HALINA KULIGOWSKA

Dnia 19 kwietnia 1969 r. w Warszawie podprokurator Prokuratury Powiatowej dla dzielnicy Warszawa-Żoliborz przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, bez odebrania przyrzeczenia. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Halina Kuligowska z d. Tyszko
Data i miejsce urodzenia 3 października 1920 r. w Warszawie
Imiona rodziców Czesław, Michalina z d. Wittemberg
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Lisowska 29 m. 86
Zajęcie pracownik umysłowy Administracji Domów Mieszkalnych nr 3, Warszawa-Bielany
Karalność niekarana
Stosunek do stron obca

Od urodzenia do czasu Powstania zamieszkiwałam na terenie tzw. Piasków, tj. na ul. Kiełpińskiej 11, a później na ul. Żelazowskiej, numeru w tej chwili nie pamiętam.

Wraz z mężem należeliśmy do Robotniczej Partii Polskich Socjalistów (RPPS). [Oprócz] mnie i [mojego] męża Władysława Andrzejewskiego do organizacji tej należeli m.in. bracia Balcerzakowie, Edward Barczyński, który zginął w Zaborowie [oraz] Romanowski. Wiadomo mi, że w czasie jednej z akcji, w której zabito Niemca, zatrzymany został przez Niemców Romanowski. Złamał się podczas przesłuchania i przeszedł na współpracę z nimi. On to był obecny przy rozstrzelaniu Stanisławy Konczewskiej i jej 19-letniego syna Edwarda, który należał do RPPS i przechowywał u siebie broń. Romanowski był również obecny podczas rewizji przeprowadzanej u Balcerzaków (zamieszkałych w dawnych czworakach), [u] których syn Zdzisław się ukrywał.

Od momentu wybuchu Powstania Warszawskiego do dnia wysiedlenia, tj. 10 sierpnia 1944 r., przebywałam na terenie Piasków. Po upływie około tygodnia wróciłam do swego domu, aby zabrać jakieś rzeczy osobiste. Kiedy byłam na swojej posesji, usłyszałam wołanie mnie po imieniu. Okazało się, że na posesji mojej dalekiej kuzynki Władysławy Burzyckiej zbudowany był bunkier, w którym przebywali trzej mężczyźni – byli to Jan Lutomski, który obecnie nie żyje, jego szwagier, nazwiska w tej chwili nie pamiętam, obecnie mieszka na Młocinach, i trzeci, którego nazwiska również nie pamiętam, a który mieszkał u Burzyckiej. Kiedy zapytałam ich, dlaczego tak się narażają i nie uciekają, nie odpowiedzieli mi. Po zabraniu najpotrzebniejszych rzeczy wróciłam na Wawrzyszew, gdzie zatrzymaliśmy się po wysiedleniu, zaś mężczyźni ci pozostali w bunkrze. Później, będąc w Pruszkowie, dowiedziałam się, że zostali zabici w ogrodzie Burzyckiej. Po wyzwoleniu okazało się [jednak], że przeżyli.

Ludzie, których kierowano do kopania okopów, widzieli trupy leżące na posesji Burzyckiej i jedna z kobiet zawiadomiła żonę Krawca, mieszkającą obecnie na Młocinach, że widziała go nieżywego. Być może żona ta będzie mogła wskazać nazwisko osoby, która ją poinformowała o śmierci męża. Czy ktoś trupy te pochował, nie wiem. Po wyzwoleniu zupełnie o tym zapomniałam, dopiero notatka w „Expresie Wieczornym” przypomniała mi opisane powyżej fakty.

Nie słyszałam o żadnych egzekucjach, które miałyby się odbyć na terenie Piasków, a w szczególności nic mi nie wiadomo o rozstrzelaniu tam więźniów Pawiaka przywożonych do pracy na teren tartaku znajdującego się pomiędzy ul. Żeromskiego a Marymoncką. Wiadome mi było, że w okresie okupacji na teren tartaku dowożono więźniów. Nie słyszałam, aby miała miejsce jakaś akcja odbicia więźniów, a następnie ich rozstrzelanie.

Słyszałam, że na terenie [domu dziecka] Nasz Dom działała jakaś organizacja, ale jaka, nie wiem. Nieznana mi była osoba o nazwisku Adela Miłość. Na terenie Żoliborza działało kilka organizacji podziemnych, m.in. AK, ale kto do jakiej organizacji należał, nie wiem. Nie wiem również, czy Lutowski i dwaj pozostali mężczyźni, których zastałam w bunkrze, należeli do jakiejś organizacji.

Na okopy przyjeżdżali ludzie przywożeni przez Niemców już po upadku Powstania i trupy te pochodziły z okresu po upadku Powstania. Kiedy ja [tam] byłam pod koniec sierpnia 1944 r., poza żyjącymi, o których mówiłam, nie widziałam żadnych trupów.

Kiedy wróciliśmy po wyzwoleniu na teren naszej posesji, zastaliśmy wykopany i urządzony przez Niemców bunkier mieszkalny, w którym zamieszkiwaliśmy przez kilka miesięcy do czasu otrzymania mieszkania. Płynie więc z tego wniosek, że na terenie tym przebywali Niemcy i że bunkier został wybudowany już po moim pobycie w sierpniu. Wówczas kiedy byłam po rzeczy osobiste, mój dom nie był jeszcze spalony, zaś po powrocie już tak i na jego miejscu wybudowany był bunkier. Dom nasz został spalony w kilka dni po moim pobycie.

Kiedy nasz dom się palił, Krawiec był jeszcze w bunkrze, bo już po wyzwoleniu opowiadał mojemu ojcu, że gdy dom się palił, słychać było wybuchy prawdopodobnie tych materiałów wybuchowych, jakie jeszcze były w nim przechowywane. Ja z tym Krawcem na ten temat nie rozmawiałam.

Pragnę sprostować, że kiedy Krawiec zawołał z wewnątrz tego bunkra, w którym się ukrywali, miało to miejsce na posesji Władysławy Burzyckiej, a nie na mojej. Bunkier, w którym się ukrywali, znajdował się w odległości ok. 30 m od świerku, który rósł w ogrodzie Burzyckiej i w okolicach którego znaleziono podczas prac budowlanych szczątki ludzkie.