CECYLIA TOMCZUK

Kobyłka, dnia 6 sierpnia 1988 r. o godz. 18.25, st. kpr. Zbigniew Bobowik z Posterunku MO w Kobyłce, działając na mocy:

1. art. 263, par. 1, 267 kpk, zgodnie z art. 129, par. 1 kpk,

2. polecenia Prokuratora (Sądu),

osobiście przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania z art. 247, par. 1 kk, po czym świadek stwierdziła własnoręcznym podpisem, że uprzedzono ją o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk).


Imię i nazwisko Cecylia Tomczuk z d. Skłodowska
Imiona rodziców [Heronim] Hieronim i Amelia
Data i miejsce urodzenia 27 listopada 1939 r. w Skłodach-Piotrowicach, [pow.] Ostrów Mazowiecka
Zamieszkały(a) Kobyłka, [...]
Adres do doręczeń w kraju (art. 124 kpk) jw.
Obywatelstwo polskie
Wykształcenie średnie
Zawód wyuczony ekonomistka
Zatrudniony(a) Wspólnota Energetyki i Węgla Brunatnego, Warszawa, ul. Mysia 2, w charakterze zastępcy kierownika Działu Księgowości
Karalność za fałszywe zeznanie wg oświadczenia ustnego niekarana
Seria i nr dowodu osobistego [...]

Świadek, uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań z art. 247, par. 1 kk, zeznaje, co następuje.

Pamiętam dokładną datę – było to 20 stycznia 1944 r., miałam wtedy cztery lata i dwa miesiące – jak w dzień przyjechali do nas niemieccy żandarmi. Przyjechali samochodem ciężarowym i było ich dużo. Wywołali ojca, Hieronima Skłodowskiego, przed dom i starali się wydusić od niego, gdzie ukrywa Żydów. Jedni go bili, a drudzy szukali.

Pamiętam jeszcze, że jak przyjechali żandarmi, to nasza sąsiadka wyjrzała z domu i jeden z żandarmów strzelił do niej i ją zabił, nazywała się Pieńkowska.

Żandarmi cały czas bili ojca, ojciec po każdym uderzeniu wstawał i przewracał się do momentu, aż został zakatowany. Po zabiciu ojca żandarmi kazali nam się ubierać i wsadzili nas do samochodu. W domu pozostała chora babcia Aleksandra Skłodowska. Gdy byliśmy w samochodzie, usłyszałam strzał i domyśliłam się, że babcia została zastrzelona.

Razem z żandarmami przyjechał do nas nasz sąsiad Józef Kulesza. Nie było wątpliwości, że to on [nasłał] na nas Niemców, bo jak mama chciała coś powiedzieć, to kazał jej milczeć.

Zostaliśmy wywiezieni do Jasienicy, gdzie przebywaliśmy ok. tygodnia i o ile jest mi wiadome, to cała nasza rodzina miała być rozstrzelana. Po tygodniu wypuszczono nas. O nasze zwolnienie starał się znajomy ojca, mieszkaniec Świerże-Panki – nie wiem, czy to było nazwisko, czy przydomek, ale mówili na niego Bauer.

To wszystko, co mam do powiedzenia w tej sprawie.

Na tym protokół zakończono 6 sierpnia 1988 r. o godz. 19.05 i po odczytaniu mi jako zgodny z moimi zeznaniami podpisuję.