ANNA CZYŻEWSKA

Kraków, 30 sierpnia 2001 r.

Anna Czyżewska
[...]

Pamięci Moich Rodziców
Ireny Zołotarew (5 lutego 1898–23 kwietnia 1968 r.)
i Borysa Zołotarewa (28 sierpnia 1895–1 lutego 1983 r.)

Byliśmy małą rodziną: ojciec, mama i ja. Mieszkaliśmy w Warszawie, ostatnio w czasie wojny przy ul. Kapucyńskiej 3 (z poprzedniego mieszkania wyrzucili nas Niemcy, bo była to tzw. dzielnica niemiecka). Ojciec był oficerem Wojska Polskiego – wojna 1920 r., udział w III powstaniu śląskim (współpraca z gen. Rozwadowskim i gen. Abrahamem), potem oddział II, Straż Graniczna.

Mama nie pracowała. Była atrakcyjną kobietą, z pochodzenia Żydówką. Wychrzciła się podczas I wojny światowej. Jak mówiła, nie potrafiła zmieścić się w tamtym świecie i odeszła z domu, mając 16 lat. Rodzice pobrali się w 1921 r.

Przyszła wojna 1939 r. Ojciec pracował wówczas w tzw. ochronie skarbowej, czekał na wezwanie mobilizacyjne. Wcześnie zajął się konspiracją. 11 kwietnia 1941 r. został aresztowany przez gestapo wskutek donosu znajomego Polaka. Ale szczęśliwie – Bóg jeden wie dlaczego – po trzech miesiącach pobytu na Pawiaku został zwolniony. Ponieważ był „spalony” w Warszawie (już wtedy współpracował w konspiracji z „Radosławem”, czyli gen. Mazurkiewiczem) bliski kolega ich obu załatwił mu pracę w Kocmyrzowie koło Krakowa i ojciec wyjechał. Mama – tzw. „dobry wygląd” i nazwisko – pracowała jako kelnerka, a ja w sklepie u gen. „Radosława”, który to sklep był jego najbardziej zakonspirowanym punktem kontaktowym. Tak było do sierpnia 1942 r.

W sierpniu zaczęła się likwidacja getta. Rodzina mamy była w getcie (siostry i bracia, rodzice już nie żyli). Mama miała kontakt tylko z jedną z sióstr, zresztą przez cały czas od chwili opuszczenia domu rodzinnego. I ta właśnie siostra Stefania wraz z córką Stasią przyszły w sierpniu do naszego mieszkania w Warszawie. Załatwiono im więc odpowiednio dobre papiery (gen. „Radosław”). Najpierw Stasia pojechała do Kocmyrzowa, gdzie ojciec mój mieszkał w czteropokojowym drewnianym domku, a później ja osobiście odwiozłam do Kocmyrzowa ciotkę Stefę oraz córeczkę jej sąsiadów z getta, Nelę Typograf. A potem na ul. Kapucyńską przyszli rodzice Nelusi, państwo Typografowie, którymi zajęła się moja mama.

Nie będę opisywać historii tego, co wszyscy przeżyliśmy. Najspokojniej było w Kocmyrzowie, Nelusia chodziła nawet do szkoły. Stasia pracowała u ojca w biurze, a ciotka zajmowała się domem. Ja często dojeżdżałam z Warszawy do Kocmyrzowa.

W Warszawie natomiast bywało różnie. Państwo Typografowie mieli wynajęte mieszkanie przy Rynku Starego Miasta, wysoko na facjacie. Moja mama donosiła im wszystko, co było potrzebne do życia. Wiele razy musieli jednak czasowo opuszczać mieszkanie ze względów bezpieczeństwa. Mama przeżyła wiele ciężkich i bolesnych chwil. Tak było do powstania w sierpniu 1944 r.

Po sierpniu [1944 r.] wszystko się rozpierzchło. Ja z mężem przeszliśmy kanałami do Śródmieścia, wegetując sami do czasu kapitulacji. Mama została, przeszła przez obóz w Pruszkowie, Typografowie także, ale się pogubili. Mamie udało się jakoś dotrzeć do Kocmyrzowa, mnie z mężem również, a państwo Typografowie schronili się do jakiegoś klasztoru.

W lutym 1945 r. powstała możliwość odzyskania w Krakowie mieszkania rodziców mego męża (jego ojczym, płk. Ocetkiewicz pełnił przed wojną wysoką funkcję w wojsku w Krakowie; zginął w Oświęcimiu, matka męża wróciła schorowana z obozu w Oświęcimiu). I tak cała rodzina znalazła się w Krakowie na wspólnym garnuszku. A później każdy żył już na własny rachunek.

Moim pragnieniem jest uwiecznić pamięć moich rodziców. Należy im się to za dobroć, bezinteresowność, odwagę i rzadko spotykaną szlachetność serca i umysłu, których to wartości osoby uratowane nie doceniły, nie zawsze znajdując słowo „dziękuję”.

Do listu załączam dane o osobach uratowanych przez moich rodziców.

Anna Czyżewska
z d. Zołotarew