EMILIA CIOSEK

Emilia Ciosek
kl. III
Państwowe Gimnazjum i Liceum Żeńskie w Rzeszowie [?]

Jak uczyłyśmy się w czasie okupacji

Skończyłam drugą klasę [szkoły] powszechnej, kiedy nadejście wroga przerwało tok nauki. Na zapadłej wsi oddalonej [o] 50 km od Rzeszowa, w pow. kolbuszowskim, pierwsze chwile zawieruchy trwały miesiąc. Zaczęłyśmy się uczyć z początkiem października. Wszystko jednak było jeszcze nieustalone i nauka szła w dość wolnym tempie. Utrudniał ją również dotkliwy brak pomocy naukowych, których przedwojenne resztki zaraz w pierwszym roku się wyczerpały. Podręczników nie było wcale, zaledwie jeden na dwudziestu uczniów posiadał przedwojenną książkę, która obecnie zyskiwała nieocenioną wartość. Pisało się w zeszytach liniowanych lub kratkowanych, startych brulionach, jak i w czym kto miał.

Od piątej klasy, dzięki przeniesieniu ojca nauczyciela, uczyłam się już w Rzeszowie. Tu przynajmniej można było dostać przybory szkolne, natomiast lekcje nie odbywały się regularnie, przerywane raz po raz kwaterowaniem wojsk niemieckich w szkołach.

Program nauki był bardzo szczupły. Historię i geografię naturalnie wyłączono zupełnie. Dopiero w siódmej klasie weszła w życie mapa fizyczna Polski. Dawnych podręczników nie było wolno używać, języka polskiego uczyłyśmy się z [czasopisma] „Ster”, które wychodziło tak rzadko i nieregularnie, że w kwietniu opracowywało się czytankę o lepieniu bałwana.

Po skończeniu siódmej klasy (czerwiec 1944 r.) wyłoniła się trudna do rozwiązania kwestia, jak kształcić się dalej. Wiele z nas bardzo pragnęło się uczyć – cóż kiedy gimnazja były zamknięte, a wśród innych szkół średnich nie było wielkiego wyboru. Dziewczęta, które nie miały uzdolnień do krawieczyzny, garnęły się wszystkie do szkoły handlowej, mającej wówczas poziom nauki możliwie najwyższy. Ponieważ dla uniknięcia karty pracy i wyjazdu do Niemiec trzeba było być gdzieś zapisanym, postanowiłam zapisać się, mimo dobrego świadectwa, po raz drugi do klasy siódmej, a w międzyczasie przerabiać pierwszą gimnazjalną. Na wakacje wyjechałam na wieś, gdzie w szczupłym kółku wtajemniczonych, przy wypożyczonych z różnych źródeł książkach, zaczęła się gorączkowa praca.

Pomagano nam z całą ofiarnością – profesorka gimnazjalna, księża, nawet nauczycielki wiejskie. Ale i z naszej strony trzeba było dużo zdecydowanej pracy, aby w przeciągu sześciu tygodni przerobić cały materiał klasy pierwszej bez przygotowania przedwojennej szkoły powszechnej. Nie jadłyśmy, nie spałyśmy, ale uczyłyśmy się. I rzeczywiście nie poszło to na marne, bo po otwarciu we wrześniu rzeszowskiego gimnazjum zdałyśmy pomyślnie egzamin do klasy drugiej.

Pięć lat okupacji niemieckiej nauczyło nas, jak bardzo wartościowa jest wiedza, do której dostęp jest obecnie otwarty, jak usilnie powinniśmy pracować, aby czas dobrze wykorzystać, aby nadrobić zaniedbanie pięciu lat.