MIECZYSŁAW GĘBSKI

Warszawa, 7 listopada 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Mieczysław Gębski
Imiona rodziców Adam i Mieczysława z d. Omiczyńska
Data urodzenia 18 sierpnia 1909 r. w Wierzbicy, pow. Błonie
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Warszawa ul. Mickiewicza 18 m. 36
Narodowość i przynależność państwowa polska
Wykształcenie szkoła powszechna
Zawód kupiec, właściciel sklepu

Na początku powstania warszawskiego przebywałem w moim sklepie przy ulicy Freta 8 w Warszawie. Obok sklepu, w kościele św. Jacka w bocznej nawie i na korytarzu łączącym kościół z klasztorem, po ewakuacji Szpitala Jana Bożego (daty dokładnie nie pamiętam), został utworzony szpital dla rannych powstańców i ludności cywilnej. Lekarzem był dr Szumigaj ze Szpitala Jana Bożego, personel sanitarny składał się z sióstr z tego szpitala i sióstr z klasztoru przy Freta 10. Ilu było rannych w szpitalu, nie umiem określić. Widziałem, iż leżeli blisko siebie.

1 września 1944 roku Niemcy opanowali barykadę róg Freta i Długiej, a na ul. Freta wkroczyli od strony Starej i Mostowej. 30 sierpnia i 1 września były silne naloty i w kilku miejscach na środku kościoła i w prawej nawie stropy zostały zawalone.

1 września w południe zostałem na ulicy Mostowej ranny, straciłem przytomność i nie pamiętam, w jaki sposób dostałem się do piwnicy mego sklepu przy Freta 8.

Znacznie później dowiedziałem się, iż 2 września ludność z kościoła została przez Niemców wyprowadzona na Wolę, a następnie do obozu przejściowego w Pruszkowie. Prowadzono różnymi trasami: przez plac Zamkowy i przez park Traugutta.

Po jakimś czasie, trudno mi ustalić jakim, może po godzinach, może po kilku dniach, pod wpływem dymu odzyskałem przytomność. Zorientowałem się, że mój dom stoi w płomieniach. Wyszedłem na jezdnię i zobaczyłem, że wszystkie domy naokoło, a także kościół, są objęte płomieniami. Ugasiłem częściowo pożar w swoim sklepie i zszedłem z powrotem do piwnicy.

Po pewnym czasie Niemcy ustawili w moim sklepie wartę i odtąd nie mogłem zdradzić mej obecności. Przebywając w piwnicy, od czasu do czasu słyszałem szczekanie psów, kroki żołnierskie, odgłosy rozmów, muzykę i piosenki polskie, odgłosy strzałów, krzyki i płacz. Sądzę, że Niemcy wyłapywali ukrywających się Polaków. Przebywając w piwnicy, miałem zapasy żywności, odczuwałem jedynie brak wody. W takich warunkach przebywałem w piwnicy do 15 grudnia 1944 roku.

Datę mego wyjścia ustaliłem dopiero później.

W tym dniu, korzystając z odejścia warty niemieckiej, przedostałem się na ul. Freta1, a potem nocami dotarłem do Franciszkańskiej. Przebywając jeszcze w piwnicy na ulicy Freta, słyszałem ruch pojazdów niemieckich oraz rozmowy Niemców. Sądzę że zrobili połączenie Żoliborza ze Śródmieściem, kierunek Stare Miasto, ulica Freta.

18 grudnia dotarłem do ulicy Franciszkańskiej. Natknąłem się tam na robotników polskich z Włoch. Biuro tych robót mieściło się przy ulicy Piłsudskiego we Włochach. Robotnicy dostarczyli mi potajemnie ubrania, ostrzygli i przewieźli do Włoch.

Z mojej rodziny siostra stryjeczna z matką – Gębscy, mąż siostry stryjecznej – Śledź zginęli na skutek bombardowania kościoła św. Jacka przez samoloty niemieckie 31 sierpnia czy też 1 września 1944 roku. Prawie nikogo z rannych widzianych w kościele św. Jacka, a znanych mi z widzenia, obecnie nie spotykam.

Wiosną 1945 roku spotkałem Romana Tośko i jego siostrę. W czasie kilku ekshumacji PCK zabrał spod gruzów kościoła liczne szczątki zwłok. Ludzie ewakuowani z kościoła 2 września, między innymi Szymańska, opowiadali mi, iż część rannych w kościele pozostała.

Na tym protokół zakończono i odczytano.