Krystyna Mazurkiewicz
kl. Vb
Zwierzyniec, 13 czerwca 1946 r.
Moje wspomnienia z czasów okupacji niemieckiej
Pamiętam dobrze wrzesień 1939 r. Wojska polskie ustępowały, poprzedzane tłumami ludności cywilnej, która szła z tobołami szosą. Uciekali wszyscy w trwodze przed Niemcami. W dzień warczały samoloty – bombowce, więc wszyscy prawie ze Zwierzyńca uciekali do lasu i wracali na noc do domów. Tak było aż do dnia, kiedy weszli do Zwierzyńca Niemcy. Wtedy wszystko się uspokoiło, ale uspokoiło się na pozór. Od czasu do czasu słyszeliśmy o aresztowaniach.
W 1943 r. Niemcy zaczęli wysiedlać okoliczne wioski, a ludność brali za druty. Tłumy ludzi – zmęczonych, z małymi węzełkami w ręku – Niemcy pędzili szosą. Straszny był to widok: na tle palącej się wsi Wywłoczka tłumy ludzi pędzone jak bydło. Najstraszniej było na Sochach. Samoloty zbombardowały wieś. Całe Sochy spłonęły. Prawie 500 ludzi zamordowano.
Za drutami panował tyfus i inne straszne choroby. Ludzie nie mieli tam ani świeżej wody, ani żywności. W barakach aż się roiło od robactwa. Potem Niemcy wydali zarządzenie, żeby ludzie uwięzieni za drutami oddali dzieci pod opiekę Komitetu.
Co przeszli ludzie wysiedleni, trudno opisać. Jedni wrócili do spalonych domów, innych wywieziono do obozów śmierci. Przyjście wojsk polskich i sowieckich uwolniło nas od Niemców.