CZESŁAW BIELSKI

Warszawa, 16 kwietnia 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Czesław Bielski
Imiona rodziców Tomasz i Franciszka z d. Stępkowska
Data urodzenia 29 września 1904 r., Kanigówek k. Ciechanowa
Wyznanie rzymskokatolickie
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wykształcenie sześć klas gimnazjum
Zawód drogista, przedstawiciel firmy „Casimir”
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Nowy Świat 23/25 m. 51

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w moim składzie aptecznym przy ulicy Rakowieckiej 33 w Warszawie. Akcja powstańcza zaczęła się w najbliższej okolicy 1 sierpnia 1944 roku o godzinie 16.45. Słyszałem strzelaninę od strony ulicy Narbutta i Wiśniowej. W ciągu godziny oddział niemiecki SS ze Stauferkaserne opanował sytuację aż do ulicy Madalińskiego. Jeszcze tego dnia widziałem, iż trzech mężczyzn w płaszczach i butach z cholewami żołnierze niemieccy wprowadzili na teren koszar.

Przebywałem w piwnicy, w dniu 4 czy 5 sierpnia (daty dokładnie nie pamiętam) oddział SS zabrał mężczyzn z naszego domu do koszar. Widziałem wtedy przy pierwszym bloku koszar, przy wejściu na prawo, idąc od ul. Puławskiej, ślady krwi na ziemi i ślady kul na murze całej ściany.

Sam rozstrzeliwania nie widziałem i nie wiem, kiedy, kogo rozstrzelali. Przy zabieraniu mężczyzn z naszego domu oddziałem SS kierował mężczyzna ubrany po cywilnemu, gruby, tęgi, wysokiego wzrostu, o czerwonej twarzy, krzykliwy, jak później widziałem – często pijany. Nazywano go Baumeister, lecz czy to było nazwisko, czy urząd, tego nie wiem. Słyszałem, iż to był zaufany członek partii przysłany do oddziału. Baumeister na podwórzu naszym zakomunikował, zabierając mężczyzn, iż jesteśmy zakładnikami i zostaniemy zastrzeleni, o ile powstańcy wejdą na nasz teren (naszego domu) i o ile nikt Niemców nie powiadomi o tym.

W koszarach przebywał oficer SS Patz. Był to blondyn, wysoki, o krzywych nogach, jak słyszałem od więźniów, miał kończyć studia w Poznaniu.

Nazajutrz po zabraniu z domu zostałem zwolniony, z obowiązkiem meldowania się trzy razy dziennie na posterunku w koszarach.

Po kilku dniach udało mi się dzięki przekupieniu żołnierzy niemieckich zwolnić mężczyzn z naszego domu. Później byłem zatrudniony w grupie mężczyzn z naszego domu przy budowie barykady na odcinku od ulicy Kazimierzowskiej do Opoczyńskiej. Mężczyźni pracowali na dwie zmiany. Chodziłem do pracy na zmianie nocnej.

Na tym protokół zakończono i odczytano.