FELIKSA MAJEWSKA

Warszawa, 15 marca 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Feliksa Majewska, „Teresa”
Imiona rodziców Władysław i Bronisława z d. Budzyńska
Data urodzenia 2 listopada 1910 r., Obory, pow. Rypin
Wykształcenie szkoła powszechna i Szkoła Gospodarcza
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Kozia 40
Przynależność państwowa i narodowość polska
Zawód pracownica Ministerstwa Poczt i Telegrafów

3 sierpnia 1944 roku zgłosiłam się jako ochotniczka w komendzie AK na Starym Mieście przy Rynek 23 (u Fukiera). Skierowano mnie jako sanitariuszkę na linię przy ulicy Rybaki, (Pekin) i tu zachorowałam na tyfus. W końcu sierpnia przeniesiono mnie do szpitala powstańczego przy Freta 10. Umieszczono mnie w piwnicy od strony ulicy Freta, w budynku oznaczonym liczbą 6 na planie mi okazanym (świadkowi okazano szkic sporządzony przez świadka Marcinkiewicza). Kilka dni przed zajęciem szpitala przez Niemców czułam się już dobrze i zajmowałam się rannymi jako sanitariuszka w korytarzu oznaczonym liczbą 3 na szkicu.

Oddziały niemieckie zajęły nasz szpital 2 września rano. Poprzedniego dnia wieczorem poszłam do piwnic pod budynkiem oznaczonym liczbą 6. Widziałam wtedy, że lżej ranni opuścili piwnice. W piwnicy pozostało kilku ciężko rannych i na parterze przed schodami dwu ciężko rannych: Latoszek, ranny z egzekucji na Senatorskiej i drugi, którego nazwiska nie znam. Byli tak ciężko ranni, że nie można było ich znieść do piwnicy. W piwnicy były: siostra „Helena” i siostra „Barbara” (nazwisk nie znam), oraz fryzjer (nazwiska nie znam) z ciężko ranną żoną i synkiem, który potem przeszedł do korytarza.

2 września około godziny 6.00 wkroczył do nas patrol niemiecki na korytarz, gdzie byłam przy rannych. Lekarzy nie było. Pozostały sanitariuszki, ksiądz Kulesza i wszyscy ranni, około 150 osób. Patrol odszedł, przybył oddział Ukraińców. Po południu Ukraińcy przez okienko ze schodów wychodzących na skwerek rzucili granat do piwnicy, gdzie leżeli ranni (pod budynkiem 6). Widział to fryzjer.

W końcu stycznia 1945 roku przybyłam na teren przy Freta 10 i widziałam, iż piwnica pod budynkiem oznaczonym na szkicu [cyfrą] 6 jest spalona, koło schodów widziałam opalone zwłoki Latoszka i drugiego rannego. W głąb piwnicy nie wchodziłam, nie widziałam, czy leżały tam zwłoki.

2 września 1944 po południu zaczął płonąć kościół św. Jacka (nie widziałam, czy ktoś go podpalił) i płomienie przeniosły się do budynku, w którym znajdowałam się z rannymi (korytarz). Ranni leżeli wtedy tylko w korytarzu. Po zbombardowaniu kościoła św. Jacka zabraliśmy do korytarza rannych z kapitularza. Razem z sanitariuszkami, księdzem Kuleszą i fryzjerem wynieśliśmy rannych na ul. Starą, układając ich na jezdni. Jednakże pożar tak bardzo się rozszerzył, iż czterech czy pięciu ciężko rannych kobiet leżących w głębi od strony kościoła nie zdołaliśmy wynieść i wobec tego spaliły się żywcem.

Tej nocy Ukraińcy napastowali sanitariuszki. Sama, wynosząc rannych, stanęłam na gwoździu. Miałam ranę w nodze i schowałam się przy rannych. Nazwisk sanitariuszek nie pamiętam, słyszałam tylko, iż siostry W.[...] i T.[...] zostały zgwałcone, inna, uciekając, wyskoczyła z pierwszego piętra na Mostową. Następnej nocy na ul. Starej Ukraińcy zastrzelili chorą, która po trepanacji czaszki krzyczała i jęczała. Kazali fryzjerowi odnieść ją na stronę i oddali do niej siedem strzałów.

Wobec napastowania sanitariuszek ukryłyśmy się, w dzień chorymi zajmowały się dwie staruszki ochotniczki. Nie było już lekarstw ani środków opatrunkowych, ponieważ Ukraińcy zrabowali nam lekarstwa.

4 września, daty dokładnie nie pamiętam, lecz było to w niedzielę, Barbara i Helena (siostry z piwnic pod budynkiem oznaczonym cyfrą 6) oraz osobno siostra T.[...] z grupką lżej rannych odeszły w kierunku Żoliborza.

2 września ksiądz Kulesza i doktor weterynarii (zamieszkały obecnie w Ursusie) udali się do dowództwa niemieckiego, chcąc uzyskać pozwolenie na przenoszenie rannych. Obaj już do nas nie wrócili. Liczby rannych, których wynieśliśmy, nie umiem ustalić.

8 września przybyła ekipa Czerwonego Krzyża z seminarium duchownego przy kościele Karmelitów (ul. Krakowskie Przedmieście 66), zabierając część rannych na noszach. Nazajutrz ponownie zabrali część rannych i razem z nimi wtedy i ja odeszłam.

Liczby rannych, których zabrano z ulicy Starej, nie umiem podać. Zostało tam kilku ciężko rannych mężczyzn i nieco więcej staruszek, kobiet. Więcej nie pozwolono ekipie Czerwonego Krzyża z seminarium udać się na Starą. Żołnierze niemieccy samochodem dowieźli jeszcze kilka staruszek, które opowiadały, iż pozostałych kilku ciężko rannych mężczyzn Niemcy rozstrzelali. Szczegółów nie znam.

Pozostałam w seminarium do 23 września, pracując jako sanitariuszka w urządzonym tam naprędce szpitalu. 23 września rannych przewieziono grupkami do Szpitala Wolskiego, zabrano także i mnie.

Na tym protokół zakończono i odczytano.