Adam Parczewski
kl. VII
Sławatycze, 13 czerwca 1946 r.
Moje przeżycia wojenne
Z początkiem września 1939 r. rozpoczęła się wojna. Niemcy wkroczyli do Polski i zabrali naszą ojczyznę. Dzieci ze starszych klas szkół powszechnych przez okres wojny stały się dorosłymi. W czasie niewoli, kiedy tu Szwab rządził ziemiami polskimi, były aresztowania i wywożenie ludności polskiej na Majdanek. Polacy strasznie cierpieli i dzieci polskie wiele miały różnych przeżyć wojennych.
Ja w tym czasie, kiedy wojna się rozpoczęła, tzn. w 1939 r., zacząłem chodzić do pierwszej klasy szkoły powszechnej w Lisznej. W szkole nie można było mieć książek polskich, historycznych ani też geograficznych. Uczyliśmy się ze „Sterów”. Ten wojenny „Ster”, który do nas przychodził, nie był pismem ducha polskości i miłości [do] Ojczyzny. Książki polskich poetów i powieściopisarzy miałem zachowane. Kiedy czytałem je, to z ostrożnością, żeby czasem pogranicznicy nie zobaczyli, bo nie tylko, że zabraliby te książki, ale i rodziców pociągnęliby do odpowiedzialności.
Różne po kraju krążyły wersje, że Szwab łeb skręci. Czekało się z niecierpliwością… Aż w 1941 r. zaczęli Niemcy gotować się do wojny z Rosją. W duszy panuje trwoga, dziwny nastrój. Pragnienie wyrwania się z pęt niewoli szwabskiej.
W sobotę 21 czerwca 1942 r. wszędzie pełno napchało się wojska, motoryzacji, szykuje się wojna. Tatuś mój wykopał okop, coś w rodzaju bunkra – przy tej pracy, co mogłem, tatusiowi pomagałem. Przerzynaliśmy razem baliki, pomagałem deski znosić na zrobienie tego bunkra – co mogłem i jak mogłem, tak pomagałem. Wieczorem mieliśmy już wszystko spakowane, a i niektóre rzeczy były już zakopane.
Nazajutrz rano obudził nas warkot samolotu niemieckiego, który leciał nad naszą Liszną, ciągnąc wzdłuż rzeki Bug, która była granicą. Mamusia z tatusiem, leżąc w łóżkach, mówią o rozpoczęciu wojny. Aż wtem nagle zagrały armaty, wszyscy zerwali się z łóżek – wojna już! Nie wiedziałem, co miałem robić, w co się ubierać. Czy ubierać się, czy pomagać wynosić rzeczy. A tu huczą armaty, trajkocą karabiny, rwą się bomby. Trwało to niezbyt długo, do południa. A potem coraz rzadziej i ciszej słychać było strzały.
Gościniec cały był załadowany motoryzacją, a przeważnie samochodami Czerwonego Krzyża. Powietrze było przepełnione kurzem i zapachem benzyny. Doszła do uszu wiadomość, że Szwab cieszy się, iż zwycięsko zdobywa ziemie wschodnie. Już znowu w moim sercu i w ogóle we wszystkich sercach zgasła nadzieja, że Polska odzyska wolność. W dalszym ciągu cierpią Polacy.
Stale marzyłem o wolności. Aż w 1944 r. w lipcu nadszedł trzeci front. Niemcy nie mogą się oprzeć przeciw potędze Rosji. Teraz już u nas w domu zmienił się stan rodzinny, bo w międzyczasie utraciłem rodziców, siostra wyszła za mąż, miała malutkiego synka, była niezupełnie zdrowa. Ze wsi wszyscy pakują się i wyjeżdżają przed frontem na kolonię pod las. Tu Kałmucy z bunkrów, z Wydumki czatują na furmanki i zabierają do obozu niemieckiego. Mój szwagier, kiedy odwiózł ostatki rzeczy na kolonię wsi Liszna, gdy wracał do domu, na nieszczęście wpadł w ręce czatujących… W moim sercu zapanowała trwoga, siostra chora z dzieckiem, a ja jeszcze mały, cóż począć… Niewiele myśląc, udałem się z płaczem do znajomych Niemców, prosiłem, żeby zwolnili szwagra, ledwie, ledwie wysłuchali mojej prośby. Szwagier przyjechał i zabrał nas na kolonię. Mieszkaliśmy u gospodarza w lesie. W czasie nalotów siedzieliśmy w bunkrach. Tam strachu nie było. Szwaby „wiali”. W niedzielę rano zobaczyliśmy pierwszych żołnierzy rosyjskich. Teraz jesteśmy wolni. Wyrwani jesteśmy ze szponów „czarnego orła”.