Kazimiera Żelazna Elbląg, 18 grudnia 1947 r. Elbląg, ul. Traugutta 18
Do
Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie
Sprawozdanie
W odpowiedzi na pismo P.P. komunikuję swe wiadomości co do egzekucji popełnionej na grupie rannych wyprowadzonych ze szpitala Długa 7, a dokonanej 2 września 1944 r.
Do punktu 1). Z powodu zbyt silnego zdenerwowania nie wiem, jaka jednostka wojskowa zajęła szpital. Nazwisk dowódców nie znam.
Do punktu 2). 12 września o godzinie 8.00 rano ludność cywilna opuściła teren szpitala. Zostali tylko ciężko chorzy cywilni i wojskowi zabrani z okolicznych punktów opatrunkowych, jak na przykład mój brat ze schronu przeciwgazowego przy ul. Długiej 16 (który się spalił) i te osoby cywilne, które nie chciały się rozłączać ze swymi chorymi (np. żona przy mężu).
Przebieg. O godzinie 10.00 lub 12.00, z chwilą, gdy Niemcy zaczęli gromadzić sanitariat na dole i wyprowadzać go z gmachu ministerstwa, wróciłam na pierwsze piętro do brata i sprowadziłam go na parter. Niemcy rzucali już granaty do piwnic, w których znajdował się szpital. W bramie Niemcy odebrali mi brata i razem z innymi (w liczbie 20 lub 30) zgrupowali na podwórzu. Po pewnym czasie, może dziesięć lub 20 minut, wyprowadzili zebranych (tylko mężczyzn) drzwiami wyjściowymi na ulicę Podwale. W tym czasie wzięłam swego brata pod rękę i razem z sanitariatem doprowadziłam do ulicy Wąski Dunaj. Wtem doskoczyło dwóch Niemców, odebrali mi go i razem z innymi popędzili ul. Wąski Dunaj, a sanitariat pod eskortą poprowadzili ulicą Podwale w kierunku placu Zamkowego.
Do punktu 3). Kogo rozstrzelali, nie wiem. Wiem tylko, że kilka nas kobiet było, którym Niemcy odebrali bliskich przy mijaniu ulicy Wąski Dunaj. Gdy wracałam po raz wtóry, aby w jakiś sposób odzyskać brata, doszłam tylko do ul. Piekiełko, Piekarskiej, dalej nie pozwolili Niemcy, twierdząc, że brata zabili. Nazwisk nie znam, gdyż odłączywszy się od grupy sióstr sanitarnych, straciłam łączność z nimi. Wiem tylko, że byli to wszyscy lżej ranni, bo wszyscy szli. Mój brat tylko, ponieważ nie miał kuli ani laski, czołgał się na kolanach i rękach. Gdy ostatni raz odwróciłam się za nimi, widziałam, jak wspinał się na stertę gruzów w ulicy Wąski Dunaj. Była tam ludność cywilna niebiorąca udziału w powstaniu, a jedynie ranna w czasie bombardowania. Byli również i powstańcy, ci wszyscy, którzy nie mogli przejść kanałami do Śródmieścia. Liczba zamordowanych 20 – 30 osób.
Do punktu 5). Metod przeprowadzenia egzekucji nie znam. Dowiedziałam się od księdza, którego przypadkowo spotkałam w kościele na Woli, że ta grupa mężczyzn została zastrzelona i spalona.
Do punktu 6). Kto się uratował, nie wiem, jak również nie znam nazwisk, kto może posiadać dokładniejsze informacje. Sama bardzo chciałabym się dowiedzieć, abym mogła dowiedzieć się o dalszych chwilach życia mego brata i gdzie są pogrzebane kości spalonych rannych.
Posyłam dane o moim bracie: Antoni Żelazny, pseudonim „Revers”, lat 17, uczeń IV klasy gimnazjum Mickiewicza, zam. Warszawa, ul. Freta 32 m. 14; rysopis: wysoki brunet, oczy szaroniebieskie, włosy falujące, amputowana lewa noga 10 cm powyżej kostki (amputacja krótka). W ostatniej chwili wskutek uderzenia noga krwawiła. Ubrany był w popielate spodnie sportowe i w seledynową koszulę, do kieszonki której przyszyty był mały (2 cm) nosorożec, był bez obuwia.
Nic więcej nie mogę powiedzieć, choć tak bardzo chciałabym się dowiedzieć dalszych jego losów i miejsca, gdzie są złożone prochy.
Kazimiera Żelazna