KAZIMIERZ SMOLEŃ

Szósty dzień rozprawy, 29 listopada 1947 r.

(Po przerwie).

Przewodniczący: Proszę, świadek Kazimierz Smoleń. Proszę podać generalia.

Świadek: Kazimierz Smoleń, 30 lat, pracownik spółdzielczy, wyznanie rzymskokatolickie, zamieszkały w Krakowie, w stosunku do oskarżonych obcy.

Przewodniczący: Pouczam świadka w myśl art. 107 kpk, że należy mówić prawdę. Składanie fałszywych zeznań karane jest więzieniem do lat pięciu. Czy strony zgłaszają wnioski co do trybu przesłuchania świadka?

Prokuratorzy: Zwalniamy świadka od przysięgi.

Obrona: My także.

Przewodniczący: Proszę świadka, by opowiedział nam o stosunkach w obozie oświęcimskim i o zachowaniu się oskarżonych w stosunku do więźniów.

Świadek: Do obozu przybyłem 28 stycznia 1943 i przebywałem tam do 20 stycznia 1945 r. W obozie na wstępie pracowałem w komandzie kanalizacyjnym, przy kopaniu rowów. W tym czasie spotkałem się po raz pierwszy z oskarżonym Aumeierem przy wykonywaniu egzekucji na więźniu posądzonym o próbę ucieczki. Odbywało się to w Brzezince na odcinku B2b w bloku nr 10. Wtedy, jako młody więzień, zostałem przyprowadzony do tego baraku i zobaczyłem szubienicę, skazańca i grupę SS-manów z Aumeierem.

Nie wiem, czy wyrok ten został wykonany na polecenie władz Berlina, czy też na polecenie samego oskarżonego Aumeiera. Zdaje mi się jednak, że gdy w okresie późniejszym podobne egzekucje odbywały się na terenie obozu, to najpierw odczytywano wyrok z Berlina, a potem wieszano. W tym wypadku tłumacz powiedział po polsku, że oskarżony Aumeier oświadcza, że każdego z więźniów, który by próbował ucieczki, spotka taka kara jak tego, który miał być powieszony.

Następnie jako chory na bloku szpitalnym nr 8 byłem świadkiem systematycznego gazowania więźniów bloku nr 7, który znajdował się w sąsiedztwie. Był to koniec lutego i marzec 1943. W bloku tym znajdowało się około tysiąca chorych, a mógł on pomieścić najwyżej 200 ludzi, tak że na jednej buksie spało po 20 chorych, skulonych, aż przyjdzie rozkaz zagazowania.

Gdy nie było miejsca w baraku, delikwenci czekali na podwórzu baraku nr 7, aż przyjdzie ich kolejka. Najczęściej gazowanie odbywało się we wtorek i piątek. W tym czasie, ponieważ byłem jeszcze młodym więźniem, nie przypominam sobie dokładnie, czy to był oskarżony Grabner czy Aumeier. W każdym razie przy gazowaniu byli wyżsi oficerowie SS i wszyscy Blockführerzy. W czasie pobytu na bloku nr 8 leżałem chory wraz z moim przyjacielem Franciszkiem Rybickim, rekonwalescentem po tyfusie. Pewnego dnia przybył SS-man z oddziału politycznego i zabrał Rybickiego. Lekarz więzień oświadczył, że człowiek jest chory i pójść nie może, ale SS-man mimo to zabrał go. Wieczorem Rybicki wrócił do obozu, przywieziony sanitarką. Był okropnie zbity, tak że całe ciało było czarne. Ponieważ przez całą noc robiłem mu okłady, pytałem go: za co cię bito? Powiedział mi, że był w oddziale politycznym, gdzie przesłuchiwał go Grabner, który go skatował i oświadczył mu, że jeżeli się nie przyzna, będzie wcześniej czy później rozstrzelany. Rybicki zdawał sobie z tego sprawę i powtarzał, że jeżeli go jeszcze raz wezwą na oddział polityczny, to już nie wróci. Pocieszałem go. Mimo ciężkiej choroby, został znowu wezwany na oddział polityczny, jednak jeszcze wrócił. Za trzecim razem już nie. Gdy po kilku tygodniach interesowałem się jego losem, poszedłem do Schreibstube w Brzezince i spytałem, co się stało z kartoteką Franciszka Rybickiego nr 32 000. Na karcie ewidencyjnej było napisane „śmierć z powodu Herzmuskeldegeneration ”.

Chciałbym również poinformować Wysoki Trybunał, że wydział polityczny i komendantura obozu w Brzezince nie zawsze skrupulatnie wykonywały swoje polecenia i czynności, które do nich należały.

Jako przybysz do obozu, znajdowałem się na bloku 20, dokąd po kilku dniach odprowadzono grupę 200 ludzi, których widziałem, stojąc obok „sauny” w Brzezince. W tym momencie wbiegło kilkunastu SS-manów z 11 bloku i zaczęli nas pędzić za bramę obozu. Naturalnie nikt z nas nie wiedział, co to będzie. Sądziło się, że to „sporty obozowe”, które każdy przybysz musiał przejść. Biegliśmy aż do lasku koło „białego domu”. Gdyśmy tam dobiegli, kazano nam złapać się za ręce piątkami. Szło to niesprawnie, gdyż nie rozumieliśmy języka.

Wobec tego jeden z żyjących obecnie więźniów, Kucharski, profesor ze Śląska, powiedział, że nie rozumiemy po niemiecku. Ci z ironią odpowiedzieli: jak Żydzi mogą nie rozumieć po niemiecku? Oświadczył im wtedy Kucharski, że my nie jesteśmy Żydami, lecz Polakami. Po jakimś czasie spytał się SS-man, czy ktoś nie widział grupy, klęczącej koło Blockführerstube. Ktoś odpowiedział, że widział taką grupę. Później nas zaprowadzono na pusty, nowo budujący się, obóz cygański. Tam staliśmy do drugiej w nocy, a później sprowadzono nas dopiero do obozu. Jak dowiedzieliśmy się później, mieliśmy być zagazowani przez pomyłkę, zamiast Żydów klęczących koło Blockführerstube.

Na sali widzę oskarżonego Buntrocka, którego spotkałem po raz pierwszy w lipcu 1943 r. Jako pisarz na bloku szpitalnym był on początkowo na tak zwanym odcinku obozu B2d. Później spotkałem go na bramie obozu, gdzie miał służbę jako Blockführer. Ja z grupą ludzi wiozłem kilka paczek do zwrotu. Buntrock spytał się, co to za paczki, tłumaczyłem mu, że są to paczki do zwrotu. Nie chciał wierzyć i mówił, że to jest „organizowanie”. Nie pytając się o nic, wszedł do izby Blockführerstube, przyniósł pejcz zrobiony z kabla, wymierzył mi 15 batów i kazał jechać dalej. Z oskarżonym Buntrockiem spotkałem się przy gazowaniu więźniów z odcinka B2f. Gazowanie to odbywało się w okresie od września 1943 do sierpnia 1944 r.

Ponieważ blok mój znajdował się tuż koło łaźni, skąd wybierano ludzi do gazu, miałem możność obserwować więźniów, którzy byli tam wysłani. Najpierw kilka dni wcześniej przychodził lekarz niemiecki z SS z tak zwanego SDG i wybierali chorych, przede wszystkim Żydów. Polegało to na tym, że wchodził lekarz niemiecki i polecał wszystkim słabym wystąpić na środek bloku. Gdy chorzy Żydzi wystąpili, kazał im się obrócić, oglądnął ich i to była kwalifikacja więźnia, przeznaczająca go do gazu. Chorzy ci zdawali sobie sprawę, że ich dni są policzone. Czekali czasem kilka dni, aż przyjdzie lista z oddziału politycznego. Przed zagazowaniem wszyscy więźniowie szli do łaźni, a później nago, czy to latem, czy zimą, zawożono ich do gazu. Zachowanie tych więźniów mogło budzić litość. Tymczasem żaden z SS-manów nie okazywał odrobiny poczucia człowieczeństwa. Gdy ci więźniowie na wpół obłąkani nie wiedzieli po prostu, jak wsiąść do aut, którędy mają iść, SS-mani bili ich i kopali. W tym czasie właśnie widziałem Buntrocka, który ciężką pięścią częstował więźniów, i oskarżonego Plaggego, którego spotkałem, gdy był Lagerführerem na obozie cygańskim. Była to niedziela, przechodziliśmy w przepisanej odległości obok obozu cygańskiego. Po drugiej stronie przechodził oskarżony Plagge w towarzystwie dwóch SS-manów. W pewnym momencie krzyknął do naszej grupy „stój”. Znaliśmy go z opowiadania i nazwiska i dlatego nikt nie chciał stanąć, wszyscy zaczęli uciekać między bloki. Plagge w tym momencie zaczął strzelać do nas. Na szczęście żadnego z nas nie trafił. Niezależnie od tego posłał kilku SS-manów do naszego obozu i dwóch więźniów, między innymi żyjącego Andrzeja Łepkowskiego, studenta medycyny, wyciągnął do obozu cygańskiego, gdzie dostali po 25 kijów.

Oskarżoną Mandel spotkałem na terenie obozu Brzezinka w 1944 r. Przechodząc ulicami wzdłuż odcinków a, b, c, d, e, f, zauważyłem biały samochód osobowy podjeżdżający do Blockführerstuby na odcinku e, gdzie znajdowały się Żydówki węgierskie. To było w lipcu albo w sierpniu. W tym czasie jakaś więźniarka stała przed Blockführerstubą. Mandel podbiegła do niej i uderzeniami z góry w głowę biła ją tak, że po kilku uderzeniach więźniarka upadła. Czy oskarżona biła ją ręką, czy też miała coś w ręce, tego dokładnie nie wiem. Wypadek ten utkwił mi w pamięci, ponieważ, idąc z kolegą, zastanawialiśmy się, że kobieta potrafi drugą kobietę tak bić i dziwiliśmy się, że uderzyła ją z góry w głowę, a nie gdzie indziej.

Ponieważ byłem w Brzezince na odcinku f, to jest na ostatnim odcinku przed krematorium, w okresie dwuletniego tam pobytu byłem świadkiem ustawicznego palenia ciał w krematorium, co mogłem obserwować z okna mego baraku. W czerwcu 1944 r. niszczono Żydów węgierskich. Przychodziły do obozu ogromne transporty, których nie można było liczyć na wagony, ale całe pociągi. Przychodziło ich kilkadziesiąt w ciągu dnia. Naturalnie, istniejące krematoria nie wystarczały na pomieszczenie takiej masy trupów i z tego powodu rozpalono wielkie ogniska tuż koło naszego obozu, w odległości 200 – 300 m, i zaczęto ciała palić na stosach, bezustannie, dzień i noc. Swąd palonych ciał był tak potworny, że nie otwieraliśmy w barakach okien, nie było po prostu czym oddychać.

W odległości 100 m więzień więźnia nie widział, gdyż tak dużo było wszędzie dymu. Słychać było płacz dzieci, kobiet i szczekanie psów koło tych ognisk. Na tej podstawie przypuszczaliśmy, że dzieci te i kobiety były palone żywcem na stosach, i że SS-mani szczuli je psami na stosy. Powtarzało się to codziennie w godzinach wieczornych, o zmroku.

Byłem również świadkiem wyniszczenia obozu cygańskiego. Przyszło do niego 18 tys. ludzi. Umarło 8 tys., do 4 tys. poszło do pracy do Niemiec, reszta w liczbie 6 tys. została wyniszczona w ciągu jednej nocy. Ponieważ barak mego obozu stał w odległości 10 m od obozu cygańskiego, mogłem z okna obserwować tę akcję. Krzyki i płacze były potworne, a na terenie obozu widać było nieustanną bieganinę SS-manów, niewątpliwie wszystkich Blockführerów, z pewnością był tam także Buntrock i inni. Dzieci rzucano na samochody za nogi, względnie za ręce. Widziałem to wszystko na własne oczy. Więcej nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie.

Z obecnych tu oskarżonych poznaję oskarżoną Brandl. Pamiętam, że chodziła po obozie ustawicznie z psem wilczurem, ale specjalnie nie mogę o niej nic powiedzieć.

Przewodniczący: Czy są jakieś pytania do świadka?

Prokurator Szewczyk: Ja mam jedno pytanie. Świadek jest nieźle zorientowany w Brzezince, czy świadek obserwował tę część obozu, którą nazywano meksyk?

Świadek: Owszem, obserwowałem. Na meksyku byłem kilkakrotnie na tzw. organizacji, mianowicie brakowało nam szyb w naszych barakach, wiec chodziliśmy na meksyk i wyciągaliśmy szyby, żeby je wprawić w nasze okna. Przy tej okazji obserwowałem tam masy kobiet w łachmanach, w brudzie, w barakach bez kanalizacji, w okropnej ciasnocie.

Prokurator: Czy te baraki były jakoś urządzone?

Świadek: Nie, gdyż to był obóz w trakcie budowania, tak że niektóre baraki nie miały nawet dachów pokrytych, dachy te przeciekały i błoto było po kolana. Kobiety w większości były skulone, w półprzysiadzie ze względu na ubiór, jaki miały na sobie.

Prokurator: To znaczy, ze względu na braki ubioru?

Świadek: Tak. Często się spotykało płaczące kobiety, one były głównie z węgierskiego transportu, zdaje się, że również z łódzkiego getta.

Prokurator: Jak długo te kobiety tam przebywały?

Świadek: Do miesiąca. Częściowo przeniesiono je na odcinek B11c, częściowo później zagazowano, a co zrobiono z resztą, nie wiem. Przypuszczalnie wysłano je do pracy.

Prokurator: Kto był Lagerführerem tego obozu?

Świadek: Nie wiem, ale przypuszczalnie zarządzała nim oskarżona Mandel, gdyż cały obóz kobiecy jej podlegał.

Prokurator Pęchalski: Czy i co świadkowi wiadomo o torturowaniu dra Malinowskiego na wydziale politycznym?

Świadek: Dr Malinowski był ze mną w Brzezince na bloku nr 8, znałem go dobrze i starałem się mu pomóc. W kilka dni po przybyciu do obozu został wezwany do oddziału politycznego, gdzie pytano go m.in. o jakąś sprawę w związku z jego aresztowaniem. Malinowski oświadczył mi, że powiedział w wydziale politycznym, że sprawę tę wyjaśnił już na gestapo w Radomiu. W odpowiedzi na to został potwornie pobity, tak że bodajże tydzień leżał, bo nie był zdolny do pracy.

Prokurator: Czy świadek dowiedział się wtedy z rozmowy z drem Malinowskim, że to torturowanie odbywało się na rozkaz Grabnera?

Świadek: Dr Malinowski powiedział mi, że go przesłuchiwał Grabner, a czy go torturował Grabner osobiście, czy też inni na rozkaz Grabnera, tego nie wiem.

Prokurator: W każdym razie został pobity w związku z przesłuchaniem przez Grabnera?

Świadek: Tak.