KRYSTYNA SZARZYŃSKA

Krystyna Szarzyńska
kl. VI
Wisznice, pow. Włodawa, woj. lubelskie
21 czerwca 1946 r.

Przeżycia w czasie okupacji niemieckiej

Polska przez pięć lat była w niewoli niemieckiej. Ciężka to była niewola, wszystkim się sprzykrzyła, gdyż Niemcy bili i mordowali Polaków w straszny sposób, paląc ich w piecach, mordując w więzieniach, a nawet wieszając i zabijając pod murami. I ja, gdy to opisuję, czuję w moim sercu nienawiść do tych złoczyńców niemieckich.

Otóż opiszę tu jeden taki straszny wypadek, kiedy to na początku 1944 r., o jakieś sto kroków od mego domu po murem zabito 30 mężczyzn. A było to tak.

W naznaczonym dniu miały się zebrać wszystkie okoliczne wioski na rynku. Gdy już wszyscy się zebrali, na środek rynku wyszedł jakiś Niemiec i zaczął przemowę o Polakach, którzy w nocy chodzą w bandzie – że właśnie teraz złapano takich 30, którzy będą rozstrzelani pod murem. Po przemowie zaczęto wyprowadzać z samochodu tych biednych Polaków, którzy byli niewinni. Potem każdy [z nich] musiał sobie zawiązać oczy chustką i tak [przygotowanych] zaprowadzono ich pod mur, gdzie już stali żandarmi z uszykowanymi karabinami.

Na komendę starszego żandarma rozległ się huk i dziesięć osób padło na ziemię trupem. Gdy już wszystkich w taki sposób zabito, podjechała furmanka, na którą złożono trupy. Furmanka ta zawiozła je za miasto, gdzie wszystkich złożono do jednego dołu. Po tej strasznej egzekucji luzie zaczęli się rozchodzić, a każdy taił w sercu nienawiść do Niemców, którzy mieli kamienne serca.

Znów drugie przejście miałam ok. 20 lipca 1944 r., kiedy to Niemcy pod naciskiem wojsk sowieckich musieli od nas uciekać. Gdy już się mocno zawieruszyło, wtedy to rodzice moi wyjechali na wieś do znajomych. Tam przez kilka dni był spokój, lecz potem zaczęli przyjeżdżać Niemcy, którzy wieźli ze sobą armaty. Zaraz po ich przyjeździe ujrzeliśmy krążące nad zabudowaniami cztery samoloty niemieckie. Gdy samoloty te odleciały, usłyszeliśmy huk dział i nad głowami zaświstały nam kule. Przestraszyliśmy się okropnie, a kto co mógł, łapał i biegł do lasu. Strzelanie trwało krótko, zaledwie pięć minut.

Gdyśmy wrócili, ujrzeliśmy ciężko rannego żołnierza niemieckiego, którego zaraz odwieźli do Wisznic, gdzie mu ranę opatrzono. Potem Niemcy wyjechali i za kilka dni w domu ukazał się nam mundur żołnierza sowieckiego. Sowiet ten dużo ciekawych rzeczy nam naopowiadał, gdyż umiał trochę po polsku, lecz ja już z tego nic nie pamiętam. Wiem tylko tyle, że niespełna za tydzień mogliśmy już wrócić do domu.

Takie to były moje przeżycia, które długo zostaną mi w pamięci.