JANUSZ TARNOWSKI

Janusz Tarnowski
kl. VIa
Parczew, 17 czerwca 1946 r.

Moje przeżycie z wojny

Działo się to w 1939 r. w Warszawie, za polsko-niemieckiej wojny. Gdy się zaczęła wojna, nad Warszawę nadleciały samoloty niemieckie i bombardowały ją. Bombardowanie trwało przez trzy lub pięć godzin. Wtenczas ja siedziałem z całą rodziną w piwnicy, oprócz ojca, który poszedł na wojnę.

W piwnicach siedzieliśmy po całych nocach lub dniach. Gdy się wyczerpały zapasy żywnościowe, ja z kolegami starszymi od siebie zmuszeni byliśmy brać żywność z rozbitych sklepów.

Podczas gdy byliśmy na Powiślu, zastał nas nalot niemieckich samolotów. Schroniliśmy w gruzach zburzonej kamienicy. Po krótkich naradach zdecydowaliśmy przebiegnąć przez most Kierbedzia. Gdy przebiegliśmy większą połowę mostu, wtenczas nadleciały samoloty nad most i zaczęły rzucać bomby. Bomby, które rzucały samoloty, nie były trafne, padały w Wisłę. Woda tryskała jak gdyby z wytryskujących wulkanów. Gdy przebiegliśmy most, kule artylerii niemieckiej rozrywały się na ulicach.

Przebiegliśmy na drugą stronę ul. Jagiellońskiej. Na rogu ulicy padł pocisk. Jeden z moich kolegów został ranny. Wciągnęliśmy go do pobliskiego schronu, gdzie zaopiekował się nim Czerwony Krzyż. My, nie tracąc czasu, biegliśmy dalej. Po chwili dobiegliśmy do domu i zastaliśmy nasze matki płaczące.

W następną noc parę rodzin zaproponowało uciekać za Warszawę. Po drodze zastał nas nalot. Każdy uciekał, gdzie mógł, ja ze swoją matką i braćmi uciekliśmy do pobliskiego domu. Gdy weszliśmy do domu, po chwili spadła bomba o jakieś dziesięć metrów od domu. Moja mamusia została przysypana gruzem, ja z bratem zdążyłem wybiegnąć z domu.

Na drugi dzień, gdy mamusia lepiej się czuła, wyruszyliśmy na wieś. Po paru dniach zobaczyliśmy Niemców przejeżdżających przez wieś. Gdy wróciliśmy do Warszawy, zastaliśmy w mieszkaniu ojca, ubranego już po cywilnemu.