MIECZYSŁAW MAKOWSKI

Mieczysław Makowski
kl. IV
Państwowe Gimnazjum i Liceum
im. Mikołaja Kopernika w Toruniu
Toruń, 14 czerwca 1946 r.

Jak uczyłem się w czasie okupacji

Każdy Polak odczuł dotkliwie czasy niemieckiej okupacji [zarówno] pod względem moralnym, jak i fizycznym. Cierpieliśmy wszyscy prawie jednakowo. Piszę „prawie”, bo chyba młodzież to najbardziej. Weźmy pod uwagę czasy przedwojenne i naraz gwałtowny zwrot, okupacja. Wszystko było obce, nie dość tego – [także] wrogie.

Wojna 1939 r. zastała mnie w Brześciu nad Bugiem – w mieście, w którym większość ludności była wroga Polakom. Byłem tylko z matką. Już z samego początku nastręczały się wielkie trudności z nauką. Ze względu na to, że mamusia była żoną byłego wojskowego, zmuszeni byliśmy usunąć się od granicy na odległość 15 km. Wyjechaliśmy na wieś i tam uczęszczałem do szkoły rosyjskiej (polskiej nie było). Języka polskiego uczyłem się razem z kolegą u nauczyciela. Tak upłynął czas do wybuchu drugiej wojny w 1941 r.

Początkowo Niemcy dosyć łagodnie ustosunkowali się do Polaków, pozwalając im na założenie szkół średnich. Nie trwało to jednak długo. Właśnie w chwili, gdy ukończyłem szkołę powszechną, szkoły średnie zostały zamknięte, pozostały tylko fachowe gimnazja. W gimnazjach tych nie wykładano historii ani języka polskiego, kładąc przede wszystkim nacisk na wiadomości fachowe. Ja uczyłem się na prywatnych kursach budowlanych u inż. Marcinkowskiego. Chcąc jednak uzyskać wykształcenie ogólne, uczyłem się prywatnie, co było przez władze niemieckie surowo zabronione. W tym celu umówiłem się z czterema kolegami, że będziemy się uczyli potajemnie. Jeden z naszych kolegów miał wujka profesora, co ułatwiło nam zrealizowanie projektu. Ustaliliśmy, że będziemy się uczyli cztery razy tygodniowo w domu profesora.

Nauka nasza trwała ok. półtora roku z dwumiesięczną przerwą, powstałą na skutek wyjazdu na przymusowe roboty do Niemiec, skąd udało się nam uciec. W okresie nauki przerobiliśmy materiał pierwszej i drugiej klasy gimnazjalnej. W zakres nauki wchodziły przedmioty, [takie] jak język polski, historia, geografia, biologia i częściowo – bo tylko same początki – łacina. O podręczniki każdy starał się indywidualnie, niektóre jednak otrzymywaliśmy od samego profesora. Były to przeważnie podręczniki przestarzałe, dawnego typu, mimo to przedstawiające dla nas wielką wartość.

Grono nasze składało się przeważnie z synów urzędników, z wyjątkiem jednego kolegi – syna profesora. Każdy z nas zdawał sobie doskonale sprawę ze znaczenia, jakie ma nauka, z tego powodu kłopotu z nami profesor nie miał. Uczyliśmy się chętnie, zwłaszcza języka polskiego i historii. Za lekcje jednak profesor nie żądał żadnego wynagrodzenia, nauczając bezinteresownie. Był to typ prawdziwego Polaka patrioty, nieugiętego wroga Niemiec i ich idei. Cechą charakterystyczną naszego kochanego „wuja” był niewyczerpany humor i niezwykła gadatliwość. Lekcje z nim, zwłaszcza historii, były do tego stopnia interesujące, że często wracaliśmy do domu już po godzinie policyjnej, przemykając cichaczem po ogrodach i podwórkach znanych nam już z poprzednich powrotów.

Zdarzyło się jednak, że mimo zachowanej [przez nas] ostrożności władze niemieckie o mało nie nakryły nas podczas lekcji z profesorem. Uniknęliśmy tego dzięki szybkiej orientacji jednego z kolegów i żony pana profesora. Zauważyliśmy, że od pewnego czasu jesteśmy obserwowani przez jakiegoś obcego człowieka, zwykle przed umówioną godziną na lekcje. Dlatego też zachowywaliśmy wszelkie środki ostrożności. Tego jednak dnia „starego znajomego” nie spotkaliśmy, co nas bardzo uradowało i pozwoliło bez większych ostrożności zająć się lekcją. Nie trwało to jednak długo, bowiem po upływie pół godziny usłyszeliśmy na dolnym korytarzu gwałtowne dobijanie się do drzwi. Natychmiast zebraliśmy wszystkie podręczniki, zeszyty i nawet ołówki i opuściliśmy pokój profesora. Udaliśmy się bocznymi schodami na strych, skąd przez górny otwór w suficie dostaliśmy się na dach. Przeleżeliśmy tak ok. godziny aż do chwili, gdy zawołała nas żona profesora. Jak się okazało, Niemcy przeprowadzili rewizję w całym domu bez żadnego wyjaśnienia powodu. Prawdopodobnie podejrzewali profesora o tajne nauczanie i z tą myślą przyszli, sądząc, że i nas zastaną. Od tej chwili uczyliśmy się w domu mego kolegi, a profesor tym razem przychodził do nas.