Jan Czarnecki, [ur.] 1915 r., żyłem na gospodarce przy rodzinie w pow. brzeskim nad Bugiem, woj. poleskim, kawaler.
Zostałem aresztowany 20 czerwca 1941 r. i wywieziony na Syberię [w następujących] okolicznościach. W 1940 r. mieli Sowieci głosowanie. Ja nie chciałem głosować i rodzina również. Co do głosowania, to przymusili, natomiast zagrozili od dnia głosowania mojej rodzinie, że jeżeli ja gdzieś się oddalę lub ucieknę z domu, to moich rodziców aresztują. I przez głosowanie zostałem aresztowany i wywieziony 20 czerwca 1941 r.
Stosunek władz sowieckich był bardzo zły. Kiedy jechaliśmy, podczas podróży, byliśmy zamknięci. Wagony [były] zaśrubowane i raz na trzy dni jeść dali. Potrzeby naturalne załatwialiśmy w wagonie. Po pięć dni nie wypuszczali [nas] na powietrze, a okna w wagonach były zamknięte. Wagony [były] brudne, towarowe. Wyzywali nas od polskich bliadi, mord. Kiedy zwracaliśmy się do NKWD, to potrafili bić polskie bezbronne kobiety i niewinne dzieci. Traktowali nas gorzej niż psy.
Zawieźli [nas] na Syberię, zgromadzili Polaków pod gołe niebo, zostawili dzieci i starców na zimnie i deszczu przez pięć dni, póki nie pobudowali baraków.
Wolno było kupić 500 g chleba, poza tym nic. Życie towarzyskie między nami [było] dość dobre. Pracowałem na ciężkich pracach jako gruzczyk i przy lasowaniu wapna. Pracowaliśmy po 11 i 12 godzin. Dziennie płacono nam po trzy – trzy i pół rubla.
Poza tym ludzi umierało 10–30 proc. z tego brudu i nędzy. Pomocy lekarskiej nie dawali, odpowiadali, że polskich psów nie będą leczyć. Kończę pisanie.
Kto Rosję chwali, niech go piorun spali!
Barnauł, Ałtajski Kraj za Nowosybirskiem, tam pracowałem do amnestii.