ANNA ZIELSKA

Dnia 13 grudnia 1971 r. w Iłowie Ryszard Juszkiewicz, sędzia Sądu Powiatowego w Mławie, z udziałem protokolantki Ewy Jakubowskiej przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek stwierdza własnoręcznym podpisem, że uprzedzono ją o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk). Następnie świadek, uprzedzona [również] o treści art. 165 kpk, zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Anna Zielska
Imiona rodziców Joanna i Maksymilian
Data i miejsce urodzenia 9 grudnia 1921 r. w Iłowie
Miejsce zamieszkania Iłowo, [...]
Zajęcie pracownica fizyczna
Wykształcenie podstawowe

Mieszkam od urodzenia w Iłowie, w okresie okupacji również mieszkałam w Iłowie. Od 1943 r. pracowałam w lagrze. Lagrem nazywam obóz, który był usytuowany w Iłowie przy ul. Leśnej, dotykał ul. Jagiellońskiej, przy której znajdowała się administracja obozu. W obozie tym przebywali przedstawiciele różnych narodowości. Najpierw byli w nim Rosjanie, cywile, całe rodziny. Pojawili się w obozie niedługo po wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej. Po selekcji młodych zabrano na roboty przymusowe do Niemiec, a ludzie w podeszłym wieku oraz chorzy zostali w tym obozie aż do końca okupacji. Mieszkali w drewnianych barakach. Wydaje mi się, że było ich cztery. Były dwuwejściowe, bardzo długie. Dotychczas jeden barak jest na terenie obozu. W baraku mieszkało więcej niż 50 osób, ale dokładnie nie potrafię określić. W obozie przebywali również, ale bardzo krótko, Cyganie, Ukraińcy, a w 1944 r. pojawili się Włosi. Włosi byli żołnierzami – gdzie ich zabrano, nie wiem.

W obozie zaczęłam pracować w 1943 r. w charakterze pracownicy fizycznej. Sprzątałam w obozie dziecięcym oraz prałam pieluchy. Kiedy przyszłam do obozu, istniał już specjalny barak, w którym były małe dzieci. Barak ten stoi dotychczas, jest położony przy ul. Leśnej, obecnie mieści się tam internat Szkoły Zawodowej w Iłowie. Barak ten jest murowany. Przebywały w nim dzieci w wieku od jednego miesiąca do jednego roku. Zajmowały dwie sale, było ich razem ok. 40. Dzieci te były narodowości polskiej i rosyjskiej. Zabierano je matkom, które je urodziły w Niemczech. Kto przywoził te dzieci z Niemiec, tego nie wiem. Pamiętam jeden wypadek, jak jedna z matek, Rosjanka (przebywała w naszym obozie), urodziła dwoje dzieci. Zabrano je jej, a ją zamknięto w obozie. Jak się te dzieci nazywały, nie pamiętam, wiem, że byli to chłopcy. Co się potem z nimi stało, nie wiem, gdyż zostałam wywieziona po wojnie do Związku Radzieckiego pod zarzutem bycia Niemką, miałam bowiem III grupę narodowościową.

Nazwiska kierownika obozu nie pamiętam, wiem, że chodził w żółtym mundurze. Byłam przekonana, że pochodził z byłych Prus Wschodnich. Kierownik aprowizacji nazywał się Rybka, pochodził również z Mazur. W obozie było dwoje lekarzy polskich, nazywali się Knappe, pochodzili z białostockiego. Pielęgniarkami były polskie siostry zakonne z Płocka, z jakiego zakonu, nie pamiętam. Nosiły siwe habity, kiedy pracowały w kuchni, [a] kiedy wychodziły na zewnątrz, ubierały się w czarne. Imiona ich były: Anzelma, Łucja, Wiktoria, Jadwiga.

Przy mnie zmarło troje, może czworo dzieci. Dwoje z nich zmarło na zapalenie płuc – Oleńka i Diter, były to dzieci rosyjskie. Zmarłe dzieci wywoził pod las i tam grzebał na polu Franciszek Krokowski, który dotychczas mieszka w Iłowie. Dzieci te początkowo miały nie najlepsze wyżywienie, a potem, pamiętam, otrzymywały tartą marchewkę, masło. Każde dziecko spało na oddzielnym łóżku. Łóżeczka miały białą bieliznę, na każdym była tabliczka, na której było podane nazwisko dziecka, a poza tym każde dziecko miało na rączce tasiemkę, na której było napisane jego imię i nazwisko.

Niemcy mówili, że te dzieci miały być wychowywane na Niemców. Jedna pielęgniarka była Niemką. Nazwiska jej nie pamiętam i skąd pochodziła, też nie pamiętam.

W 1944 r. z tego obozu zostałam skierowana do pracy w kuchni, gotowałam wtedy jedzenie dla Rosjan. Jeszcze później pracowałam jako pomoc kuchenna i gotowałam jedzenie dla personelu niemieckiego.

Było kilu strażników niemieckich, nazwisk ich nie pamiętam. Kiedy nadchodziły wojska radzieckie, w styczniu 1945 r., nikogo z obozu nie wywieziono, uciekli tylko sami Niemcy.

Lekarze polscy odnosili się bardzo dobrze do dzieci i do pozostałych członków obozu również.

Uważam, że w momencie wyzwolenia miejscowości Iłowo przez oddziały radzieckie, w obozie było ok. 50 dzieci. Po wojnie zostały one wzięte przez polskie rodziny i przez nie wychowane.

Przy mnie nigdy dzieci nie przywożono, więc trudno mi powiedzieć, skąd one były. Zwykle kiedy przychodziłam do pracy, to rano widziałam obce dzieci.

Na tym przesłuchanie zakończono i po odczytaniu protokół niniejszy podpisano.