STANISŁAWA MĄCZKA

Warszawa, 1 kwietnia 1946 r. Sędzia śledczy Alicja Germaszowa, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrała przysięgę, po czym świadek zeznała, co następuje:

Imię i nazwisko Stanisława Mączka

Imiona rodziców Maria i Piotr

Data urodzenia 29 maja 1917 r.

Wykształcenie 3 klasy szkoły handlowej

Miejsce zamieszkania ul. Żerańska 6

Wyznanie rzymskokatolickie

Karalność niekarana

1 sierpnia 1944 roku około godz. 17.00 wracałam wraz z mężem moim Stanisławem i 4-letnim dzieckiem od matki męża zam. przy ul. Szerokiej (dokąd mąż mój po pracy w warsztacie ślusarsko-tokarskim przy ul. Szerokiej 4 wstąpił na obiad) do domu na ul. Żerańską. Mijaliśmy cerkiew przy ul. Targowej, gdy usłyszeliśmy sygnał alarmu lotniczego. Schroniliśmy się wtedy do schronu w cerkwi. Znajdowało się tam już około stu osób (mężczyzn i kobiet). Dochodziły do nas odgłosy walk z ulicy, kule padały na teren cerkwi. Około 18.00 wpadło do schronu dwóch Ukraińców i jeden Niemiec (zdaje się w mundurze SS-mana) uzbrojeni w automaty, rewolwery i granaty i kazali wszystkim wychodzić. Na schodach kazali się ustawić osobno mężczyznom, osobno kobietom. Mąż mój z dzieckiem na ręku przeszedł do grupy mężczyzn. Wyprowadzono ich na podwórze cerkwi (wśród nich znajdował się jeden pop), nas – kobiety – za nimi.

Na podwórzu ci mężczyźni, którzy się wykazali dokumentami niemieckimi, zostali odprowadzeni z powrotem do schronu. Pozostali (Polacy i Rosjanie) w liczbie 17 zostali wyprowadzeni na ulicę Cyryla i Metodego. Tu ich ustawiono pojedynczo szeregiem, pośrodku jezdni, twarzami do cerkwi. Przed nimi ustawiono czołg. Nam kobietom kazano stać na chodniku. Żołnierz niemiecki, ten, który nas wyprowadził ze schronu, powiedział wtedy po niemiecku (co zrozumiałam): „ – Stójcie tu, polskie świnie, i patrzcie, jak wasze i rosyjskie świnie giną”. Ja wtedy rzuciłam się do męża, by mu odebrać dziecko. Wtedy ów żołnierz uderzył mnie silnie w twarz i pod groźbą karabinu kazał mnie z dzieckiem i dwu innym kobietom wejść na pierwsze piętro cerkwi, tu zamknął nas w ubikacji na klucz. Następnie ten sam żołnierz po zejściu na dół stanął na podwórzu i, wycelowawszy w okno tego pomieszczenia, strzelił z karabinu. Kule wpadły do nas, ale nikogo nie raniły. Usłyszałam wtedy głos owego Niemca: „ – Już polskie świnie zabite, teraz zaczynajmy z tamtymi”. Udało mi się wtedy z ubikacji wydostać, z dzieckiem na ręku zbiegłam na dół i stanęłam w tłumie kobiet, które dotychczas przed cerkwią zostały. W tej chwili padła salwa z czołgu, następnie druga. Wszyscy padli na ziemię, wtedy jeszcze zostali obrzuceni granatami. Widziałam, jak mąż mój, który stał piąty w szeregu, padł na ziemię zabity. Po zakończeniu egzekucji Niemcy odeszli, pozostawiając wartownika z karabinem, który nie pozwalał nikomu do ciał się zbliżyć. My, kobiety wróciłyśmy wtedy do schronu.

Po dwóch dniach przedostałam się na ul. Wileńską 2 do mojej koleżanki, stamtąd widziałam, że do miejsca, gdzie leżały ciała zabitych, w dalszym ciągu nie wolno podchodzić. Następnie udałam się do teściowej mojej na ul. Stalową.

W dwa tygodnie później zostałam zawiadomiona przez znajomego mego męża (nazwiska jego nie znam), który 5 sierpnia został przez Niemców wzięty z ulicy do grzebania ciał zabitych na Cyryla i Metodego, że mąż mój został pogrzebany wraz z pozostałymi 16 ofiarami tej egzekucji we wspólnej mogile na terenie cerkwi. Znajomy ów rozpoznał ciało męża, zabrał jego dokumenty i klucze, które następnie otrzymałam od popa w cerkwi, gdzie zostały złożone.

W kwietniu 1945 roku była przeprowadzona ekshumacja przy udziale PCK, w czasie której rozpoznałam ciało mojego męża. Męża pochowałam następnie na cmentarzu na Bródnie.

Nadmieniam, że na chwilę przed opisaną egzekucją z szeregu ustawionych mężczyzn uciekło dwóch. Nazwisk i adresów ich nie znam, lecz postaram się dowiedzieć i wskazać komisji.

Odczytano.