Wiesław Walecki
kl. IV
Gimnazjum im. Bolesława Prusa w Siedlcach
Siedlce, 20 czerwca 1946 r.
Jak uczyliśmy się w czasie okupacji
Kiedy wybuchła wojna pomiędzy Polską i Niemcami, byłem uczniem szóstej klasy szkoły powszechnej. Szkoła moja znajdowała się w sąsiedniej wsi, oddalonej od mojej wsi o dwa kilometry. Po wkroczeniu wojsk niemieckich naukę rozpoczęliśmy z opóźnieniem ok. dwóch miesięcy.
Nauczanie jednakże zaczęło zaraz od początku napotykać trudności. W krótkim czasie zabroniono nauczać historii, geografii oraz języka polskiego. Jako obowiązkowy przedmiot wprowadzono język niemiecki, który jednak po paru miesiącach został skasowany. Pod wpływem gróźb władz zaborczych nauczyciele byli zmuszeni stosować się do zarządzeń okupanta. Dzięki usilnej pracy nauczycielstwa poziom nauki przedmiotów niezabronionych stał bardzo wysoko. Ja, poza nauką w szkole, uczyłem się zabronionych przedmiotów prywatnie. W szkole nauczyciele starali się bardzo, abyśmy z tej nauki odnieśli jak największe korzyści, ponieważ dla niektórych moich kolegów był to przedostatni, a może i ostatni rok nauki.
W następnym roku szkolnym byłem uczniem siódmej klasy. Teraz zaczęło nam się powodzić jeszcze gorzej. Niemcy zajęli gmach szkolny, a my musieliśmy się uczyć w ciasnych i często nawet niehigienicznych warunkach. Tak ukończyłem szkołę powszechną. Wraz jak stawaliśmy się starsi, groziło nam coraz więcej niebezpieczeństw ze strony okupanta.
W celu dalszego kształcenia się wyjechałem do Warszawy. Tam zostałem wciągnięty na listę uczniów tajnego nauczania do gimnazjum ogólnokształcącego. Tutaj dopiero poznałem, do czego są zdolni okupanci. Nauka była stanowczo wzbroniona, a kto nie słuchał rozporządzeń władz, był z całą bezwzględnością prześladowany. Warunki lokalowe były dość dobre. Codziennie lekcje odbywały się w innym lokalu, najczęściej mieszkaniu jednego z kolegów.
Na lekcje schodziliśmy się nie więcej niż po dziesięciu. Tak na lekcje, jak i po lekcjach wychodziliśmy pojedynczo. Co pewien czas zmienialiśmy miejsce nauki, tzn. wybieraliśmy mieszkania innych kolegów, tak abyśmy nie zostali wyśledzeni przez policję niemiecką.
Poziom nauki był dobry. Być może wpływało na to ustosunkowanie się do nas nauczycieli. Stosunek nasz do profesorów był bardzo przyjacielski i serdeczny. Profesorów lubiliśmy bardzo i ślepo ich słuchaliśmy. Oni zajmowali się nie tylko samą nauką, ale i dodawali nam odwagi do przetrwania tych czasów. Kiedy razem siedzieliśmy przy jednym stole i wszyscy razem się uczyliśmy, było nam tak miło. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy cząstką tej Polski, która obecnie tak cierpi. Często widzieliśmy z okien różne sceny, które tak łatwo można wtedy było zaobserwować. Na ulicach musieliśmy często chować się przed tzw. łapankami. Łapanki te odbywały się coraz częściej, tak że nieraz nie można było się dostać na lekcje. Parę razy byłem świadkiem masowych egzekucji.
Aby się ustrzec przed wywiezieniem do Niemiec lub przed dostaniem się do więzienia albo obozu koncentracyjnego, byłem zmuszony pracować w fabryce i uczęszczać do szkoły zawodowej. W fabryce pracowałem trzy razy w tygodniu po pięć godzin. Do szkoły zawodowej chodziłem raz w tygodniu. Wskutek tego czas, jaki mogłem poświęcić nauce, był ograniczony. Warunki materialne też były bardzo ciężkie. Rodzice moi mieszkali 70 km od Warszawy. Do domu jeździłem co tydzień. Podróż była bardzo utrudniona, ponieważ w tym czasie zostały wprowadzone ograniczenia.
W Warszawie ukończyłem trzy klasy gimnazjalne w ciągu dwóch lat. Szkoła wywarła wpływ na całe moje życie. Profesorowie wpoili nam zasady, które odgrywają tak samo jeszcze i dzisiaj duże znaczenie w moim życiu. Dokazaliśmy tego [Osiągnęliśmy to], że chociaż byliśmy prześladowani, wytrwaliśmy.
Ostatni dzień w szkole spędziłem 28 czerwca 1944 r. W miesiąc potem wybuchło powstanie Warszawy, które dowiodło, że Polacy, chociaż byli tak uciskani, nie zapomnieli o swojej ojczyźnie. Było też dowodem, że i za czasów prześladowań nie próżnowano.