Kpt. Bohdan Święcicki, ur. w 1893 r., oficer służby stałej.
Wywieziony 11 lipca 1940 r. z obozu internowanych w Kalwarii na Litwie do Kozielska.
Teren obozu – zniszczony ogród poklasztorny. Jeńcy umieszczeni częściowo w kaplicach i cerkwiach, częściowo w dawnych budynkach mieszkalnych. Prycze z surowego nieobrobionego drewna, trzypiętrowe. Pościel – sienniki jutowe i bawełniane koce. Przydział słomy na stu ludzi – trzy bale 50-kilogramowe. Słoma mokra, przeważnie zgniła.
Oficerowie, podchorążowie, żandarmeria i policja. Poziom moralny na ogół wysoki. Wzajemne stosunki cechowane zwartością. Wyżywienie słabe, lecz wystarczające. Po objęciu kuchen i gospodarki przez jeńców jakość i ilość pożywienia znacznie się poprawiły. Oficerowie zwolnieni od robót, pracowali ochotniczo przy obsługiwaniu kuchni, rąbaniu drzewa itp. Żandarmeria i policjanci w dni powszednie wyznaczali do robót administracyjnych ok. połowy stanu. Stosunek szeregowych do oficerów na ogół dobry, oparty na zaufaniu.
Pomoc lekarska zorganizowana z naszych lekarzy pracujących bardzo ofiarnie, w dobrych warunkach lokalowych, jednak przez kierownictwo lekarzy niedouków sowieckich i brak koniecznych leków nie zawsze mogła sprostać zadaniom. Z trzymiesięcznego pobytu pamiętam trzech jeńców z pomieszaniem zmysłów oraz dwóch zmarłych.
Łaźnia – niechlujny prymityw. Kąpiele nieregularne, jednak zawszenia nie było. Dokuczała natomiast plaga pluskiew.
Stosunek władz NKWD i warty po chamsku poprawny. Sposoby badania bardzo męczące i wyczerpujące, jednak o wypadkach bicia nie słyszałem. Jako instytucje propagandowe z obowiązkowym uczęszczaniem do nich były: klub komunistyczny i kino, do których jednak wielu z nas nie uczęszczało. Głupia propaganda, zdecydowanie nie przystosowana do poziomu słuchaczy, odnosiła w wielu wypadkach wręcz przeciwny skutek. Kłamliwe informacje o życiu w kraju podawane były zbyt naiwnie.
W październiku zezwolono na korespondencję z krajem, w jakiej formie nie wiem, gdyż 11 października 1940 r. zostałem wywieziony w partii 21 oficerów do więzienia butyrskiego w Moskwie, gdzie warunki mieszkaniowe, higiena, wyżywienie i pomoc lekarska stały na dużym poziomie. Regimé więzienny, uciążliwy i surowy, jednak większych ekscesów i samowoli na sobie nie doświadczyłem. Obsługa dokuczała w ramach swoich przepisów i uprawnień, np. gdy chorowałem na ciężką nerwicę pęcherza, potrafili nie wypuszczać po dwie do trzech godzin, tłumacząc się, że ustęp zajęty (z którego korzystało nas ok. 40 ludzi). Badania prowadzone męcząco i rozwlekle, z próbami szantażu, zastraszenia, obietnicami itp. Życie i wszystkie czynności załatwiano nocą. Po trzech miesiącach kazano nam pisać do kraju. Treść listów i nazwiska wykorzystywane były później przy badaniach. Na kilkanaście [wysłanych] listów otrzymałem w odpowiedzi jedną odkrytkę i część jednego listu.
W kwietniu 1941 r. przewieziono nas do izolowanego obozu w Putywlu, gdzie zastaliśmy warunki życia zupełnie dostateczne. Traktowanie na ogół poprawne. Zapowiedziano nam jednak, że nie połączą nas nigdy z kolegami, gdyż w więzieniu mówiono z nami o stosunku naszym do Niemców, o przypuszczalnej wojnie z Niemcami itp.
15 czerwca 1941 r. przewieziono mnie wraz z resztą izolowanych jeńców do obozu – również izolowanego – w Griazowcu. Warunki prymitywne, jednak z możnością gospodarki wewnętrznej własnej, co stwarzało znośne na ogół życie. Po ogłoszeniu porozumienia polsko-bolszewickiego, połączono nas z głównym obozem griazowieckim, gdzie zastaliśmy ciężkie warunki bytowania na skutek gospodarki bolszewików, złodziei z więzienia świętokrzyskiego i niestety wyrzutków spośród naszej armii.
Na skutek porozumienia wspomniany regimé znacznie zmiękł, jakkolwiek do ostatniego dnia pobytu wzywano na dochodzenia i próbowano agitować po kilkunastu ludzi dziennie.
25 sierpnia 1941 r. zarejestrowaliśmy się jako żołnierze Polskich Sił Zbrojnych i 2 września tegoż roku wyjechaliśmy do wyznaczonych rejonów formowania.
Miejsce postoju, 28 lutego 1943 r.