ANDRZEJ ZIĘBA

Kanonier Andrzej Zięba, uczeń gimnazjum.

18 marca 1940 r. o 24.00 zostałem aresztowany w Równem, w bursie ZOS. Aresztowało mnie trzech enkawudzistów. Po ścisłej rewizji, podczas której znaleźli Orła Białego, zawieźli mnie do więzienia.

W Równem siedziałem siedem miesięcy, skąd po badaniach, które nie były dla nich korzystne, bo niczego, czego chcieli się dowiedzieć, nie usłyszeli, wywieźli mnie do więzienia w Dubnie. Tam siedziałem siedem miesięcy. Stamtąd transportem więziennym pojechałem do Starobielska, gdzie przebywałem dwa miesiące. Wreszcie zawieźli mnie na Workutę, gdzie otrzymałem wyrok bezterminowy i tam przesiedziałem dwa miesiące.

Więzienie w Równem – stary budynek, budowany za księcia Lubomirskiego, otoczony wysokim murem z wieżami ochronnymi. Mury [były] stare, nasiąknięte wilgocią. Warunki mieszkaniowe [były] okropne: ani łóżek, ani sienników; człowiek spał na cemencie bez żadnego okrycia. Higiena pozostawiała dużo [do] życzenia. W celach ściany [były] brudne, poobijane, w podłodze – dziury.

W Dubnie więzienie [było] nowoczesne, [panował] system amerykański. Warunki mieszkaniowe [były] lepsze. Choć spało się bez siennika, to były dwa koce. Higiena [była] możliwa.

W Starobielsku baraki [były] drewniane, pełno w nich [było] pluskiew i innego robactwa, ustęp [mieścił się] w przybudówce, skąd szedł zaduch, który zatruwał powietrze w baraku.

Na Workucie [były] takie same baraki – brudne, niechlujne. Były tak dziurawe, że kiedy padał deszcz, to pełno było wody w środku.

W skład więźniów wchodzili w przeważającej liczbie Polacy, Ukraińcy, Białorusini i Żydzi. Polakom [zarzucano] przestępstwo prawie jednakowe: że byli i są Polakami. Niektórzy siedzieli za to, że byli w organizacji, drudzy, że byli urzędnikami, inni znów za przejście granicy i oni byli posądzani o szpiegostwo. Ukraińcy [byli więzieni] za nacjonalizm, Żydzi przeważnie za spekulację.

Poziom moralny wśród Polaków był wielki, tak że nikt go zniszczyć nie zdołał. Byli dumni i twardzi. Było wielu, którzy byli jakby przewodnikami i podtrzymywali wszystkich na duchu, a między nimi kapitan Maj, prof. Śliwiński, sierż. Leśniewicz i wachmistrz policji Womot. Ci ludzie byli jak ze stali, byli prawdziwymi Polakami.

A tym, co urągał i bluźnił imieniu Polski i bluźnił Polakom, był Leonow – były wójt, a za czasów sowieckich komisarz i wielu innych z okolic Równego, Kostopola, którzy urągali Polsce i Polakom nawet w więzieniu, a byli to Ukraińcy, których nazwisk nie mogę dobrze sobie przypomnieć.

Program dnia był następujący: rano pobudka, pierwszą czynnością były potrzeby fizjologiczne, o godz. 8.00 śniadanie, składało się z 400 g chleba i herbaty, o 10.00 półgodzinna przechadzka, o 12.00 obiad, który składał się z zupy bez mięsa i tłuszczu, o 17.00 kolacja z tejże samej zupy, o godzinie 20.00 kładziono się spać. Przed snem wszyscy wspólnie po cichu modlili się (bo głośno nie wolno było się modlić), a później w ogóle nie wolno było się modlić ani też śpiewać piosenek polskich. Między tymi przerwami więźniowie grali w szachy z chleba, rozmawiali ze sobą o różnych rzeczach, w międzyczasie ktoś szedł na śledztwo i na niego wszyscy czekali z ciekawością, bo on był zarazem listonoszem, który niósł wiadomości, co słychać na wolności. Taki więzień przynosił przeszmuglowaną gazetę albo usłyszał coś nowego od współtowarzyszy jadących na śledztwo w zamkniętym wozie, zwanym popularnie przez więźniów czarnym krukiem.

Na śledztwach NKWD używało różnych sposobów. Bili pałkami gumowymi, jakich używała nasza policja, kolbami od karabinów, wsadzali palce między drzwi, łamali ręce i nogi. Bili tak, że przychodził człowiek do celi zupełnie czarny i słaniający się na nogach. Wiadomości o Polsce przynosili ci, co dzień lub dwa przyszli do celi.

Pomoc lekarska [była] słaba i nieudolna. Wyżywienie [dostawaliśmy] marne, bez żadnej korzyści dla organizmu.

W Równem w celi 44 zmarł inżynier leśny Sobota.

Zostałem zwolniony z łagru 18 września 1941 r. i po dłuższym przebywaniu w kołchozie 9 lutego 1942 r. wstąpiłem do wojska w Kermine, do 7 Dywizji.

Na końcu dodam o pracy w łagrze i wynagrodzeniu. Praca była ciężka, bo pracowało się bez jedzenia cały dzień, po kolana w błocie i karczowało się olbrzymie przestrzenie na tundrze.

Normy [były] dwie, prawie nie do wykonania przy osłabionej sile fizycznej. Wynagrodzenia [nie było] żadnego oprócz tego, co się zarobiło, t[j.] 500 g chleba i dwa razy dziennie rzadką zupę.