Teresa Polesówna
kl. III
II Państwowe Liceum i Gimnazjum im. Marii Konopnickiej we Włocławku woj. pomorskie
Jak uczyłam się w czasie okupacji?
Kiedy Niemcy zajęli Polskę, uczęszczałam do czwartego oddziału szkoły powszechnej w Łukowie.
W latach 1940–1942 uczęszczałam do szkoły powszechnej i ukończyłam piąty, szósty i siódmy oddział, bez [następujących] przedmiotów: [języka] polskiego, historii i geografii. W 1942 r. i 1943 r. zmuszona byłam do pracy w sklepie niemieckim od rana do nocy. Dopiero kiedy moją liczbę godzin pracy zmniejszono, w styczniu 1944 r. zaczęłam chodzić na tajne komplety do klasy pierwszej gimnazjalnej. Razem ze mną uczyło się dziewięć koleżanek.
Warunki lokalowe były ciężkie, gdyż często zmieniałyśmy miejsce nauki, aby nie wzbudzić podejrzeń [ze strony] władz niemieckich.
Każda z uczennic przychodziła sama, ukrywając zeszyt pod paltem, w torbie lub [w] koszyku.
Z książkami było bardzo ciężko, gdyż Niemcy wszystkie polskie podręczniki zabrali, a korzystałyśmy jedynie z książek dostarczonych przez personel profesorski, ukrytych przed Niemcami, lecz liczba książek była niewystarczająca, toteż potrzebny materiał kopiowałyśmy, a często pomagali nam starsi.
Lekcje odrabiałam wieczorem, a często i w nocy, dlatego że w dzień pracowałam, a po południu byłam na lekcjach.
Święta obchodzone przed wojną – religijne czy też narodowe – czciłyśmy w ten sposób, że w dni te nie miałyśmy lekcji.
Podczas [tajnego] kompletu często zdarzało się, że lekcje nie z naszego powodu ani też z powodu święta nie odbywały się, a przyczyną byli szpiedzy niemieccy, którzy tropili nas, by nie dopuścić Polaków do oświaty. Ludzie ci, utrudniający nam naukę, byli zwalczani przez organizacje podziemne, które nawet na oczach gestapo w mieście wykonywały na nich egzekucje.
Dom, gdzie przeważnie uczyłyśmy się, był [położony] bardzo blisko szpitala, toteż gdyby wykryto nas w tym domu, miałyśmy przygotowane prace: cerowanie koszul, prześcieradeł, lub zwijanie bandaży, i mogłyśmy tłumaczyć się, że pracujemy dla szpitala.
Koleżanki uczące się ze mną to były przeważnie moje rówieśniczki. Profesorowie uczący nas byli profesorami przedwojennego gimnazjum ogólnokształcącego. Stosunek profesorów do nas był serdeczny i przyjazny.
Pomoc starszych wyrażała się w tym, że nie zawahali się nigdy i nie zabronili nam uczyć się w ich domach, choć wiedzieli, na jakie niebezpieczeństwo są narażeni oni sami, profesorowie i my.
W takich warunkach w ciągu sześciu miesięcy opanowałam program pierwszej klasy gimnazjum ogólnokształcącego.
Dalszą [moją] naukę na [tajnych] kompletach przerwały nadchodzące działania wojenne.
Kiedy w lipcu 1944 r. Łuków został wyzwolony, do klasy drugiej mogłam chodzić już do gimnazjum w wolnej Polsce.
Z najważniejszych wydarzeń, jakie działy się w czasie okupacji, zapamiętałam sobie to, że wiosną 1940 r. we wsi Bronisławów (pow. łukowski) egzekucyjny oddział niemiecki przybył z Lublina [i] w promieniu trzech kilometrów wymordował ludność polską, rzekomo za to, że przed paroma dniami nieznani sprawcy napadli na rodzinę przedwojennego osadnika (volksdeutscha), którego obrabowano i zabito. Czyn ten szerokim echem rozszedł się po okolicy i ludność poznała bestialstwo niemieckie. W roku tym już zaczęłam słyszeć o organizacji podziemnej i o jej pracy. Partyzanci wysadzali mosty i transporty kolejowe w powietrze, a Polakom współpracującym z Niemcami udzielali ostrzeżeń, kary chłosty, a nawet gdy prośba i groźba nie pomogła, zabijali.