RAFAŁ LANNER

1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):

Kanonier Rafał Lanner, 37 lat, urzędnik prywatny.

2. Data i okoliczności zaaresztowania:

23 lutego 1940 r. w godzinach rannych w Szalenikach [Szaleniku] k. Rawy Ruskiej zostałem zatrzymany wraz z sześcioma znajomymi. Zatrzymanie nas odbyło się w sposób brutalny, gdyż po zaledwie paru minutach, przy rewidowaniu nas, poczułem smak uderzeń kolbą karabinu, mimo że nic podejrzanego u mnie nie znaleźli. Takie odnoszenie się rozgoryczyło nas bardzo, a u dwóch moich znajomych nastąpiła nawet z tego powodu czynna reakcja, która pozwoliła nam rzucić się do ucieczki. W tym samym momencie nagle pojawiły się – w pierwszej chwili niezauważone przez nas – dwa patrole, które momentalnie otworzyły w naszym kierunku silny ogień z karabinów [?]. Prawdopodobnie padło w naszym kierunku ok. 20–30 pocisków karabinowych. Skutkiem tej strzelaniny zabity został na miejscu Artur Neumark (nie wiem, czy imię jest właściwe, gdyż już dokładnie nie pamiętam), warszawianin, lat ok. 23. Drugi – Franek Stawiński – został trafiony w nogę, trzeci – Stanisław Cekalski – otrzymał lekką ranę na czole, gdyż kula przeszła mu po czole, nie naruszając kości.

Następnie widząc, że znajduję się pod takim obstrzałem, rzuciłem się na ziemię (w śnieg) i zdaje się, że to samo uczynili inni, a za Stawińskim, który biegł dalej, został rzucony granat, który upadł mu prawie że pod nogi. Wówczas Stawiński – nie tracąc zimnej krwi – błyskawicznie podniósł granat ze śniegu, odrzucił go w kierunku powrotnym i granat ten, wybuchając, zranił zdaje się jednego żołnierza. Kilkadziesiąt metrów dalej Stawiński został jednak zatrzymany.

Przez chwilę leżeliśmy w śniegu, otoczeni już ze wszystkich stron przez żołnierzy sowieckich. Następnie rozpoczęła się kontrola, kto z nas pozostał przy życiu. Odbywała się ona w ten sposób, że każdego z leżących kilkakrotnie uderzano z całą mocą kolbą karabinu w plecy, by stwierdzić, czy leżący jeszcze żyją. Kto mógł, ten na skutek tych bolesnych uderzeń podniósł się ze śniegu. Wówczas zebrano nas wszystkich razem i kazano się nam ułożyć na śniegu twarzą do ziemi, z rękoma rozłożonymi w krzyż. Tak przeleżeliśmy ok. 20 min, przy czym w tym czasie byliśmy ponownie uderzani kolbami karabinów. Szczególnie jeden z żołnierzy znęcał się nad nami, a następnie, stojąc w odległości ośmiu–dziesięciu metrów od nas, bez żadnej już przyczyny skierował karabin w stronę leżącego ode mnie o kilka kroków Jana Kozufelda z Krakowa i wystrzelił w jego stronę, przestrzeliwując mu piersi na wylot. To samo chciał zrobić i z nami, ale nadszedł (może po dwóch lub trzech minutach) jakiś oficer sowiecki z kilkoma żołnierzami i kazał nas zabrać na ich placówkę. Zapomniałem jeszcze podać, że parę minut przed postrzeleniem Kozufelda kazali nam ustawić się w szeregu, oświadczając, że będziemy rozstrzelani. Po ustawieniu się kazali jednemu z nas (Stawińskiemu) wystąpić i jeden żołnierz zmierzył się już do niego z karabinu, ale Stawiński, będąc ranny w nogę i pobity, nie mógł utrzymać równowagi i chwiał się, po czym upadł na ziemię. Wówczas kazano nam wszystkim ponownie położyć się, a po krótkiej chwili – tak, jak wyżej podałem – strzelono do Kozufelda.

Po odprowadzeniu nas na ich placówkę skrępowano nam ręce z tyłu i kazano leżeć w jakiejś zabłoconej szopie twarzą do ziemi. Po kilku chwilach przyprowadzono rannego Kozufelda, któremu obficie lała się krew z rany na plecach, skrępowano go również tak jak nas i rzucono obok na ziemię. Tak skrępowani leżeliśmy prawie cztery godziny. W ciągu tego okresu co chwilę wchodził jeden lub paru żołnierzy, którzy brutalnie kopali nas butami i uderzali kolbą karabinu gdzie tylko się dało. Ciężko rannego i zbroczonego krwią Kozufelda nie oszczędzali również.

Po tak strasznym zmaltretowaniu i sponiewieraniu zabrali nas i odstawili tego samego dnia do więzienia w Rawie Ruskiej. Tam dopiero rozpoczęła się prawdziwa gehenna. Wreszcie prawie nieprzytomnego wrzucono mnie do celi. Bilans tego dnia był dla mnie następujący: rana od bagnetu pod okiem, pęknięte żebro, wybite dwa zęby, około stu (!) uderzeń kolbą karabinu i tyleż kopnięć.

Na drugi dzień rano kazano mi wyjść z celi i zaprowadzono do jakiegoś małego pokoju, w którym znajdowało się pięciu żołnierzy (w tym trzech podoficerów) i zapytano mnie, jak się nazywam. Jeszcze nie zdążyłem dać odpowiedzi, a już tych pięć osób rzuciło się na mnie. Po minucie leżałem na ziemi, a po dalszych pięciu byłem już nieprzytomny, gdyż tak strasznie zostałem pobity i skopany. To samo musieli robić z resztą moich znajomych, gdyż przez drzwi celi kilkakrotnie słyszałem ich krzyki i jęki. Tak było przez kilkanaście dni.

3. Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:

W więzieniu przebywałem 14 miesięcy, z tego trzy tygodnie w Rawie Ruskiej, dwa tygodnie we Lwowie i rok w Dniepropietrowsku. Warunki mieszkaniowe wszędzie fatalne. Higiena w pierwszym okresie – żadna; tak dalece, że jeśli zauważono, że ktoś przypadkiem chciał się obmyć połową szklanki wody, to za karę odbierano wodę. Spało się na ziemi, w takim brudzie, że trudno było przezwyciężyć [obrzydzenie], by się położyć. Wszy były tak strasznie rozmnożone, że przebywanie w takich warunkach na dłuższą metę musiałoby się przykro skończyć. Warunki te poprawiły się nieco w Dniepropietrowsku, gdzie było duże więzienie i gdzie umożliwiono nam już kąpiel (w ciągu całego roku ok. 20 razy).

Następnie zostałem wywieziony do tzw. łagru, gdzie przebywałem pięć miesięcy. Nazwa obozu: Peczorski Ispełnitelnyj [Isprawitielnyj] Trudowoj Łagier.

4. Opis obozu, więzienia:

Warunki fatalne. W jednym z łagrów – było to w okolicy Workuty – skarżyliśmy się przed jakimś naczelnikiem obozu na wszy i inne nieczystości i prosiliśmy, by nas gdzieś posłał do kąpieli i do dezynfekcji. Usłyszeliśmy odpowiedź, że nic nie może zrobić, gdyż w pobliżu nie ma łaźni, a nadto, że musimy się do tego przyzwyczaić, gdyż wszy to nieodłączny towarzysz łagiernika. Tam właśnie warunki mieszkaniowe były tego rodzaju, że stał szkielet namiotu (drewniany) okryty brezentem; desek, względnie tzw. nar, do spania nie było. Można było tylko usiąść na poprzecznej belce albo – jeśli już ktoś wycieńczony pracą musiał się położyć, by się trochę w nocy przespać – [położyć się] na ziemi pełnej błota lub przespać noc w postawie siedzącej.

5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:

Skład więźniów: ok. stu Polaków, trzystu Rosjan ze wszystkich stron ZSSR, dużo politycznych z tzw. paragrafu 58 słynnego w Rosji i jeszcze więcej przestępców kryminalnych najgorszego gatunku. Poziom umysłowy u niektórych politycznych dość wysoki (ok. dziesięć osób), [u] reszty przeciętny lub mierny. Oczywiście dotyczy to tylko Rosjan. Z Polaków było dużo adwokatów, lekarzy, urzędników i robotników. Współżycie cechowało koleżeństwo, przyjaźń i nawet ofiarność, czego nie można powiedzieć o stronie przeciwnej, gdyż jeśli już niektórzy nie byli do nas wrogo usposobieni, to w każdym razie uważali, że w pierwszym rzędzie my mamy pracować i my mamy się im wysługiwać. Często gęsto doprowadzało to do wielu nieporozumień, gdyż nasza część pracy szła na ich rachunek, a praca obliczana była na „procenty”, czyli tzw. normy. Niejednokrotnie zabierano nam część tych procentów na ich korzyść. Efekt był taki, że otrzymywaliśmy mniej chleba i żywności. W ten sposób naszym kosztem Rosjanie otrzymywali często – nic nie robiąc – trzeci albo jeszcze lepszy, tzw. stachanowski, kocioł. Dla nas pozostawała ilość pożywienia bardziej niż niedostateczna.

6. Życie w obozie, więzieniu:

Przebieg dnia był mniej więcej taki: wstawanie o 4.30, dalej razwod, czyli wyjście do pracy o 5.30. Potem przemarsz kilka kilometrów do pracy i praca przez 12 godzin (z godzinną przerwą) do 18.00. Warunki pracy bardzo ciężkie. Przeważnie roboty ziemne przy budowie toru kolejowego albo w terenach gliniastych, albo w terenach, gdzie ziemia była zamarznięta od setek lat. To wszystko uniemożliwiało po prostu wykonanie dziennej normy, która wynosiła mniej więcej od trzech i pół do pięciu metrów sześciennych ziemi. Miałem również jeden wypadek, kiedy na przesypanie wykopanej już ziemi i kamieni, którą miałem przerzucać do taczek, norma wynosiła 21 m3 dziennie. Pracując w tym dniu z maksymalnym wysiłkiem, zrobiłem pięć metrów sześciennych, a więc nawet nie 25 proc. nakazanej normy, i zostałem za to ukarany karną pajką. Wynagrodzenie miało być płatne [jedynie] dla tych, którzy przez cały miesiąc wykonali pełne normy, ale wystarczyło tylko w jednym dniu miesiąca normy nie wykonać, by stracić prawo do zapłaty. Przez cały czas pobytu w łagrze zapłaty nie dostałem.

Życie towarzyskie z niektórymi z Rosjan było możliwe, z innymi nie. Życie kulturalne żadne.

7. Stosunek władz NKWD do Polaków:

Stosunek władz NKWD do Polaków bardzo nieprzychylny. Podczas badań częste bicie, wymuszanie zeznań przez nich pożądanych, zarzucanie każdemu szpiegostwa na rzecz Niemiec, przynależności do organizacji antykomunistycznych i wiele innego rodzaju zarzutów, niemających najmniejszego sensu, jak przynależność do organizacji ukraińskich, działanie na rzecz Anglii, Francji, Ameryki itp.

8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:

Pomoc lekarska była, ale kompletnie bezskuteczna. W łagrach byli tzw. lekpomi, przeważnie rekrutujący się z przestępców kryminalnych, którzy z medycyną nie mieli nigdy nic wspólnego. Miernikiem dla nich była temperatura 38 stopni. Kto, podając się za chorego, takiej temperatury nie miał, nie był uznawany za chorego. Natomiast kto był z nimi na dobrej stopie, mógł liczyć na ich życzliwość i nawet będąc zdrowym, uzyskać zwolnienie od pracy. Jeśli jednak ktoś miał wyżej ustaloną temperaturę, nie odmawiano mu pomocy (na terenie łagru bardzo skąpej). W szpitalu natomiast opiekowano się naszymi chorymi dość życzliwie i skutecznie. Dużo naszych ludzi marzyło o tym, by dostać się do szpitala, by na jakiś czas uwolnić się od ciężkiej pracy. Znałem wypadki, że obcinali sobie palce lub robili inne okaleczenia, byle tylko móc na jakiś czas pozbyć się ciężkiej i trudnej pracy.

9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?

Łączności z krajem i rodziną od czasu aresztowania nie było żadnej. Mimo usilnych zabiegów, tak w śledztwie, jak i po wyroku, nie zezwolono mi na napisanie jakiegokolwiek listu.

Nazwisk zmarłych nie pamiętam – poza zabitym Arturem Neumarkiem. Dodać muszę o prawdopodobnie nieżyjących: Franciszek Stawiński z Jarosławia i Stanisław Odalski z Warszawy, którzy na wspólnym ze mną sądzie otrzymali karę śmierci przez rozstrzelanie i nie wiem, czy udało im się uzyskać ułaskawienie.

10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?

Z łagru zostałem zwolniony 21 września 1941 r. w Kotłasie. Było nas wówczas (gdy po zwolnieniu nas odstawiono) kilkaset osób i tam władze kolejowe dały nam skład pociągu, który w ciągu czterech tygodni dowiózł nas na stację kolejową Buzułuk, gdzie mieliśmy być wcieleni do armii polskiej. W Buzułuku transport nasz nie został przyjęty i skierowano go do Samarkandy, gdzie kazano nam czekać na komisję. Po uruchomieniu komisji zostałem przyjęty do polskiej armii w Guzarach [G’uzorze].