MICHAŁ STARCZEWSKI

Kan. Michał Starczewski, rocznik 1919, rolnik, kawaler.

Urodzony i zamieszkały od [nieczytelne] do 1940 r. wieś Podmichalie [Podmichale; nieczytelne], gm. Podmichalie [Podmichale], pow. Kałusz, woj. stanisławowskie, skąd Sowieci mnie wzięli 23 kwietnia 1941 r. do armii. W armii sowieckiej byłem dwa miesiące w miejscowości Swoboda [?], obłast Woroneż. Powodziło się tam jak zwyczajnie. Mieszkaliśmy w koszarach. Jedzenie było niezłe, odnosili się do nas jak zwykle do żołnierzy. Służyłem w pułku zmotoryzowanej kawalerii. Potem powieźli nas do Orłowa [Orła?], tam przez trzy miesiące nas jeszcze trochę ćwiczyli i pełniliśmy warty przy magazynach i drogach.

Po trzech miesiącach zabrali mnie do roboczych batalionów w rejonie Prośnicy [Prosnicy], tam budowaliśmy lotnisko przez całe lato i już było mi gorzej. Na miesiąc dostawałem osiem rubli i 60 kopiejek. Na zimę mnie zabrali do Niżnych Tajgiłuw [Niżnego Tagiłu], tam mieszkaliśmy już nie w koszarach, ale w ziemiankach i całą zimę robiliśmy ziemianki dla tych, którzy uciekali od Niemców w głąb Rosji. Tam już nas gorzej gonili do roboty, jedzenie już dawali nam gorsze i 800 g chleba. Jak [ktoś] nie poszedł do roboty ani do lekarza po zwolnienie, to dawali tylko 40 g [sic!] chleba i zupy. Mówili na nas „wrogi narodu sowieckiego”. Tam chodziłem do roboty dotąd, pókim nie odmroził nogi. Wtedy miałem od doktora zwolnienie od roboty, siedziałem w ziemiance dwa miesiące. Jak już się nogi wygoiły, to jeszcze kazali mi iść do roboty. Chodziłem do roboty na szpałoriezkę i na stacji ładowałem drzewo na wagony.

24 stycznia przyjechała polska komisja i zabrała mnie i kolegów, i powieźli nas do Wojska Polskiego.