Dnia 10 czerwca 1974 r. w Warszawie wiceprokurator wojewódzki Janina Krężlewicz delegowana do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Warszawie, działając na zasadzie art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU nr 51, poz. 293) i art. 129 kpk z udziałem protokolantki J. Chrostowskiej przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek stwierdza własnoręcznym podpisem, że uprzedzono go o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk). Następnie świadek zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko | Franciszek Krokowski |
Imiona rodziców | Henryk i Julianna |
Data i miejsce urodzenia | 15 kwietnia 1915 r. w Starej Wiśle |
Miejsce zamieszkania | Iłowo, [...] |
Zajęcie | toromistrz na PKP |
Wykształcenie | siedem oddziałów szkoły powszechnej |
Karalność za fałszywe zeznania | niekarany |
Stosunek do stron | obcy |
W czasie okupacji mieszkałem we wsi Mławka, gdzie moja mama miała gospodarstwo rolne. Pracowałem jako wozak w obozie w Iłowie. Wozakiem byłem od 1942 do 1945 r., czyli przez dwa i pół roku.
W Iłowie był obóz przejściowy, którego nazwy po niemiecku nie pamiętam. Były tam drewniane baraki (może ok. 20), w których przebywała okresowo ludność cywilna różnych narodowości: Rosjanie, Polacy, Litwini, Ukraińcy. Były także kobiety i dzieci. Przypuszczam, że była to ludność ewakuowana z terenów rosyjskich przed zbliżającym się frontem. Przebywali tu krótko, czasem parę dni, jakby zatrzymali się tylko na odpoczynek. Przeprowadzono dezynfekcję ich odzieży, przeprowadzono badania lekarskie. Niektórzy przebywali parę tygodni, mogli to być robotnicy z przymusowych robót, wyglądali na bardzo wyniszczonych i dużo ich umierało. Uważałem, że nie byli oni więźniami, bo chociaż obóz był pilnowany przez wachmanów, to wychodzili do wsi, niektórzy też nie wracali. Również gdy szykowano transporty mężczyzn do pracy przymusowej do Niemiec, to przywożono ich z okolicznych wiosek i z powiatów najpierw tutaj i tu dopiero szykowano większy transport. Był to więc obóz przejściowy.
W tym obozie był jeden budynek murowany, w którym przebywały dzieci. Przywożono tu kobiety ciężarne z robót przymusowych z Niemiec albo matki z małymi, nowo narodzonymi dziećmi. Tu dziecko odbierano matce, a ona musiała wracać do roboty. Kobiety ciężarne po rozwiązaniu także musiały tu zostawić swoje dziecko i wracać, skąd przybyły. Kobiety te były różnej narodowości, ale nie było wśród nich Niemek.
Wchodziłem do tego budynku, gdy mnie wezwano. Było to wtedy, gdy kazano mi zabrać trupy dzieci i wywieźć na cmentarz, a raczej na pole, gdzie grzebano wszystkich z tego obozu. Wchodziłem do korytarza, gdzie na podłodze w kącie widziałem kilka leżących trupów dziecięcych owiniętych w gazę. Nie było to codziennie, tylko od czasu do czasu, gdy nazbierało się kilkoro zwłok. Przywoziłem z Działdowa specjalnie trumny dla tych dzieci. Wkładałem zwłoki oddzielnie do małych trumienek i wywoziłem je. Szli ze mną pracownicy z obozu, którzy następnie zakopywali trumienki w określonym miejscu na polu.
Przy dzieciach pracowały znajome kobiety jako pielęgniarki. Był lekarz Polak o nazwisku Knappe, podlegał Niemcom. Nie byłem w salach, gdzie przebywały dzieci, tylko wchodziłem na korytarz, skąd zabierałem ich trupy. Nie mógłbym określić, ile dzieci zmarło w okresie mojej pracy w obozie, to znaczy przez ok. dwa i pół roku, chociaż uważam, że była to śmiertelność większa niż normalnie.
Nic nie wiem na temat przyczyny ich zgonu. Nie rozmawiałem o tym z nikim, choć pracowały tam znajome kobiety. Również po wojnie o tym z nimi nie rozmawiałem. Na grobach dzieci umieszczono tabliczki z numerami. Pod koniec okupacji tabliczek na grobach było parę setek: może 300, może 400 – pewien tych liczb nie jestem, bo nie liczyłem. Obecnie to miejsce jest uporządkowane przez harcerzy. Teren ogrodzono i postawiono tam krzyż.
Z osób, które pracowały przy dzieciach, pamiętam Zielską i Faltynowską z Iłowa.
Na tym przesłuchanie zakończono i po odczytaniu protokół podpisano.