HELENA MAJDA

Dnia 22 listopada 1947 r. w Radomiu [Okręgowa] Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Radomiu z siedzibą w Radomiu w osobie członka Komisji adwokata Zygmunta Glogiera przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi.

Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Helena Majda
Wiek 62 lata
Imiona rodziców Stanisław i Salomea z Gruszczyńskich
Miejsce zamieszkania Radom, pl. Jagielloński
Zajęcie bez zajęcia
Karalność niekarana
Stosunek do stron obca

Byłam strażniczką więzienną w Radomiu w okresie od 15 grudnia 1920 r. do 2 listopada 1945 r. Oddział kobiecy znajdował się na parterze i z okien korytarza można było obserwować, co się działo na tzw. sekretnym podwórku.

Nie przypominam sobie, czy w 1939 r. jakieś większe rozstrzeliwania miały miejsce. Natomiast w 1940 r. ich nasilenie się wzmogło.

I tak w pierwszą sobotę po Wielkiejnocy przywieziono z okolic Chlewisk większą partię 146 mężczyzn, w tym czterech młodych chłopców, tak jakby uczniów. Część z nich umieszczono w celach kobiecych. Zajęte zostały dwie cele. Jak widziałam, prawie wszyscy byli już dawno pobici. Przywiozła ich żandarmeria, która również ich pilnowała. Wtedy to na sekretnym podwórku, wyprowadzając partiami, urządzano im tzw. gimnastykę. Kazano [im] wszystkim klęczeć i na klęczkach chodzić dookoła podwórka, i to szybko, i bito [ich] wtedy gumami i tak jakby dębową pałką. Ta gimnastyka trwała dla każdej poszczególnej partii więźniów do pół godziny – przy czym niemogących się ruszać bito ponownie. Widziałam wówczas pokrwawionych i pomaltretowanych więźniów, których wganiano z powrotem do cel.

Potem widziałam, jak więźniów [tych] wywożono na przesłuchania, a następnie, jak partiami, po 20 na samochodzie, który przyjeżdżał i odjeżdżał, wywieziono wszystkich 146 na rozstrzelanie na Firlej. Widziałam wtedy, jak na podwórku ich rozbierano, zabierając co lepsze rzeczy, i jak wiązano im ręce sznurkiem i drutami. Na podwórku jakiś gestapowiec – wysoki, szczupły blondyn – odczytywał nazwiska, oświadczając, że są [oni] skazani na karę śmierci. Widziałam również, jak tych czterech młodych ów gestapowiec odstawił na bok, a potem poszedł do kancelarii zatelefonować. Gdy wrócił, kazał ich załadować na samochód.

Po opróżnieniu cel kobiecych z więźniów mężczyzn, prawdopodobnie rozstrzelanych, przyszedł wachmistrz Guncelman [Guntzelmann?] i kazał więźniarkom zmyć w celach krew ze ścian, ławek i stołów, nakazując nawet zdrapywanie śladów, co zostało wykonane.

W tymże roku, ale – zdaje się – w czerwcu przyprowadzono na tenże oddział kobiecy partię ok. 60 ludzi, którzy w ten sam sposób zostali odtransportowani na Firlej, gdzie ich rozstrzelano. Pamiętam również, jak w tymże 1940 r. przywieziono ze Skarżyska 11 inżynierów, których następnie po kilku dniach, po uprzednim rozebraniu z futer, wywieziono na Firlej. Rozstrzelano wtedy także jakiegoś inżyniera ze Starachowic – Grochowskiego czy Grocholskiego – który nie chciał zdradzić Niemcom tajemnicy wyrobu działek przeciwlotniczych.

Pod koniec roku, było to może na jesieni, wywieziono – po uprzednim zdjęciu ubrań na sekretnym podwórku – ze 120 mężczyzn i 7 kobiet. Skąd ci ludzie pochodzili, nie mogę powiedzieć. Przez cały 1940 r. na sekretnym podwórku przeprowadzano ćwiczenia i bicie więźniów za lada przewinienie. Według mnie w tym roku mogło zostać wywiezionych na rozstrzelanie jakieś kilkaset osób. W latach 1941, 1942 i 1943, jak również 1944 wywożono w ten sam sposób, rozbierając więźniów z ubrań przed każdą egzekucją – były to jednakowoż mniejsze partie, po kilku i kilkunastu ludzi. Dat jednak podać nie mogę.

W ogóle w okresie, w którym urzędowałam, z radomskiego więzienia mogło zostać wywiezionych na rozstrzelanie do dwóch tysięcy osób – z mojego oddziału w okresie od 1939 do 1945 r. wywieziono na rozstrzelanie jakieś 16 kobiet, oprócz Żydówek. Zaznaczam, że prostytutek nie rozstrzeliwano, a kierowano je do obozów, skąd nawet kilka wróciło. Jak słyszałam, rozstrzeliwano więźniów kryminalnych – recydywistów.

Z mojego oddziału były często brane kobiety na Kościuszki na badania. Wracały przeważnie bardzo pobite – tak, że nie mogły się podnieść kilka dni z łóżek. Tak strasznie zbito Chmurową i Włodarzową, które następnie rozstrzelano. Obydwie były podejrzane o to, że współpracują z nielegalnymi organizacjami. Pamiętam, jak w 1943 r. przywieziono jakąś kobietę z Warszawy, którą tak strasznie pobito na przesłuchaniu na gestapo, że zmarła w nocy w celi.

Nazwisk gestapowców – oprócz Kocha i Fuchsa, których znałam z widzenia – nie mogę podać.

Zeznałam wszystko.

Odczytano.