nie polskie, lecz niemieckie. Dzieci niemieckie z wielkim zadowoleniem i wesołością co dzień wchodziły do szkoły, która kiedyś była nasza. Nieraz przechodząc koło budynku szkolnego, z ciężkim westchnieniem spoglądaliśmy nieśmiało w okna, gdzie kręciło się pełno [dzieci w] hitlerowskich mundurkach. Serce w takiej chwili nam zamierało... Nieraz na pewno niejeden z nas, myśląc o dalszej nauce, czekał z niecierpliwością jasnego dnia wolności, a tu jak nic, tak nic, spokojnie upływały dni za dniami, miesiące za miesiącami i lata za latami, a wróg dalej męczył młodzież polską.

Więc my – jako przyszła Polska – zdobyliśmy się na inny sposób. Zaczęliśmy uczyć się potajemnie, a już jaka ta nauka była, to się każdy domyśla. Otóż nasza szkoła była taka: niepozorny budynek o maleńkich oknach, stojący w najciemniejszym zakątku miasta, gdzie nawet mało kto chodził. Nauka nasza zaczynała się albo zupełnie rano, albo po obiedzie. Uważaliśmy, jak będzie nam wygodniej się przedrzeć przez miasto do naszej niepozornej szkoły.

Upływały tygodnie za tygodniami, a my byliśmy radzi i weseli z tej szkoły i z [możliwości] nauki. Może nawet weselsi niż dzieci niemieckie, które chodziły [do szkoły] ze wszelkimi wygodami.

1942 r. Dzień był piękny i słoneczny, ptaki śpiewały rozkosznie, drzewa szeleściły. Szliśmy jak zawsze każdy z osobna, ale jak nigdy serca nasze nie były spokojne, coś nas po prostu odstraszało i odpychało. Po przybyciu na miejsce rozpoczęliśmy naukę. Minęła jedna godzina i druga, za chwilę mieliśmy wyjść, a tu [nagle] wpadło trzech gestapowców z zapytaniem: „Co wy tu robicie?”. Osłupieliśmy, wahając się ze słowami [sic!], nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. Kilkoro [uczniów] uciekło oknami i to dla nas lepiej, bo było nas mniej, zostało zaledwie sześć osób. Cóż więc z tego, spisali nas i rano kazali się stawić na [posterunku] policji. Na drugi dzień, bijąc się z myślami, czy iść czy nie, poszliśmy. Weszliśmy na salę i czekaliśmy. Wtem weszło tych samych trzech gestapowców i kolejno nas brali na przesłuchanie, ale niczego od nas się nie dowiedzieli. Choć dostaliśmy po dziesięć [batów] gumami, to nie przymusiło nas i nie zdradziliśmy [niczego]. Potem to już sama nie wiem, jakim cudem nas puścili, i zakazali nam na drugi raz to robić. Ale za dwa dni przenieśliśmy się w inne miejsce, aby tam nadal prowadzić tajną naukę. Nareszcie mimo tej wielkiej udręki skończyliśmy już swą pracę, a na nasze miejsce znowu przyszli drudzy i tak samo się mordowali jak i my. Ale już w niedługim czasie zaświeciło i dla nas jaśniejsze słońce, z chwilą gdy zostaliśmy oswobodzeni od zbirów hitlerowskich. Zaraz powstały szkoły polskie i teraz chodzimy z wielkim zadowoleniem i zaszczyceni jak niegdyś dzieci niemieckie i wspólnie pracujemy dla Rzeczypospolitej Polskiej.