BERNARD CZARDYBON

Dwunasty dzień rozprawy, 6 grudnia 1947 r.

Przewodniczący: Następny świadek, Bernard Czardybon.

Świadek Bernard Czardybon, 46 lat, pracownik umysłowy, wyznanie rzymskokatolickie, w stosunku do oskarżonych obcy.

Przewodniczący: Przypominam świadkowi o obowiązku mówienia prawdy. Składanie fałszywych zeznań karane jest więzieniem do lat pięciu. Czy są wnioski co do trybu przesłuchania?

Prokuratorzy: Nie.

Obrońcy: Nie.

Przewodniczący: Proszę, niech świadek powie, co wie w sprawie, w szczególności w odniesieniu do oskarżonych. Których z nich rozpoznaje?

Świadek: Poznaję Liebehenschela, Aumeiera, Möckla, Jostena, Lechnera. Tych drugich z nazwisk nie znam.

Aumeiera znam jako Lagerführera. Był on w stosunku do więźniów bardzo agresywny, kopał, bił ich i przezywał.

Möckel znany mi jest jako kierownik gospodarczy. Miał w swym zarządzie sprawy dotyczące aprowizacji obozu w ubranie i żywność oraz cały majątek, który więźniowie przynosili ze sobą, jak rzeczy wartościowe, ubrania itd. W 1943 r. wydał nakaz dla więźniów, że nie wolno prać bielizny, tylko dezynfekować. Skutek był taki, że więźniowie chodzili w brudnej bieliźnie, która nieraz przedstawiała tylko skorupę, co oczywiście doprowadzało do rozmaitych chorób. W tym okresie jako zarządca majątku po więźniach wydał w maju 1942 r. zarządzenie, że cała własność więźniów przechodzi na rzecz Rzeszy Niemieckiej. Praktycznie wyglądało to tak, że do maja majątek po więźniach, którzy zmarli, odsyłany był ich rodzinom. Od maja wstrzymano wszelkie wysyłki i cały ten majątek przepadał na rzecz Rzeszy. To samo robiono z rzeczami, które przywozili więźniowie Żydzi i robiono to masowo. Od więźniów żydowskich wychodziło z tak zwanej kanady miesięcznie kilkaset wagonów, tak że przeciętnie [dziennie] ładowano dziesięć wagonów towarowych, które były przeznaczone na jego zarządzenie dla NSV [Nationalsozialistische Volkswohlfahrt], Wehrmachtu, Wintershilfe itd.

Rzeczy wartościowe pakowano w skrzynie o długości półtora metra, a wysokości metra. Skrzynie te, w których były zegarki i biżuteria, odstawiano do zarządu znajdującego się przy SS komando. To mniej więcej wszystko, co do niego mogę powiedzieć.

Pierwsze moje zetknięcie z oskarżonym Grabnerem było po ucieczce jednego z więźniów, gdy w odwecie za nią Grabner wybrał dziesięciu więźniów, którzy mieli być rozstrzelani. Tych dziesięciu więźniów nie rozstrzelano, lecz zagłodzono. Na miejsce jednego z wybranych zgłosił się dobrowolnie ksiądz Kolbe, lecz tego więźnia, za którego się zgłosił, nie puszczono i on też podobno zginął.

Drugim zetknięciem się z Grabnerem był generalny apel w lecie 1941 r., kiedy oskarżony Grabner chodził od bloku do bloku, oglądając wszystkich więźniów i szukając dwóch podejrzanych. Wówczas zabrano do biura politycznego kilkudziesięciu więźniów, z których część w ogóle nie wróciła do obozu.

6 stycznia 1943 r. zarządzono stójkę kilku komand, razem ok. 300 osób, które – sądząc z wypowiedzi SS-manów – były skazane na śmierć. Wieczorem po apelu stójkę rozwiązano, znowu nastąpiła wybiórka przez oskarżonego Grabnera. Z tych osób, które on wybrał, w ciągu 14 dni rozstrzelano ok. 50. Jednych rozstrzelano w tym samym dniu, innych w kilka dni później, a resztę po 14 dniach.

Pierwsze masowe rozstrzelanie odbyło się 13 czerwca 1942 r. Wtedy rozstrzelano 178 osób. Zawiadomienia o śmierci wyglądały w ten sposób, że rozdzielono daty śmierci od 12 do 15 czerwca, a jako powód podawano dla rodzin różne choroby, jak serce, płuca itd. Drugie masowe rozstrzelanie było we wrześniu, wtedy zabito jakieś 268 osób. Przy tym rozstrzelaniu Grabner również był obecny. W czasie przybywania transportów lubelskich niemal trzy razy w tygodniu były rozstrzeliwania, w czasie których widziałem Grabnera wchodzącego na blok 11.

Przy końcu sierpnia 1942 r. zagazowano ok. 1200 chorych na tyfus, z których większość wówczas była już rekonwalescentami. Z tych 1200 uratowało się zaledwie sto osób. Reszta została załadowana na auta ciężarowe i wywieziona do gazu. Przy tej selekcji był obecny podwładny oskarżonego Grabnera, jak również Lagerführer Aumeier.

Oskarżony Grabner w stosunku do więźniów był stale arogancki i brutalny. O ile były przesłuchania w biurze politycznym, to więźniowie wychodzili stamtąd strasznie zbici, zmaltretowani, pokrwawieni. Wielu z nich kończyło na bloku chorych śmiercią.

Oskarżonego Jostena widywałem przy wymaszerowywaniu do pracy; wtedy on również wyszukiwał więźniów podejrzanych i oddawał SS-manom do bicia, względnie innego postępowania.

W czasie urzędowania oskarżonego Lebehenschela wprawdzie zniesiono bezpośrednie samowolne kary chłosty, mimo to jednak bicie nie zostało zupełnie zniesione, a gdy przybywały transporty, gazowanie odbywało się podobnie jak poprzednio.

Oskarżony Lechner był konwojentem transportu materiałów. Odznaczał się wielką chciwością i sadyzmem w stosunku do więźniów. Bywały wypadki, że oskarżony Lechner, transportując ubrania czy bieliznę do innych obozów, po drodze tekstylia sprzedawał, a jak przyszły reklamacje, to więźniowie za to byli karani. Jak stwierdziłem, w tym czasie Lechner otrzymane za sprzedaż tekstyliów środki zużywał na pijaństwo. Poza tym większość oskarżonych – jak tu na ławie siedzą, nazwisk wszystkich nie znam – zmuszała więźniów do kradzieży. Więźniowie – zależnie od tego, w jakim komandzie byli zatrudnieni – musieli oddawać SS-manom pieniądze czy rzeczy wartościowe, gdyż inaczej ich gubiono. Jeden z więźniów został rozstrzelany z nakazu oskarżonego Grabnera. Został on zmuszony przez SS-manów do oddawania im rzeczy wartościowych, a przy śledztwie zdradził się z ich nazwiskami i za kilka dni został rozstrzelany.

Przewodniczący: Czy w związku z zeznaniami świadka są jakieś pytania?

Prokurator Pęchalski: Chodzi mi o wyjaśnienie sprawy Lechnera. Powiada świadek, że on kradł, a później obciążał tym więźniów. Czy więźniów spotykała za to jakaś kara? Jak to wyglądało? On przewoził te rzeczy odebrane Żydom, po drodze te rzeczy kradł i sprzedawał, a potem przychodziły meldunki, że te rzeczy zginęły. Czy tak?

Świadek: Meldunki były tego rodzaju, że więźniowie nie dopilnowali liczenia ubrań.

Prokurator Pęchalski: Gdzie potem szły te meldunki?

Świadek: Meldunki te nie szły dalej, gdyż zarówno Lechner, jak i jego szef, to byli znani złodzieje, którzy kazali nawet fałszywe księgi prowadzić.

Prokurator Pęchalski: W każdym razie za to później cierpieli więźniowie?

Świadek: Tak. Znany mi jest wypadek, że Lechner pobił w związku z tym dwóch więźniów aż do utraty przytomności. Jednym z nich był Berner zwany „Maksem”, a nazwiska drugiego nie pamiętam.

Prokurator Pęchalski: Czy świadek może powiedzieć, czy to chodziło o coś poważnego, czy też o jakąś bzdurę?

Świadek: Po prostu głupstwo, małe niedokładności w dostawie materiałów.

Prokurator Pęchalski: Czy z winy więźniów?

Świadek: Nie, winy więźniów w ogóle w tym nie było.

Prokurator Szewczyk: Czy świadek przypomina sobie, jak się przedstawiała sprawa egzekucji, rozstrzeliwań i gazowań po objęciu komendy obozu przez oskarżonego Liebehenschela?

Świadek: Dokładnie sobie tego nie przypominam.

Prokurator Szewczyk: Mnie chodzi głównie o ilość i nasilenie tych rzeczy. Czy było mniejsze jak poprzednio?

Świadek: Jeśli chodzi o rozstrzeliwania, było ich mniej niż przedtem, natomiast transporty przeznaczone na zagazowanie płynęły w dalszym ciągu.

Prokurator Szewczyk: Czy dużo się różniły od poprzednich?

Świadek: Zależało to od łapanek, jakie się w kraju odbywały.

Prokurator Szewczyk: To przecież nie były transporty krajowe.

Świadek: Bywały i krajowe.

Prokurator Szewczyk: Ale główny kontyngent był z Węgier i wtedy, w 1944 r. na wiosnę, liczba tych transportów się zwiększyła, czy tak?

Świadek: Tak jest.

Prokurator Szewczyk: Jeżeli chodzi o wybiórki na rozstrzelanie, czy odbywały się w tym okresie?

Świadek: Były wybiórki, ale liczba ich się zmniejszyła.

Prokurator Szewczyk: Czy świadek się interesował, jaki był napływ do obozu I przeznaczonych do krematorium?

Świadek: Nie było możliwe zainteresować się tym, gdyż pracowałem poza obozem.

Prokurator Szewczyk: Na jakich komandach świadek pracował?

Świadek: Na Effekten- i na Bekleidungskammer.

Prokurator Szewczyk: W jakim kierunku interesował się oskarżony Möckel Effektenkammer i Bekleidungskammer, czy prowadził tam kontrole, jak dużo robotników tam pracowało?

Świadek: Effektenkammer dzieliła się na trzy działy, drugi dział był boczny, a trzeci kanada.

Prokurator Szewczyk: Möckel interesował się kanadą.

Świadek: Do kanady Möckel przychodził bardzo często, wydawał zarządzenia przy sortowaniu i wywożeniu materiałów. Pamiętam, w 1943 r. był napływ obywateli polskich narodowości żydowskiej. Przyszedł transport ogołocony z kosztowności. Z biżuterii wyłamane były kamienie. Wtedy Möckel przybył do kanady, zebrał komando i dał rozkaz do rozstrzelania. Dopiero na przedstawienie kierownika kanady udowodniono, że rzeczy przyszły już ogołocone z kamieni. Oskarżony Möckel odstąpił od pierwotnego zamiaru.

Prokurator Szewczyk: Wtedy nie doszło do egzekucji?

Świadek: Nie doszło, jednak rozstrzelano kilka osób. 6 stycznia 1943 r. rozstrzelano 11 Polaków z Entwesungskammer.

Prokurator Szewczyk: Na czyj rozkaz?

Świadek: Grabnera.

Prokurator Szewczyk: Czy świadkowi wiadomo, że Möckel osobiście konwojował te rzeczy do Berlina?

Świadek: Wiadomo mi od SS-manów, że transporty te były odwożone przez Möckla i Pohla.

Prokurator Szewczyk: Pohl był przecież generałem.

Świadek: Ale był też Pohl, który był zastępcą Möckla.

Prokurator Szewczyk: Poza tym z tymi rzeczami jeździł Gehring?

Świadek: Tego nie znam.

Prokurator Szewczyk: Czy świadkowi wiadomo, gdzie znajdował się cyklon i pod czyim zarządem?

Świadek: Pod zarządem Möckla.

Prokurator Szewczyk: W jakim dziale administracji obozu?

Świadek: Dokładnie tego nie mogę określić. W magazynie.

Prokurator Szewczyk: Czy Möckel sam wykonywał kontrolę, czy przez swoich urzędników?

Świadek: Bezpośrednio i przez urzędników.

Prokurator Szewczyk: Czy świadkowi wiadomo, jak się to postępowanie odbywało?

Świadek: Praktyczne wykonanie jest mi niewiadome. SS-mani przyjeżdżali karetką Czerwonego Krzyża, zabierali pewną liczbę więźniów i ładowali pewną ilość cyklonu. Po ilości cyklonu sądziliśmy o liczbie zagazowanych.

Prokurator Szewczyk: A o zapotrzebowaniu z fabryki cyklonu?

Świadek: Tej manipulacji nie znam.

Obrońca Kossek: Świadek podał, że na wiosnę 1944 r. szły transporty do gazu?

Świadek: Tak.

Obrońca Kossek: Ponieważ świadek powiedział, że tym się nie interesował, bo pracował cały dzień, czy to nie było w czerwcu?

Świadek: Jak powiedziałem, nie interesowałem się ilością.

Obrońca Kossek: Czy w tym czasie rampa, która prowadziła do Brzezinki, szła wprost do Brzezinki? Chodzi mi o 1944 r.

Świadek: Ja tego nie znam, ja wiem z opowiadania więźniów.

Obrońca Kossek: Czy za czasów Liebehenschela nastroje wśród Polaków poprawiły się, czy nie?

Świadek: Nastroje były lepsze.

Obrońca Rymar: Świadkowi wiadomo, że w 1942 r. w maju Möckel wydał zarządzenie, dotyczące mienia więźniów.

Świadek: Tak.

Obrońca Rymar: Świadek powiedział, że Möckel wydawał zarządzenia wydawania cyklonu. Skąd świadkowi to wiadomo?

Świadek: Wiadomo od tych, którzy wozili.

Obrońca Rymar: Czy świadek mógłby powiedzieć, kto wydawał te kartki? Czy świadek widział taką kartkę? Myśmy słyszeli wczoraj, że Grabner te kartki podpisywał.

Świadek: Bezpośrednio z kanady wyjeżdżała karetka po gaz.

Obrońca Rymar: Möckel, według aktu oskarżenia, został w 1943 r. przeniesiony do Oświęcimia, może zachodzi jakaś pomyłka?

Świadek: To w ten sposób pomyłka jest możliwa, bo ja w 1942 r. go nie widziałem.

Obrońca Rymar: A więc, co świadek mówił o Möcklu, to było wiadome mu z rozmowy z SS-manami i kolegami?

Świadek: Tak.

Obrońca Minasowicz: Jakie funkcje pełnił oskarżony Lechner w obozie?

Świadek: Był konwojentem transportu.

Obrońca Minasowicz: Gdzie świadek wtedy pracował?

Świadek: Pracowałem w jego komandzie, Bekleidungskammer. Miałem stanowisko tak zwanego kapo, czyli zarządzającego.

Obrońca Minasowicz: Często się pan z nim spotykał?

Świadek: Codziennie.

Obrońca Minasowicz: Na przestrzeni jakiego czasu?

Świadek: Przez rok.

Obrońca Minasowicz: Czy pan przez cały czas był w Bekleidungskammer?

Świadek: Cały czas. Lechner zaś został karnie przeniesiony.

Obrońca Minasowicz: W którym roku pan tam pracował?

Świadek: Cały 1944 r.

Obrońca Minasowicz: Gdzie pozostawiali rzeczy więźniowie, którzy szli na śmierć?

Świadek: Zostawiali je w kanadzie.

Obrońca Minasowicz: Ale konkretnie, gdzie oni te rzeczy zrzucali, idąc na śmierć?

Świadek: Na rampie lub przed komorami gazowymi.

Obrońca Minasowicz: Kto te rzeczy zbierał?

Świadek: Zbierali je więźniowie i przewożono na miejsce sortowania.

Obrońca Minasowicz: Czy Lechner towarzyszył takim ciężarówkom?

Świadek: On nie miał nic z tym wspólnego.

Obrońca Minasowicz: Kiedy więc Lechner stykał się z tymi rzeczami?

Świadek: Otrzymywał te rzeczy dopiero z magazynu głównego i transportował do poszczególnych obozów pobocznych.

Obrońca Minasowicz: Czy rzeczy te odchodziły na podstawie jakiegoś arkusza, względnie listy?

Świadek: Przychodziło formalne zamówienie, na podstawie tego robiono transport i odwożono.

Obrońca Minasowicz: Czy odwoził to poza obóz?

Świadek: Tak jest, poza obóz.

Obrońca Minasowicz: Gdzie on te rzeczy mógł sprzedawać po drodze i komu?

Świadek: To były kombinacje SS-manów. Każdy starał się mieć na swoją rękę, dla swojej załogi, większą ilość ubrań. Jeżeli zaś chodzi o prywatne rzeczy więźniów, to szły wprost na sprzedaż.

Obrońca Minasowicz: Czy Lechner miał jeszcze jakiegoś konwojenta?

Świadek: Początkowo miał więźniów, później zaś jeździł sam, tylko z szoferem.

Obrońca Minasowicz: Musiał więc być w zmowie z szoferem?

Świadek: Nie musiał być w zmowie, gdyż mógł zajechać do całkiem innego obozu i odstawić rzeczy na lewo.

Obrońca Minasowicz: To słyszał świadek tylko z opowiadania?

Świadek: Tak jest.

Obrońca Minasowicz: Czyja to była szkoda?

Świadek: Szkoda była więźniów, gdyż nie otrzymywali swoich ubrań. Ogólnej zaś szkody nie było, gdyż były to rzeczy kradzione.

Obrońca Minasowicz: Czy były jakieś meldunki?

Świadek: Owszem, były meldunki do jego szefa.

Obrońca Minasowicz: Świadek powiedział, że szef jego był taki sam.

Świadek: Szef jego, zwany „Buhajem”, był taki sam jak Lechner.

Obrońca Minasowicz: Czy te meldunki przynosiły komu krzywdę?

Świadek: Owszem, gdyż Lechner bił wtedy więźniów do krwi.

Obrońca Minasowicz: Świadek podał tylko dwa wypadki pobicia w swoich zeznaniach.

Świadek: Czasem były pobicia z powodu jego porywczości.

Obrońca Minasowicz: To znaczy, że świadek uzupełnia zeznania?

Świadek: Owszem, rozszerzam zeznania.

Obrońca Minasowicz: Czy Lechner miał do czynienia z więźniami?

Świadek: Lechner był zarządzającym i przełożonym więźniów.


Obrońca Minasowicz: W jakim sensie i czy zawsze miał tych samych więźniów?
Świadek: W tym sensie, że miał swoje komando, to znaczy zawsze tych samych więźniów.
Przewodniczący: Świadek zeznał o oskarżonym Lechnerze, że bił i kopał więźniów. Czy

świadek był obecny przy tym i widział?

Świadek: Tak jest, byłem obecny i widziałem.

Przewodniczący: Może świadek to przedstawić?

Świadek: Pamiętam jeden wypadek przy sortowaniu obuwia, gdyż więzień dobierał złe pary, Lechner zbił go do krwi.

Przewodniczący: Czym?

Świadek: Ręką i nogami.

Przewodniczący: Czy był to tylko jeden wypadek?

Świadek: Były takie wypadki trzy lub cztery.

Przewodniczący: Czy są jakieś zapytania do świadka?

Oskarżony Grabner: Do ciężkich oskarżeń chcę postawić świadkowi jedno pytanie. Chcę go zapytać, jak on mógł stwierdzić, że ja wydawałem rozkaz zastrzelenia?

Świadek: W ten sposób, że jak ludzi tych zabrano, to po przesłuchaniu ich w biurze politycznym ludzie ci nie wracali, więc byli rozstrzeliwani.

Oskarżony Grabner: Świadek wie, że był komendant obozu i my mieliśmy tylko przeprowadzać przesłuchanie, lecz nie mogliśmy wydawać takich rozkazów.

Świadek: O ile chodzi o wypadek 6 stycznia, to rozkaz rozstrzelania – jak słyszałem od SS-manów, którzy zwalali winę na oskarżonego – pochodził od Grabnera.

Oskarżony Grabner: Takich oświadczeń SS-mani nie mogli nigdy składać, ponieważ ja nigdy nie byłem uprawniony do wydawania takich rozkazów. Mogą to potwierdzić wszyscy oskarżeni, jak również inni SS-mani. Poza tym nie mogłem nigdy ani przeprowadzać apelu, ani dokonywać wybiórek, ani wyszukiwać zakładników.

Świadek: Stwierdzam, że przy pierwszej ucieczce Grabner osobiście wyszukiwał więźniów do rozstrzelania.