BOLESŁAW HAŁAS

Bolesław Hałas
kl. VI
Zwierzyniec

Moje wspomnienia z czasów okupacji niemieckiej

W 1939 r. byłem jeszcze mały, a już miałem straszne przeżycia. 2 września 1939 r. tatuś poszedł na wojnę. Zostaliśmy sami. Mamusia nie mogła na nas zapracować, bo ja byłem mały, a brat dopiero kończył szkołę powszechną. Gdy brat skończył szkołę, nie mógł się dalej kształcić, bo musiał pomagać mamusi. Przez cały czas wyczekiwaliśmy chociaż listu od tatusia.

Aż 5 maja 1940 r. odezwał się do nas tatuś z Rosji, z niewoli. Oczekiwaliśmy z utęsknieniem powrotu tatusia, ale to było daremne. Potem już tatuś nie mógł do nas napisać, gdyż Rosja wydała Niemcom wojnę, więc musieliśmy żyć sami. Kiedy mamusi pomogli wujkowie, brat poszedł na termin do stolarza. Ale nie mógł się długo uczyć, gdyż [brak] grudnia 1943 r. jego właśni koledzy, o których nie wiedzieliśmy, że byli folksdojczami, oskarżyli go przed żandarmerią i tegoż wieczora został aresztowany. Tej nocy zostali aresztowani też jego koledzy. Rano pobiegłem do aresztu, ale już go nie zastałem – przed chwilą został zabrany na śledztwo.

Gdy wyszedłem drugi raz przed gminę, ujrzałem, jak go żandarm prowadził ze śledztwa całego sinego, ale nie mogłem się do niego odezwać ani on do mnie. Na drugi dzień wczesnym rankiem odwieźli ich do Biłgoraja, tam mieli śledztwo. Partyzantka wypuściła dwóch brata kolegów, a oni zostali wywiezieni do Zamościa. Tam mieli jeszcze jedno śledztwo i siedzieli tam przez siedem miesięcy.

Mamusia co dwa tygodnie jeździła do brata z paczkami i raz posyłaliśmy [je] pocztą, bo częściej podawać nie było wolno. Bieliznę odbierała wujenka, bo nie chciała pokazać nam skrwawionej bielizny. Raz pojechałem sam z paczką do więzienia. Zobaczyłem brata, lecz z daleka, przez okno, ale troszkę mi ulżyło.

10 czerwca 1944 r. więźniowie się umówili i gdy przyszedł klucznik na apel, zamojski policjant przewrócił go na ziemię, odebrał mu rewolwer, zawiązali mu ręce i usta, otworzyli cztery cele, ale bardzo mało ludzi uciekło, bo żona [klucznika] narobiła alarmu i żandarmeria zaraz zamknęła bramę. Kilku ludzi zostało zabitych, a m.in. policjant, który poroztwierał cele. On nie uciekał, bo mu wiele na życiu nie zależało, był już w starszym wieku i nie miał żony ani dzieci. Ta cela, w której brat siedział, była też otworzona, ale brat nie mógł uciec, bo było za ciasno na schodach. Z tej celi uciekł tylko jeden brata kolega.

24 czerwca brat został wywieziony wraz z innymi więźniami, ale nie wiemy dokąd. Po zakończeniu wojny, w 1945 r. dowiadywaliśmy się, gdzie oni zostali wywiezieni, ale nikt nie wiedział. Kiedy zaczęto na Rotundzie wykopywać pomordowanych, byliśmy za każdym razem z mamusią, ale nie mogliśmy ukochanego braciszka poznać. Widziałem tylko dużo osób nieznanych i kilka znanych ze Zwierzyńca.