Plut. Teodor Biś, 42 lata, st. post. służby śledczej, kawaler.
Do 18 października [sic!] 1939 r. pełniłem służbę wojskowo-policyjną w wydziale śledczym w Złoczowie. 19 października [sic!] do Złoczowa wkroczyły wojska sowieckie. Tego samego dnia wraz z całą obsadą wydziału śledczego zostałem rozbrojony i aresztowany przez Sowietów jako kontrrewolucjonista.
W drodze do więzienia złoczowskiego zdołaliśmy zbiec (z wyjątkiem podkom. Władysława Czajkowskiego i st. post. służby śledczej Stanisława Winowieckiego, którzy według opowiadania świadków naocznych Zygmunta Tenia i Antoniego Banka ze Złoczowa w dwa dni później zostali rozstrzelani przez Sowietów). Ja wraz ze st. post. służby śledczej Stefanem Pauchem ukrywałem się we wsi Maleniska i w okolicznych lasach pow. Brody.
W nocy [z 14] na 15 grudnia 1940 r. zostaliśmy powtórnie ujęci przez NKWD i osadzeni w więzieniu w Podkamieniu, pow. Brody. 28 grudnia 1940 r. zostałem przewieziony do więzienia w Złoczowie, a 6 maja 1941 r. do Starobielska. W Starobielsku zostałem zasądzony na pięć lat wolnego wysiedlenia.
26 maja 1941 r. ze Starobielska etapem więziennym zostałem wywieziony do miejsca zesłania, Urgencia [Urgencza], gdzie 27 sierpnia 1941 r. zostałem z więzienia zwolniony na podstawie amnestii. W czasie wspomnianego etapu przebywałem w więzieniach Artiomsk [Artiomowsk], Charków, Syzrań, w łagrze rozdzielczym w Taszkencie i Czordżu [Czardżou].
Stosunek NKWD do więźniów Polaków był po prostu bestialski aż do chwili ogłoszenia amnestii.
W Podkamieniu byłem uwięziony w izolowanej piwnicy mieszczącej się pod byłym budynkiem sądowym, wilgotnej, bez podłogi, okien, nieopalanej, brudnej, cuchnącej do niepoznania, gdyż potrzeby fizjologiczne musiałem załatwiać po prostu na ziemistą podłogę, której uprzątać nie pozwolili, a ponieważ nie było ławki lub innego leża, byłem zmuszony stać przez cały pobyt. Każdej nocy przesłuchiwano mnie. Wprowadzano mnie do specjalnie urządzonego gabinetu, by osoby niepowołane nie mogły słyszeć lub widzieć, co będę zeznawał. Tam dwóch lub trzech NKWD-zistów jeden przez drugiego rzucali pytania, a to: gdzie przebywają moi współpracownicy i przełożeni, dlaczego służyłem w policji polskiej, dlaczego prześladowałem członków polskiej partii komunistycznej, dlaczego broniłem burżujów, kto był moim konfidentem itp. Otrzymując odpowiedzi wykrętne, pienili się ze wściekłości, usiłowali zmusić mnie do korzystnych dla siebie zeznań głodem i torturami, na przykład bili mnie kułakami po całym ciele, sadzali kością ogonową na rogu krzesła, a gdy zemdlony upadłem na podłogę, wówczas cucili mnie kopaniem i zlewaniem wodą, po czym tak zbitego i przemoczonego odprowadzali do wspomnianej piwnicy. Innym razem stawiali mnie twarzą do ściany, manipulując bronią palną, pozorując strzelanie do mej osoby, wykrzykując przy tym: Gowori, bo ubijom! i inne obelżywe słowa, których wówczas nie rozumiałem. Pożywienie otrzymywałem co drugi dzień w postaci kawałka chleba wielkości dłoni i garnuszek czystej wody, co trwało przez cały czas pobytu w Podkamieniu.
W więzieniu złoczowskim warunki były o tyle znośniejsze, że nie byłem przesłuchiwany, siedziałem na celi wśród 60 więźniów, w 50 proc. polskich oficerów i urzędników państwowych, spośród których poprzednio znałem osobiście ppor. rez. Mariana Kontnika i por. Oliwę z Brodów, podporuczników Aksamita i Daszkiewicza ze Złoczowa, ppor. Paprockiego ze Sanowa, kpr. pchor. Teleżyńskiego z Kamionki Strumiłowej. Nocą spałem na podłodze drewnianej, otrzymywałem dziennie ok. 500 g chleba, rano garnuszek kawy lub herbaty, na obiad garnuszek zupy i drugi kaszy i byłem wypuszczany na godzinny spacer. Jednak i tu straż więzienna obchodziła się z nami brutalnie, przeprowadzali po kilka razy dziennie tzw. prowierkę, złośliwe rewizje osobiste i w rzeczach, w czasie których całymi godzinami zmuszali stać nago na zimnym korytarzu więziennym.
Opieka lekarska była tylko pozorna, każdego dnia przychodziła na celę sanitariuszka, po to, by zgłaszającemu się choremu powiedzieć: To niczewo, ty i tak padochniesz.
Podobny wypadek osobiście przechodziłem, gdy wskutek pobicia dostałem zapalenia wewnętrznego uszu. Kilkakrotnie zwracałem się do wspomnianej sanitariuszki, która odpowiadała mi w powyżej podany sposób, nie udzielając żadnej pomocy. Drugi wypadek miałem w drodze etapowej. W więzieniu charkowskim poczułem się chory i jeden z więzionych lekarzy orzekł, że mam zapalenie stawów. Wówczas zwróciłem się do lekarza, jednak ten pocieszył mnie tylko słowami: Tiebie, Polaczek, niczewo nie budiet, pojedziesz w dalszy transport i oczywiście wieźli mnie przez kilka dni, nieprzytomnego z gorączki, dopiero w Taszkencie wyrzucili mnie do szpitala łagiernego, jednak i tam z braku miejsca wyrzucono mnie przed barak szpitalny i pozostawiono bez żadnej opieki lekarskiej, słońce mnie wyleczyło. W wymienionym szpitalu słyszałem z opowiadania tamtejszych Moskali, że zmarł tam w tych dniach major Wojska Polskiego, jednak nazwiska zmarłego ustalić nie zdołałem.
NKWD-ziści w Urgenciu [Urgenczu], zwalniając mnie z więzienia, przy wystawianiu udostawlenia [udostowierienija] namawiali do przyjęcia obywatelstwa sowieckiego, w zamian obiecując lepsze warunki pracy, na co jednak nie zgodziłem się. W Urgenciu [Urgenczu] pracowałem już jako wolny obywatel polski w MTS [Maszynno-traktornaja stancyja] jako stolarz, zarabiając dziennie pięć do ośmiu rubli, kiedy nędzne wyżywienie dzienne kosztowało 15–20 rubli.
16 października 1941 r. wraz ppor. rez. Bogusławem Bojanowskim ze Złoczowa za pośrednictwem miejscowego komisarza wojennego złożyłem prośbę o przyjęcie mnie do Wojska Polskiego, które nie zostało uwzględnione. Dopiero 26 lutego 1942 r. zjechała do Urgencia [Urgencza] polska komisja poborowa, przez którą zostałem przyjęty do służby wojskowej. 13 marca 1942 r. ogólnym transportem przewieziony, względnie odesłany zostałem do Pahlevi [Bandar-e Pahlavi], gdzie przyjechałem 27 marca 1942 r. W Pahlevi [Bandar-e Pahlavi] zostałem umundurowany, następnie przewieziony do Teheranu i wcielony do plutonu żandarmerii, gdzie pełnię służbę do chwili obecnej. Kontaktu z rodziną i krajem od 1 października 1939 r. nie posiadam.