KAZIMIERZ TOMASZEWSKI

Por. audytor Kazimierz Tomaszewski, 43 lata, adwokat.

Na wstępie zaznaczam, że przebywałem w, zdaje się, największych liczbowo obozach Kozielsk i Griazowiec, mieszczących z górą tysiąc oficerów najrozmaitszych stopni. Obozach tak popularnych i znanych, opisanych przez tysiące osób, że niewiele pozostaje mi do podania i opisania.

Zostałem zabrany z obozu internowania w Kalwarii na Litwie przez Oddział Transportowy NKWD 11 lipca 1940 r. wraz z grupą ok. tysiąca oficerów i przewieziony do ZSRR, do obozu w Kozielsku. Już sam sposób transportowania oficerów, a właściwie „gonienia” [ich] na stacji w Kalwarii przedstawiał prawie że makabryczne widowisko. Tysiąc ludzi, przeważnie starszych, obciążonych bagażami i uginających się wśród skwaru słońca pod ciężarem, poganianych było i zwymyślanych przez funkcjonariuszy NKWD. Upadających bito kolbami. Przejazd w warunkach strasznych, po 36 osób na mały rosyjski wagon. Wyżywienie [stanowił] śledź, a wody przy okropnym upale dawano zaledwie po litrze na osobę na dobę. Po przyjeździe do Kozielska warunki złagodzone zostały o tyle, że ciężki bagaż zabrano na samochody, jednakże zmęczeni okropnymi warunkami podróży oficerowie z trudem mogli przebyć w nakazanym tempie odległość sześciu kilometrów do obozu i oczywiście wiele było zemdleń.

Obóz w Kozielsku [mieścił się na] terenie poklasztornym. Jeśli chodzi o mieszkanie, doskwierała ciasnota i pluskwy. Warunki zdrowotne [były] dobre, higiena – utrzymana, nakazano przymusową cotygodniową kąpiel, szczepienia ochronne, pomoc lekarska [była] wystarczająca. Oficerowie jako internowani nie podlegali przymusowej pracy (jedynie ochotniczo), poza pracą potrzebną na samo utrzymanie, a więc sprzątaniem, przynoszeniem jedzenia, myciem naczyń, skrobaniem kartofli itp. Stosunek NKWD do internowanych, aczkolwiek zewnętrznie poprawny, a przy agitujących pozornie przyjazny, w istocie [był] wrogi. W Kozielsku przy badaniach, zdaje się, nie bito, jednak ubliżano i używano różnych metod przesłuchania działających na nerwy (rodzina, wywiezienie itp.). Przez okres roczny pozwolono napisać do kraju, z tego co pamiętam, trzykrotnie. Natomiast nadsyłane listy i paczki dopuszczano, zdaje się, bez ograniczeń. Rewizje osobiste przeprowadzano w ten sposób: rozbierano do naga, przedmioty wartościowe (pierścionki, zegarki, złoto) zabierano poza sporadycznymi wypadkami ich pozostawienia.

W czerwcu 1941 r. wywieziono cały obóz kozielski do Griazowca, gdzie warunki mieszkaniowe były znacznie gorsze – 80 proc. oficerów mieszkało w odkrytych szopach, bez bocznych ścian, co było bardzo dokuczliwe wobec zimnych nocy, wilgoci i plagi komarów. W ostatnim miesiącu pobytu w Griazowcu, gdzie poza tym warunki były analogiczne [do] kozielskich, dał się odczuć silny głód, wydawano bowiem po 200 g chleba, a zupy były bardzo wodniste. Zwolniony zostałem z Griazowca po podpisaniu porozumienia polsko-sowieckiego w końcu sierpnia 1941 r. i z całą grupą oficerów wyjechałem do 5 Dywizji Piechoty, do Tatiszczewa.

Miejsce postoju, 26 lutego 1942 r.