KRZYSZTOF LIEBERT

Krzysztof Liebert
kl. IIIa
Państwowe Gimnazjum i Liceum
im. Mikołaja Kopernika w Toruniu

Jak uczyłem się w czasie okupacji

Po zajęciu Polski przez okupanta rodzice moi byli zmuszeni do opuszczenia Torunia, gdzie mieszkaliśmy przed wojną, i przenieśli się do Kielc. Jak w całej Generalnej Guberni, tak i w Kielcach gimnazja zostały zamknięte, a szkoły powszechne obsadzone przez kierowników niemieckich. Aby zapobiec prywatnej nauce w zakresie szkoły powszechnej, Niemcy zarządzili spis wszystkich dzieci i wydali nakaz o obowiązkowym uczęszczaniu do szkół państwowych. Szkoły te stały na strasznym poziomie. Wielu przedmiotów nie uczono wcale, nie mówiąc już o historii. Znamiennym faktem było rozporządzenie jednego z inspektorów szkolnych, ażeby uczniowie wyrwali pewną kartkę z podręcznika matematyki, na której były zadania o treści historycznej.

Mimo zarządzenia władz rodzice moi postanowili, że do szkoły niemieckiej mnie nie oddadzą i zasłonili się świadectwem lekarskim [potwierdzającym] moją rzekomą chorobę. Dzięki temu uniknąłem kłopotów moich kolegów, z których blisko połowa prowadziła podwójne życie, oficjalnie ucząc się w szkole, a potajemnie w domu, notabene kształcona często przez tych samych nauczycieli. Ja jeden spośród nich wszystkich uczyłem się wyłącznie prywatnie.

Całe nauczycielstwo kieleckie, z małymi wyjątkami, zorganizowało się i z narażeniem utraty wolności i życia prowadziło naukę podziemną. W ten sposób potworzyły się w mieście dziesiątki kompletów umożliwiających dzieciom i młodzieży normalną naukę w zakresie programu szkolnego obowiązującego do 1939 r. Były nawet specjalne komisje egzaminacyjne kwalifikujące uczniów do następnej klasy.

Jeśli o mnie chodzi, to do 1939 r. uczyłem się w Toruniu prywatnie. Po przyjeździe do Kielc zacząłem również naukę w domu – z panią Żelazkówną. Przeszedłem z nią trzecią i czwartą [klasę szkoły] powszechnej. Dalej naukę moją poprowadził pan Rogoziński, poeta i tłumacz, obecny attaché kulturalny przy ambasadzie w Belgii. Przy nim skorzystałem najwięcej, ale niestety i on musiał wyjechać, prawdopodobnie jak poprzednia moja nauczycielka – w ucieczce przed Arbeitsamtem.

Szóstą [klasę szkoły] powszechnej zacząłem na komplecie pani Konertowej. Była ona jednocześnie nauczycielką oficjalnej szkoły. Po paru miesiącach nauki niezachowanie środków ostrożności przez paru moich kolegów spowodowało zainteresowanie się bramą domu, w którym odbywało się nauczanie, jakiegoś szpicla. Komplet musiał być rozwiązany. Wówczas w połowie roku szkolnego zacząłem się uczyć u pana Bocheńskiego, który mnie doprowadził do drugiej [klasy] gimnazjalnej.

Wszystkie te lata zapadły na zawsze w moją pamięć. Nauka odbywała się w coraz to innym miejscu i czasie, przerywały ją ciągle okresy większego nasilenia łapanek lub prześladowań, każdy dzwonek szargał nerwy. Gdyby nie wyjątkowa działalność nauczycielstwa i powszechna, pełna nieraz poświęcenia, współpraca i pomoc całego społeczeństwa, żadna potajemna nauka w ogóle nie byłaby możliwa i wróg odniósłby zamierzony triumf.

Trzeba dodać, że nauka była opłacana bardzo skromnie, a duża część uczniów nie płaciła w ogóle, jeśli nie mogła. Książki potrzebne do nauki były za to bardzo drogie. Podręczniki zdobywało się z wielkim trudem – albo od starszych kolegów, albo od specjalnych kupców, którymi byli chłopcy utrzymujący się nieraz wyłącznie z handlu książkami. Te ostatnie zamawiać było trzeba na całe miesiące naprzód.

Nadszedł 1944 r., okres najbardziej gorączkowy i niebezpieczny, okres napięcia i oczekiwania, ostatecznej rozpaczy i nadziei. Byłem już w drugiej [klasie] gimnazjum na komplecie prof. Strasza, obecnie dyrektora Gimnazjum im. Żeromskiego w Kielcach. Lekcje odbywały się tylko dorywczo – zbliżał się front. Masowe wywózki i rozstrzeliwania, wreszcie bombardowanie okolic i miasta uniemożliwiały jakąkolwiek pracę. W pierwszych dniach stycznia rozpoczęła się walka bezpośrednio już o same Kielce, nikt jednak prócz Niemców nie myślał o schronach, ulice były pełne. Kiedy wracałem ostatni raz z kompletu, widziałem już frontowych żołnierzy krzątających się gorączkowo koło worków z piaskiem i karabinów maszynowych, ustawionych na skrzyżowaniach ulic. Nocy tej całe niebo dookoła płonęło łunami. Nazajutrz rozpoczął się obstrzał artyleryjski. Po trzech koszmarnych dniach miasto zostało zdobyte.