OTTO KULKA

Szósty dzień rozprawy, 29 listopada 1947 r.

Przewodniczący: Następny świadek, Otto Kulka.

Świadek: Otto Kulka, 14 lat, wyznanie mojżeszowe, zam. w Nowy Hryzankow (Czechosłowacja), narodowość czechosłowacka, uczeń, obcy w stosunku do oskarżonych.

Przewodniczący: Przypominam świadkowi o obowiązku mówienia prawdy. Świadek, wobec nieukończenia 14 lat, słuchany będzie bez przysięgi. Świadek zechce przedstawić Trybunałowi, co wie o sprawie Oświęcimia, w szczególności odnośnie do oskarżonych.

Świadek: Gdy liczyłem dziewięć lat, zostałem zabrany do obozu w Terezinie. Po rocznym pobycie zostałem odwieziony z transportem 5 tys. ludzi do Brzezinki. Tam natychmiast po przyjeździe dostałem się do obozu, który w ogóle nie był zorganizowany. Były jedynie baraki i musieliśmy spać na gołej ziemi, która w czasie deszczu była błotem. Następnie musiałem iść do „sauny”. Tam odebrano nam wszystkie rzeczy i dano w zamian za to jakieś łachmany. Gdy wróciłem do obozu, niedługo potem przyszedł tam jako Rapportführer Buntrock z Lagerführerem Schwarzhuberem. Zaczęli nas uczyć, co to jest prawo wiedeńskie. Musieliśmy występować na Äpelplatz przed blokiem i ustawiać się w 10 rzędach, stawać na baczność, zdejmować czapki i wykonywać rozmaite inne rozkazy. Tak nas musztrowali przez około dwie godziny, po czym wysyłali nas z powrotem na bloki. Musieliśmy sami zorganizować cały obóz, wybudować sobie drogę, a to wszystko działo się przy równoczesnym biciu i wymyślaniu ze strony SS-manów.

Chciałbym jeszcze poruszyć, że zaraz po przyjeździe przyszedł Buntrock z Lagerältestem Böhmem i okradł nas ze wszystkich cennych przedmiotów, jak zegarków i innych kosztowności.

Gdy się skończył okres sześciomiesięcznego pobytu w obozie, wywołali cały ten pięciotysięczny transport, który poprzednio przyjechał, to znaczy we wrześniu 1943 r., załadowali ich na auta ciężarowe i wysłali do zagazowania. Przedtem rozdawali kartki korespondencyjne, na których każdy musiał napisać do swoich krewnych, że mu się dobrze powodzi, żeby i oni za nim przyjechali. Jako adres nadawczy pisało się obóz w Waldsee.

Wówczas znajdowało się na tzw. Krankenbau około 50 osób chorych z tego transportu. Między nimi było także kilka kobiet, które wprawdzie nie były chore, ale gdy się dowiedziały, że z Krankenbau nie biorą do gazu, pozwoliły się tam umieścić. Dowiedział się o tym Rapportfürer Buntrock, kazał je wziąć na nosze i odnieść do krematorium. Ja wówczas byłem chory na dyfteryt i przypadkowo pozostawiono mnie przy życiu, dlatego że byłem na Krankenbau. Po zagazowaniu tych 5 tys. pozostało tam jeszcze około 10 tys. ludzi, którzy tam przyszli również z Terezina w grudniu 1943 r. Ponieważ wiedzieliśmy, co się stało z tymi 5 tys. ludzi, liczyliśmy także swoje dni, jak długo jeszcze będziemy mogli żyć. Liczyliśmy, że za sześć miesięcy podzielimy los swoich poprzedników. I rzeczywiście, było to w czerwcu 1944 r., kiedy zaczęli nas wybierać, a to zdrowych i zdolnych do pracy, których było około 4 tys., wysłali na roboty do Niemiec, a resztę zagazowali. Wybrali jeszcze spośród nich około 60 chłopców, których chcieli wysłać do Niemiec jako uczniów. Ja byłem właśnie jednym z nich. Jeszcze przy tym chciałem się uchronić i przyłączyłem się do transportu, gdzie byli zdrowi, zdolni do pracy mężczyźni. Byłoby mi się udało wydostać z nimi, ale spostrzegł mnie Buntrock i zawrócił mnie do obozu, co oznaczało śmierć. Później jednak udało mi się dostać między owych 60 chłopców. Z nimi odszedłem do lagru D II B., który był obozem męskim. Tam się dostałem do komanda ślusarskiego i doczekałem ewakuacji Oświęcimia.

Przewodniczący: Czy są pytania do świadka?

Prokurator: Nie.

Obrona: Nie.

Przewodniczący: Zarządzam przerwę.