JÓZEFA KUSIAK

Józefa Kusiakówna
kl. VII
Zwierzyniec, 19 czerwca 1946 r.

Moje przeżycia z czasów okupacji niemieckiej

31 marca 1943 r. Niemcy nad ranem okrążyli wieś Wywłoczkę i drogę prowadzącą do wioski. Po obu stronach drogi stały budynki robotników pracujących w fabryce i w innych zakładach. Gestapo zostawiło samochody, by nie zrażać spokojnie śpiących mieszkańców, i chyłkiem okrążyło całą wieś. Później gwałtownie wpadali do chat, zganiając wszystkich pod figurę na Wywłoczkę.

Rano ojciec poszedł do pracy, matka gotowała śniadanie, a ja jeszcze spałam. Raptem wpadł gestapowiec, kazał natychmiast wyjść z domu. Ubrawszy się, wyszłam na dwór i zobaczyłam, że Niemcy gonią ludzi w stronę Wywłoczki. W kilka sekund [później] wbiegł na podwórze drugi gestapowiec i kazał iść w stronę Wywłoczki. Matka została jeszcze, pozbierała bieliznę i wzięła krowę. Tłum ludzi posuwał się do wsi. Lecz ja z domu wyszłam pierwsza i chciałam zaczekać na mamę, więc coraz wolniej posuwałam się za tłumem. Nagle zauważył to gestapowiec i krzyknął, bym prędzej szła.

Gdy doszłam do Wywłoczki, wszyscy już byli na placu koło figury. Na wzgórku stały karabiny maszynowe, a wkoło pełno Niemców. W tłumie mówiono, że Niemcy już kilka osób na wsi zabili i coraz większy niepokój ogarniał serca. Po pewnym czasie spotkałam się z mamusią i dowiedziałam się, że rano ojciec, idąc do pracy, uciekł z rąk gestapowcom.

Staliśmy kilka godzin na zimnym marcowym wietrze, [po czym] Niemcy odłączyli mężczyzn od kobiet i dzieci i pognali w stronę Zwierzyńca, za druty. Wielki pisk i lament wszczął się wśród dzieci. Potem odezwały się salwy karabinów maszynowych.

Po kilku chwilach zganiali Niemcy pozostałych na drogę i kazali iść za mężczyznami. Po oddaleniu się ludzi cała prawie wioska stanęła w płomieniach. Po drodze [zobaczyliśmy] w rowie kilku zabitych mężczyzn, gnanych poprzednio.

Koło fabryki, wskutek mniejszego dozoru Niemców, dużo kobiet z dziećmi uciekło za bramę, kryjąc się po mieszkaniach i szopach. Między innymi i ja uciekłam. Nagle powiadomiono nas, że idą gestapowcy i wszyscy starali się ukryć. Prędko wbiegłam do jakiegoś mieszkania i udałam, że się czeszę, chociaż cała drżałam jak liść.

Po pewnym czasie po odejściu gestapowców zauważyłam, że jestem bez mamy. Później dowiedziałam się, że mama jest w obozie w Zwierzyńcu, za drutami, ale Niemiec, który zarządzał Zwierzyńcem, starał się, żeby robotników z rodzinami wypuszczano. Wieczorem prawie wszyscy zostali wypuszczeni zza drutów, m.in. i moja mama. Wróciłyśmy do domu, bo dom nie był spalony, jednak dużo rzeczy w nim brakowało. Później wrócił tatuś i byliśmy w domu wszyscy.