Marek Paniński
kl. I liceum
Państwowe Liceum i Gimnazjum im. Mikołaja Kopernika w Toruniu
Jak uczyłem się w czasie okupacji
W czasie okupacji niemieckiej przebywałem w Grodzisku Mazowieckim niedaleko Warszawy.
Po skończeniu szkoły powszechnej, mocno zubożonej w programie [nauczania] przez władze niemieckie, zacząłem uczęszczać na tzw. komplety. Było to gimnazjum przedwojenne z jego przedwojennym programem nauczania, z dawnymi profesorami i dyrektorem Westwalem.
Komplety te różniły się od normalnej szkoły tylko warunkami mieszkaniowymi.
Lekcje odbywały się w mieszkaniach uczniów. Komplet taki składał się przeważnie z pięciu– dziesięciu osób, uczniów i uczennic. W każdym dniu tygodnia lekcje prowadzono u kogoś innego, przeważnie przed południem. Nauka odbywała się zupełnie normalnie, tzn. że lekcje zaczynały się na początku września, a kończyły się w końcu czerwca. Były i ferie świąteczne.
Czasami, a było to dość często, w okresie łapanek i wywożenia na roboty do Niemiec, dyrekcja zarządzała przerwę w nauce aż do odwołania. Zawiadamiano wówczas uczniów o wznowieniu lekcji systemem łańcuszkowym, tj. jeden kolega zawiadamiał drugiego.
Z tej nauki prowadzonej konspiracyjnie korzystałem ok. trzech i pół roku. Wspomnieć tu należy o opłatach. W 1942 r. razem wynosiła 120 zł, w 1943 r. – 200 zł, w 1944 r. – 300 zł. Były to opłaty zasadnicze; sprawy finansowe załatwiała dyrekcja też indywidualnie, tzn. obniżano czesne do odpowiednio niskiej kwoty dla niezamożnych, a biednych uczniów, zdolnych i pracowitych zwalniano z niej zupełnie.
Co do podręczników to korzystaliśmy z przedwojennych, starych, które można było nabyć w księgarniach warszawskich. O książki było trudno, ale mimo to większość uczniów je posiadała. Bardzo trudno było dostać podręczniki do łaciny, ale radziliśmy sobie w ten sposób, że przepisywaliśmy na maszynie do pisania kilka rozdziałów naprzód w kilku egzemplarzach.
O pomocy społeczeństwa niewiele mogę powiedzieć, ale sprawą tajnego nauczania zajmowali się raczej ci, którzy byli nią bezpośrednio zainteresowani, a więc rodzice uczącej się młodzieży i nauczycielstwo.
Pomimo pominięcia niektórych przedmiotów: gimnastyki, rysunków, śpiewu, zajęć praktycznych, poziom nauki był prawie równy poziomowi gimnazjum przedwojennego.
Na komplecie naszym było ośmioro [uczniów]: chłopcy i dziewczęta od rocznika 1920 do 1929. Profesorowie nasi od czasu do czasu zmieniali się: jednych Niemcy aresztowali, drudzy musieli przed nimi uciekać, inni znowu dochodzili do przekonania, że nauczanie nie kalkuluje się, a na handlu można lepiej zarobić.
Dopiero po powstaniu warszawskim napłynęło do nas wielu nowych nauczycieli, między innymi w szkole naszej wykładał przez pewien czas dziekan Wydziału Matematyczno- Przyrodniczego na Uniwersytecie Warszawskim, Mieczysław Pożaryski.
W okresie tym, kiedy zdobywaliśmy z trudem wiedzę, wiele też przeżyliśmy okropności. Nie będę wyliczał wszystkiego, wymienię jeden tylko wypadek, ale jakże charakterystyczny.
Otóż pewnego dnia naprzeciwko domu, w którym odbywała się nasza lekcja, była to właśnie łacina ([wykonywaliśmy] tłumaczenie [tekstu] cezara Nerona), Niemcy rozstrzelali 20 osób płci obojga, zakładników wziętych za wysadzenie mostu kolejowego przez partyzantów.
Dopiero po klęsce Niemców odzyskaliśmy nasz przedwojenny budynek szkolny, który po dwutygodniowym remoncie był zdatny do użytku.
Wtedy zaczęliśmy normalną naukę w polskiej szkole i nie potrzebowaliśmy się z tym kryć.
Na zakończenie stwierdzić muszę, że chociaż nauka była ciężka i kosztowna ([ze względu na] książki) oraz do pewnego stopnia niebezpieczna, nie straciłem ani jednego roku. Tak przedstawiać się będzie w bardzo ogólnych zarysach moja nauka za [czasów] okupacji.