1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):
Kan. Franciszek Szczepański, 24 lata, rzymski katolik, rolnik, kawaler, mieszkający przy rodzinie w Trembowli, ul. Z. Chrzanowskiej 88, woj. tarnopolskie.
2. Data i okoliczności zaaresztowania:
Z 12 na 13 kwietnia 1940 r. w nocy przyszło trzech milicjantów, po szczegółowej rewizji zostałem aresztowany wraz z całą rodziną, a to: 58-letnim ojcem, 49-letnią matką i dwiema siostrami: jedna lat 18, druga 12. Po krótkiej rozmowie dowiedziałem się, że powodem aresztowania był brat w stopniu oficera, obecnie przebywający w niewoli niemieckiej. Potem kazali nam się pakować. Rzeczy nie można [było] brać więcej jak trzy cetnary.
Podróż była bardzo męcząca. Jechaliśmy w zamkniętych wagonach towarowych, w których przeciętnie mieściło się 35 ludzi, w tym starcy i dzieci. Co do zaprowiantowania, to dostawaliśmy raz na dwa dni trochę zupy i po kawałeczku chleba, i kipiącej wody. Tak jechaliśmy przez 21 dni, aż w końcu przyjechaliśmy na miejsce zesłania.
3. Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:
Kazachstańska SRR, obłast semipałatyńska, rejon Ajagöz, sowchoz „Karakoł”.
4. Opis obozu, więzienia:
Mieszkaliśmy 130 km od rejonu w sowchozie kazachskim. Step, ziemi urodzajnej bardzo mało, lasów i sadów w ogóle nie było. Budynki – lepianki i ziemianki. Mieszkaliśmy w lepiance, oprócz nas jeszcze trzy rodziny – wszystkich było 13 ludzi w jednej izdebce. Ławek i łóżek w ogóle nie było i nawet nie było gdzie [ich] kupić. Kuchni nie było. Spaliśmy na ziemi między pluskwami i pchłami. Latem gorąco dochodziło do 60 stopni, a zimą mróz [do] 50 i do tego [był] wiatr.
5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:
W naszym sowchozie było ok. 30 rodzin, przeważnie rodziny wojskowe, policyjne i rolników, narodowości polskiej, rzymscy katolicy.
6. Życie w obozie, więzieniu:
Życie było marne, dlatego że za pracę dawali bardzo małe wynagrodzenie. Prowiantów żadnych w ogóle nie dawali, kupić też nie było gdzie, bo ludność tamtejsza była bardzo uboga. A gdy czasem trafiło się trochę mąki, to sami nie wiedzieli, [na ile ją wy]cenić. Co do pracy, to codziennie chodzili i wypędzali wszystkich Polaków, nie pytając, czy [ktoś] jest głodny. Kto nie poszedł do pracy, [tego] sądzili i zamykali do kryminału. Karali bardzo ostro. Przeciętnie zarobić można było ok. stu rubli miesięcznie, a pud mąki kosztował 80 rubli. Wobec tego musieliśmy sprzedawać swoje rzeczy na życie, bo nikt nie był w stanie z zarobionej forsy wyżyć. Tylko raz w miesiącu sprzedawali na pracującą rodzinę jeden pud mąki po rządowej (kazionnej) cenie, która wynosiła 25 rubli. Co do tłuszczu, to w ogóle nie było gdzie [go] dostać. Litr mleka kosztował siedem rubli latem, a zimą w ogóle [go] nie było.
Żyliśmy nadzieją, że kiedyś się zmieni. Wszyscy Polacy żyli w zgodzie i jeden drugiemu pomagał, w czym mógł.
7. Stosunek władz NKWD do Polaków:
[Władze] były bardzo źle usposobione. Gdy np. ktoś z Polaków przyszedł się żalić, to w tej chwili słyszał: „Idź, nie przeszkadzaj (Dawaj uchodi, nie mieszaj)” i wypędzali do pracy. Nic od nich dobrego nie można było usłyszeć. Stale tylko mówili: „Skończyło się wasze panowanie” i taka była odpowiedź.
8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:
Co do pomocy lekarskiej to w ogóle [jej] nie było. Była jedna sanitariuszka, która na niczym się nie znała i do Polaków w ogóle nie chciała przychodzić. Gdy ktoś zachorował, musiał się sam leczyć i jakoś sobie radzić. Do najbliższego szpitala było 130 km, ale tam Polaków nie chcieli przyjmować, tak że gdy ktoś ciężko zachorował, musiał umierać. Było bardzo dużo ofiar, [zmarło] ok. 15 ludzi, nazwisk nie pamiętam. Taka była pomoc lekarska.
9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?
Łączność z krajem była nie najgorsza, listy dochodziły, tylko trzeba było samemu odbierać [je] z poczty, bo inaczej przepadały.
10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?
Z pracy zostałem zwolniony 5 lutego 1942 r. na tej podstawie, że zgłosiłem się do placówki polskiej o wzięcie mnie do wojska i zostałem przyjęty na komisji polsko-rosyjskiej. Po paru dniach dostałem bilet i prowiant na dwudniową podróż do miejsca [organizacji] naszej armii w miejscowości Ługowaja [Łougowoje]. Podróż była bardzo ciężka, bo [w] wagonach był bardzo wielki tłok, tak że nie można się było ruszyć, a w dodatku zamiast jechać dwa dni, jechałem sześć. [Żeby] coś do zjedzenia kupić, to szkoda mówić – wszędzie tylko głód i brud.
I tak po ciężkiej podróży dostałem się na miejsce, gdzie wstąpiłem do naszej armii. Byłem zadowolony, że mogę spełnić swój obywatelski obowiązek.