MARIA KOWALSKA

Warszawa, 14 listopada 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Maria Kowalska, panna
Imiona rodziców Walenty i Cecylia z d. Furmanek
Data urodzenia 9 stycznia 1920 r. w Warszawie
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Chmielna 122
Narodowość i przynależność państwowa polska
Wykształcenie średnie
Zawód urzędniczka w Biurze Rewindykacji

W czasie powstania warszawskiego od 1 sierpnia 1944 roku przebywałam jako sanitariuszka w samodzielnej placówce w Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych przy ul. Wójtowskiej, komórka AK pod nazwą „B.17”. Dowódcą placówki był mjr „Pełko”. Załoga niemiecka w Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych przed samym powstaniem była wzmocniona przez 50 żandarmów. Atakami z zewnątrz i od wewnątrz została zlikwidowana przez powstańców 2 sierpnia. Budynek PWPW ze względu na położenie i żelazobetonową konstrukcję miał dla powstańców duże znaczenie. W czasie bombardowania przez samoloty niemieckie i ostrzeliwania artyleryjskiego z Pragi oraz z pociągu pancernego i czołgów, już w początkach sierpnia część pomieszczeń naziemnych i podziemnych została zawalona.

Punkt sanitarny mieścił się początkowo w ambulatorium Wytwórni, po bombardowaniach został przeniesiony do piwnic głównego gmachu, przy czym początkowo rannych po opatrunku wysyłaliśmy do Szpitala Jana Bożego. W miarę napływu rannych z akcji i spośród ludności cywilnej z najbliższych okolic ambulatorium rozrosło się do rozmiarów szpitala. Było kilku rannych Niemców, między innymi komisarz Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych (Stephan), który zmarł. Ludność cywilną grupowano w schronie prezydenta. Na czele punktu sanitarnego, a później szpitala, stała dr Hanna Petrykowska, mając do pomocy grupę sanitariuszek. Po zajęciu przez Niemców ratusza doszedł stamtąd wykwalifikowany personel sanitarny z dr. „Judymem” na czele. Ostatecznie punkt sanitarny, na czele którego stała dr Petrykowska, liczył około 10 sanitariuszek. Poza mną pracowały między innymi następujące: 1) Barbara Putkowska, zam. w Bielsku; 2) Zofia Jakownik, obecnie pracuje w Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych w Łodzi, ul. Dowborczyków 18; 3) Janina Gajda zatrudniona w PWPW w Łodzi.

Ataki niemieckie na Wytwórnię stawały się coraz silniejsze, skierowane od strony Cytadeli i Wisły. Z powodu rosnących zniszczeń pod koniec sierpnia przeniesiono szpital z piwnicy pod gmachem głównym do piwnic od ulicy Zakroczymskiej.

Rozpoczęty 23 sierpnia silny atak Niemców doprowadził do zajęcia w dniu następnym domu mieszkalnego PWPW przy rogu ulic Rybaki i Sanguszki. W czasie zaciętych walk część personelu sanitarnego z rannymi ewakuowano na tereny Starówki. Ambulatorium właściwe znalazło się w części budynku zajętego przez Niemców, budynki zostały zbombardowane. Stałe przenoszenie rannych spowodowane coraz groźniejszą sytuacją strategiczną i szkodami w budynkach wyrządzonymi przez bombardowanie uniemożliwiło ustalenie liczby rannych w chwili wkroczenia Niemców na teren zajęty przez szpital. Ranni byli rozmieszczeni głównie w gmachu przy Zakroczymskiej.

27 sierpnia Niemcy zajęli dalsze bloki Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych od ulicy Sanguszki. Nocą z 27 na 28 sierpnia zajęli barykadę przy Zakroczymskiej i wyższe piętra Wytwórni, tak że powstańcy znajdowali się tylko w ostatnim podziemnym bloku narożnego [budynku] od ulicy Wójtowskiej i Zakroczymskiej, gdzie przebywali chorzy, dr Petrykowska, z sanitariuszek – poza mną – Putkowska, Firlejówna i dwie inne, których nazwisk nie znam. 28 sierpnia przed południem razem z dr Petrykowską i innymi sanitariuszkami robiłyśmy opatrunki w schronie prezydenta, gdzie znajdowało się kilkunastu rannych oraz ludność cywilna, łącznie około 50 osób. Następnie przeszłyśmy z dr Petrykowską do piwnicy położonej w tym samym skrzydle gmachu, gdzie przebywało około 30 ciężko rannych powstańców i z ludności cywilnej. O ile mi wiadomo, w tej części gmachu więcej rannych nie było. Słychać było odgłosy walki i blisko głosy Niemców.

Nagle od strony wyjścia z piwnicy w górze ukazali się żołnierze niemieccy i zaczęli rzucać granaty do piwnicy, gdzie przebywałyśmy z rannymi. Dr Petrykowska podeszła do drabiny przy wejściu zaraz po rzuceniu pierwszego granatu i zaczęła głośno wołać po niemiecku: – Hier ist Lazarett, nicht schisssen! (Tu jest szpital, nie strzelać!). Pomimo wołania granaty padały nadal, powodując natychmiast pożar urządzeń szpitalnych w piwnicy. Ja i obecne sanitariuszki zaczęłyśmy gasić ogień. Podczas gaszenia sanitariuszka Firlejówna została zabita odłamkiem granatu. Po jakimś czasie jeden z odłamków granatu trafił dr Petrykowską w brzuch, widziałam jak doszła do krzesła w głębi piwnicy i osunęła się. Stanęłam na jej miejscu, wołając, iż tu jest szpital, by nie strzelano. Granaty padały nadal, ogień się zwiększał.

Jak długo padały granaty, nie umiem określić. Nagle żołnierze niemieccy, których rodzaju broni nie rozpoznałam, okazali się tuż przy drabinie, przywołali mnie do siebie i pytali, kto jest w piwnicy. Odpowiedziałam, iż sami ranni. Żołnierze niemieccy rozkazali, by wszyscy wyszli z piwnicy. Po wezwaniu wyszło trzech młodych powstańców (nazwisk nie znam), sanitariuszka Putkowska i przebywająca przy rannej matce Niesiołowska (której obecnego adresu nie znam). Żołnierze kazali nam pójść ze sobą. Na moje zapytanie, co się stanie z pozostawionymi w piwnicy rannymi, odpowiedzieli mi, że zostaną zabrani i „będą mieli lepiej”.

Nikogo z rannych pozostawionych wtedy w schronie nie spotkałam i nie słyszałam, by ktoś z nich się odnalazł. Spotkałam później w obozie przejściowym byłego pracownika Wytwórni, Rybaka, który 28 sierpnia przebywał w schronie prezydenta. On mi opowiadał, iż Niemcy po zajęciu terenu kazali mu jako pracownikowi Wytwórni pokazywać sobie lokale i przejścia w budynkach. Mówił, iż oprowadzając Niemców, widział w piwnicach wiele trupów.

Gdzie przebywa obecnie Rybak, nie wiem.

Po powrocie do Warszawy w lutym 1945 roku na terenie Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych szczątek ludzkich nie widziałam. Słyszałam pogłoski, iż zwłoki były pogrzebane.

Mnie i sześć osób, które wyszły ze schronu, żołnierze niemieccy zaprowadzili pod krzyż Traugutta koło bunkra na ul. Sanguszki. Widziałam, stojąc tam w czasie ataku niemieckiego od strony Cytadeli, jak mężczyźni rozbierali barykadę pod ogniem pocisków, byli to mężczyźni z ludności cywilnej. Następnie zaprowadzono nas do szkoły przy ulicy … będącej punktem przejściowym dla ludności pędzonej ze Starówki. W szkole była już grupa ludności cywilnej, między innymi widziałam tych samych mężczyzn, którzy rozbierali barykadę przy ulicy Sanguszki, kilku z nich miało poważne rany. Na skutek prośby Niemcy zezwolili mi założyć im opatrunki gołymi rękami, nie dając żadnych materiałów opatrunkowych.

Żołnierze niemieccy w szkole mieli oznaki SD na rękawach mundurów. Kręciło się też wiele „kałmuków”, którzy rabowali kosztowności zatrzymanych, mówiąc: „ – Oddajcie, co macie, wam i tak nic nie potrzeba”.

W grupie ludności cywilnej znajdowała się kobieta (nazwiska nie znam), która mówiła, iż „kałmucy” dokonali na niej gwałtu. Uformowano transport. Naszą grupę załadowano na samochód i przewieziono do fabryki Pfeiffera. Tutaj odłączono mnie i dwie sanitariuszki od grupy, o której dalszych losach nic mi nie wiadomo. Obecnie nikogo z tej grupy nie spotykam i nie słyszałam, by ktoś z nich powrócił. W fabryce Pfeiffera kwaterowało SD.

Mnie i koleżanki po przesłuchaniach, zwłaszcza w sprawie przejść kanałami ze Starówki, zatrudniono przy sprzątaniu i jeszcze kilka razy poddawano badaniom.

Po tygodniu odstawiono nas do kościoła św. Wojciecha na Woli, potem do obozu przejściowego w Pruszkowie.

Na tym protokół zakończono i odczytano.