Jan Soboń
Zwierzyniec, 13 czerwca [1946 r.]
Moje przeżycia w czasie okupacji niemieckiej
Po przejściu frontu polsko-niemieckiego kazali Niemcy wszystkim ludziom znieść rzeczy wojskowe i wszyscy znosili, co kto miał. Naprzeciw naszej bramy stał samochód, do którego się to znosiło. Od nas z podwórza nikt [nic] nie wyniósł, więc Niemcy przyszli do naszego domu i zaczęli odnosić się ostro do matki, [mówiąc] że tu jest schowana broń. Wyprowadzili wszystkich z naszego podwórza i ustawili pod ścianą. Przy nich i ja byłem. Po paru minutach [Niemców] zeszło się więcej i rozpoczęli szczegółową rewizję po domach i oborach. Nic u nas nie znaleziono i uwolniono nas od śmierci. Powiedzieli, [że] gdyby w jakimś domu coś znaleźli, to z tego domu rodzinę by wystrzelali. Działo się to w 1939 r., po przyjściu Niemców na nasze tereny.
W 1943 r., po zabraniu materiałów ze sklepu, szedłem sam przez Rudkę i spotkała mnie policja z żandarmerią. Zatrzymali mnie i wyciągnęli mi portfel z kieszeni, bo był na wieszaku. Miałem tam dowód tymczasowy. Opatrzono wszystkie papiery, zdjęcia, a że były tam pieniądze, pytali, skąd je mam. Powiedziałem, że to matki, więc obszukano mnie, a nawet i czapkę podnoszono, i dostałem laseczką przez plecy, aż się zgiąłem, i kazano mi iść do domu.
W 1944 r. to już miałem gorzej, musiałem się kryć ze starszymi i nieraz po całych nocach nie spać. A gdy zbliżył się front do Zwierzyńca, to już i z kolegą uciekaliśmy przez wieś i Niemcy nas spotkali, zatrzymali nas i pytali, jak daleko są Rosjanie. Myśmy się tłumaczyli i nie chcieliśmy im mówić, to zamierzył się jeden z nich i chciał z nas któregoś uderzyć. Ale gdzieś ujrzeli wojska rosyjskie, [które] zaczęły strzelać seriami w naszą stronę. Ci Niemcy uciekli, tylko trzech zostało zabitych i jeden ranny, a myśmy na miejscu padli, udając zabitych. Za jakieś pół godziny minęło strzelanie. Myśmy wstali i czym prędzej udali się w stronę lasu, gdzie byli rodzice.